Większość rozwiniętych gospodarek zrzeszonych w OECD odnotuje w tym i przyszłym roku wzrost zatrudnienia. Te najbardziej dotknięte przez kryzys, jak Grecja, Hiszpania czy Irlandia, będą liderami wzrostu. Niestety, nie będzie w tym gronie Polski – twierdzą analitycy OECD w raporcie o rynku pracy.

W większości państw Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) zatrudnienie rośnie już od dwóch lat, jednak dopiero w 2017 roku powróci do poziomów z końca 2007 roku. W IV kwartale 2015 roku wskaźnik zatrudnienia osób w wieku produkcyjnym w krajach OECD wyniósł 60,2 proc. i był wciąż niższy o 0,2 pkt. proc. niż przed kryzysem. To oznacza, żeby było mniej o 5,6 miliona miejsc pracy niż osiem lat wcześniej.

Domknięcie tej luki w 34 najlepiej rozwiniętych gospodarkach w 2017 roku nie oznacza, że we wszystkich krajach równocześnie się tak stanie. Już na koniec 2015 roku w dwóch trzecich spośród państw OECD zatrudnienie było większe niż przed kryzysem, ale w Grecji było mniejsze o 9 pkt. proc, w Hiszpanii o 8,5 pkt. proc, w Irlandii o 7,9 pkt. proc, a w USA o 3,4 pkt. proc. W 2017 roku w krajach Południa Europy będzie ono nadal o przynajmniej 5 pkt. proc. niższe niż 10 lat wcześniej.

Podobnie będzie ze stopą bezrobocia, która nie wcześniej jak za dwa lata powróci do poziomów sprzed dekady. Na koniec kwietnia tego roku w państwach OECD było w sumie 39,4 mln bezrobotnych, o 6,8 mln więcej niż przed kryzysem. W tym bezrobotnych dłużej niż rok było 13,5 mln, czyli o ponad połowę więcej niż w 2007 roku.

Do OECD należą państwa zaliczane do rynków rozwiniętych, takie jak USA, Wielka Brytania, Niemcy, Kanada czy Japonia, ale również kraje zaliczane do rynków wschodzących, jak Meksyk, Chile, Turcja czy Polska. O wspólny mianownik bardzo trudno. Analiza OECD jest o tyle ciekawa, że dla pewnych procesów i trendów go jednak znajduje, a w innych przypadkach pokazuje bardzo pouczające różnice.
Południe Europy powoli się podnosi

Reklama

Najbardziej interesująca cześć raportu poświecona jest właśnie sytuacji gospodarek południa Europy. Od 2008 roku najwięcej miejsc pracy ubyło w krajach najbardziej dotkniętych kryzysem długu. W latach 2008-2015 nastąpił spadek zatrudnienia w Grecji o 17 proc., w Hiszpanii o 13 proc., w Portugalii o 10 proc., przy wzroście o ponad 15 proc. w Izraelu czy Luksemburgu. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że oznacza to, jak bardzo miejsca pracy oraz przedkryzysowy szybki wzrost kosztów pracy, także w sektorze prywatnym, były subsydiowane z pieniędzy publicznych.

Co więcej, państwa takie jak Estonia, Łotwa i Litwa (te dwa ostatnie nie należą do OECD), w których gospodarka skurczyła się w 2009 roku o ponad 14 proc., a zatrudnienie przez dwa lata spadało od 4 do 14 proc. rocznie, szybko wróciły na ścieżkę wzrostu. Estonia i Litwa odbudowały swój rynek pracy już w 2013 roku, a Łotwa zrobi to w roku przyszłym.

Kraje południa Europy przechodzą natomiast długotrwały proces dostosowawczy poprzez dewaluację wewnętrzną. Oznacza to zmniejszenie jednostkowych kosztów pracy po to, żeby gospodarce przywrócić konkurencyjność, której brak przejawia się nieatrakcyjnym eksportem i deficytem w obrotach bieżących. Raport stwierdza, że Hiszpania, Irlandia i Portugalia w ciągu ostatnich lat uzyskały znaczący wzrost produktywności. Być może silny wzrost zatrudnienia w tych dwóch pierwszych krajach oznacza, że weszły już na nową ścieżkę.
Zatrudnienie w sektorach

Spadek zatrudnienia w sektorze dóbr i usług handlowych (tradable sector) zaczął się jednak w wielu gospodarkach rozwiniętych na długo przed kryzysem. Już w latach 2000-2008 zatrudnienie w przemyśle spadło o 1,6 proc. w porównaniu z 0,6 proc. w latach 2008-2015. Wynikało to z przenoszenia produkcji na rynki wschodzące, głównie do Chin. Po kryzysie nastąpiło zahamowanie światowego handlu, więc i przenoszenie produkcji zostało wstrzymane.

Równocześnie od wybuchu kryzysu zaczęła się tendencja przenoszenia zatrudnienia z sektora wytwórczego do sektora usług. W czasie kryzysu przemysł i budownictwo miały 79-procentowy udział w spadku zatrudnienia, natomiast w okresie ożywienia aż 97 proc. miejsc pracy powstało w usługach, najwięcej w usługach socjalnych i administracji publicznej. Z reguły związany jest z tym spadek wynagrodzeń.
Wyzwania dla rynku pracy

Tu widać kolejny wspólny mianownik, a jednocześnie największe wyzwanie dla polityki na rynku pracy we wszystkich rozwiniętych gospodarkach – zatrzymanie i rozwijanie produkcji w macierzystych krajach, a zwłaszcza tej jej części, która jest związana z badaniami, innowacjami, wzornictwem i marketingiem, czyli o wysokiej wartości dodanej, oraz tworzenie miejsc pracy wymagających zaawansowanych umiejętności.

Drugie wyzwanie polega na wykorzystaniu pracowników o wysokich umiejętnościach i kwalifikacjach na rynku pracy. Takie „dopasowywanie” powinno odbywać się przy udziale publicznych instytucji.

Jednym z największych, także wspólnych ryzyk, jest to, że najsłabsze grupy na rynku pracy mają małe szanse na poprawę swojej sytuacji. Głównie chodzi o młodych ludzi, zwłaszcza z rodzin bezrobotnych, o niskich kwalifikacjach, którzy dotąd nie zaczęli pracować i nie uczą się. Tu zagrożeniem jest swego rodzaju „reprodukcja” bezrobocia. Raport stwierdza również, że w gospodarkach wschodzących rażące są nierówności w traktowaniu pracowników ze względu na płeć.
Sytuacja w Polsce

Jak na tym tle wygląda Polska? Była jednym z nielicznych państw, gdzie po kryzysie nastąpił tylko minimalny przejściowy spadek zatrudnienia (o 0,1 proc. w 2013 roku) i gdzie w ciągu ostatnich ośmiu lat silnie wzrósł wskaźnik zatrudnienia z 50,2 proc. ludności w wieku produkcyjnym w 2007 roku do 55,7 proc. w 2015 roku. Jednakże zarówno w 2007 roku, jak i obecnie wskaźnik ten jest wyjątkowo niski na tle innych państw.

Prognozy OECD przewidują wzrost zatrudnienia w Polsce o 1,3 proc. w tym roku i o 0,7 proc. w roku przyszłym, wskutek czego wzrośnie ono do 55,6 proc. Jeśli te prognozy się sprawdzą, niższy wskaźnik zatrudnienia wśród państw OECD będą mieć tylko Turcja, Słowenia, Włochy, Francja i Grecja.