"Zdecydowaliśmy o wzmocnieniu naszej wysuniętej obrony we wschodniej części Sojuszu" - powiedział sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg na konferencji prasowej po pierwszym dniu obrad ministrów obrony. Jest to ostatnie spotkanie na tym szczeblu przed szczytem NATO, zaplanowanym na 8 i 9 lipca w Warszawie. To właśnie tam mają zostać ogłoszone ostateczne decyzje, w tym w sprawie państw dowodzących poszczególnymi batalionami - zapowiedział Stoltenberg.

Jak powiedział, cztery bataliony, które trafią do Polski, Litwy, Łotwy i Estonii, będą "mocne" i "wielonarodowe". Poinformował też, że już we wtorek kilka państw Sojuszu zapowiedziało udział w tych działaniach.

"Nie widzimy, by którykolwiek z krajów sojuszniczych był bezpośrednio zagrożony. Bataliony będą gotowe do walki. To nasz cel. Będą one w wysokiej gotowości" - oświadczył Stoltenberg.

Polski minister obrony Antoni Macierewicz podkreślił, że bataliony będą miały charakter bojowy, a nie ćwiczebny. Zdaniem szefa MON jest to "przełom w historii NATO". "W istocie do tego momentu nasza obecność miała charakter jednak trochę papierowy" – powiedział Macierewicz. "Faktyczne, realne bezpieczeństwo Polski uległo zasadniczej zmianie" – dodał.

Reklama

Jednocześnie Macierewicz ocenił, że decyzja NATO jest na "poziomie minimalnym", jeśli wziąć pod uwagę stopień zagrożenia ze strony Rosji, która - jak mówił - chce zmienić obecną architekturę bezpieczeństwa europejskiego.

"Przebieg wydarzeń od sierpnia 2009 r. doskonale wszyscy znają. Na drodze od tragedii do tragedii, od katastrofy do zagrożenia bezpieczeństwa całej Europy, jest też śmierć polskich prezydentów i wszystkich dowódców polskiej armii. W związku z tym byliśmy uprzedzani w sposób naprawdę bardzo dramatyczny, tylko wielu nie chciało tego widzieć. Przypominam tę kwestię, żeby powiedzieć jasno: to jest pierwszy krok, jeżeli chodzi o siły niezbędne, żeby skutecznie powstrzymać Rosję. Mamy tego pełną świadomość, ale to jest krok, który NATO uznało za możliwy dla skutecznego odstraszenia i powstrzymania wtedy, gdyby była próba agresji, na tak długo, zanim nie dotrą pozostałe siły" - powiedział szef MON.

Jak dodał, sojusznicze bataliony swoim potencjałem do powstrzymywania ewentualnej agresji rosyjskiej tak długo, dopóki nie dojdą niezbędne posiłki, mają skutecznie odstraszać przed próbą podjęcia ataku. Mają bowiem uświadamiać, że taki atak przerodziłby się w wojnę, którą Rosja musiałaby przegrać. "Taka kalkulacja stoi za tą decyzją" - powiedział szef MON.

Macierewicz potwierdził, że batalion w Polsce miałby osiągnąć zdolność do działania na początku 2017 r.

Decyzja ministrów obrony dotyczy batalionowych grup bojowych, czyli wzmocnionych i zdolnych do samodzielnego działania batalionów, liczących ok. tysiąca żołnierzy. Jak wyjaśnił szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Mieczysław Gocuł, chodzi o formacje o wysokiej zdolności i gotowości bojowej, wyszkolone na odpowiednim poziomie, odpowiednio wyposażone i dowodzone, a także zdolne do szybkiego przerzutu i manewru, przy czym istotną rolę mają odgrywać państwa goszczące.

Macierewicz zapewnił, że wszystkie batalionowe grupy bojowe mają państwa ramowe, czyli odpowiedzialne za zebranie sił i dowodzenie nimi. Do tej pory do roli państwa ramowego zgłosiły się USA, Wielka Brytania i Niemcy; media w niepotwierdzonych doniesieniach wymieniają także Kanadę.

Pytany, czy w przypadku Polski państwem ramowym będą USA, szef MON powiedział, że zostanie to ogłoszone na szczycie NATO. Także gen. Gocuł nie chciał mówić o składzie sił, które miałyby znaleźć się w Polsce, tłumacząc, że jest to odpowiedzialność państwa ramowego, której Polska nie chce przejąć. "Chociaż nasz sojusz i sympatia trwa ponad 200 lat" – wtrącił Macierewicz. Wcześniej we wtorek szef MON pytany o USA powiedział, że jest to najlepsze z możliwych rozwiązań.

Minister przypomniał, że bataliony to tylko część sił, które znajdą się w Polsce, bo USA zadeklarowały wysłanie do naszego regionu ciężkiej brygady. Jak powiedział Macierewicz, jej "centrum będzie się znajdowało w Polsce".

Macierewicz powiedział, że we wtorek zdecydowano też, że w Polsce powstanie sojusznicze dowództwo na szczeblu dywizji. Będzie to element pośredni w łańcuchu dowodzenia pomiędzy Wielonarodowym Korpusem Północ-Wschód w Szczecinie a jednostkami rozmieszczonymi w Polsce i sąsiednich państwach. Międzynarodowe dowództwo dywizji ma być zdolne do dowodzenia pięcioma brygadami i jednostkami wsparcia w czasie pokoju i ewentualnego kryzysu. W razie wojny dowodzeniem zajęłyby się dowództwa wyższego szczebla.

W Sojuszu wciąż trwa natomiast dyskusja w sprawie rozmieszczenia na wschodniej flance elementów rozpoznania i wywiadu oraz finansowania logistyki.

Pytany o polski udział w misji przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu szef MON powiedział, że ta sprawa się finalizuje. "To jest już tylko kwestia pewnych procedur wewnętrznych. Wszystkie uzgodnienia w tej sprawie, rozpoznanie, lokalizacja, przygotowanie personelu, niezbędnych zasobów itd. już jest za nami. Liczymy, że będzie to jeszcze przed szczytem NATO" - powiedział minister.

Polska zamierza wysłać na tę misję cztery samoloty F-16, które mają prowadzić wyłącznie misje rozpoznawcze, oraz zespół szkoleniowy sił specjalnych. (PAP)