Rządzący podejmując decyzje publiczne używają argumentu, że „naród zdecydował” lub „większość ludzi uważa, że…”. A może to rachunek ekonomiczny, a nie głos większości powinien mieć monopol na rację? Jakie reformy musiałby wprowadzić rząd, by Polska była taka, jakiej chcą Polacy?

Tym, co odróżnia Polaków od reszty Europejczyków, jest przekonanie o większej roli państwa zarówno w gospodarce jak i w życiu społecznym (w tym w polityce bezpieczeństwa).

Państwo musi być silne i opiekuńcze

Przeszło 80 proc. Polaków uważa, że państwo powinno być przede wszystkim silne. Wyższy odsetek za silnym państwem jest tylko wśród Słoweńców. Żaden inny naród w Europie nie ma tak dużej potrzeby silniejszego niż obecnie państwa (respondentów pytano w 2014 r.). Podobnie wysoki odsetek odpowiedzi był w Izraelu, Hiszpanii, Austrii na Węgrzech. Co ciekawe, podobnie myśli ponad 70 proc. Brytyjczyków. Przeciętnie w Europie ten odsetek wynosi 65 proc.

Dlatego, nie mogą dziwić w Polsce resentymenty za silną interwencją państwa w gospodarkę. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że w krajach skandynawskich, w których państwo silniej interweniuje niż w innych, odsetek przekonanych o silnej roli państwa jest niższy od połowy lub oscyluje wokół tej liczby.

Reklama

W 2016 r. CBOS zapytał Polaków za jakim modelem relacji państwo-gospodarka się opowiadają. 55 proc. respondentów odpowiedziało, że państwo powinno odgrywać aktywną rolę w gospodarce. Tylko co trzeci z nich (34 proc.) uważa, że im mniej państwa w gospodarce, tym lepiej. 11 proc. nie miało zdania na ten temat.

Po drugie, Polacy w przytłaczającej większości są przekonani co do redystrybucyjnej roli państwa i to nie zmienia się w naszym kraju od lat 80. W 1988 r. około 70 proc. Polaków uważało, że zadaniem państwa jest wyrównywanie dochodów jego obywateli. Przez lata odsetek ten spadł nieznacznie do 68 proc. w 2013 r.

Polacy pytani o różne role państwa opiekuńczego wskazują w przytłaczającej większości (3/4 respondentów), że państwo powinno zapewniać pracę (pomagać ją znaleźć, ale też tworzyć miejsca pracy) i zapewniać biednym bezpłatną edukację. Trochę mniej ważne jest redukowanie różnic w dochodach oraz pomaganie emerytom. Około połowy zgodziło się z tym, by państwo regulowało wynagrodzenia.

>>> Czytaj też: Europejskie czarne owce: oto banki, które mogą mieć problemy w razie kryzysu

Rządowe programy popierają nawet wyborcy opozycji

Obecny rząd ma agendę, która dla większości społeczeństwa opowiadającego się za redystrybucją i aktywną rolą państwa może być korzystna. Dlatego większość programów rządowych – już wprowadzonych i tych planowanych – jest popierana przez znaczną większość społeczeństwa.

Ogromna większość ankietowanych przez CBOS popiera wprowadzenie prawa do bezpłatnych leków dla seniorów (94 proc.). Zbliżone poparcie uzyskują takie rozwiązania z polityki gospodarczej, jak: minimalna płaca godzinowa dla umów zleceń (82 proc.), program Rodzina 500+ (80 proc.), obniżenie wieku emerytalnego (80 proc.) oraz podwyższenie kwoty wolnej od podatku (75 proc.).

W kwestii podatków bankowego i handlowego zdania Polaków są podzielone: wprowadzenie tego pierwszego ma więcej zwolenników niż przeciwników (46 proc. wobec 34 proc.), natomiast wprowadzenie podatku od sprzedaży detalicznej popiera tyle samo osób, co jest mu przeciwnych (po 42 proc.). Polacy nie lubią dodatkowego opodatkowania, nawet wybranych grup społecznych i podmiotów gospodarczych.

Rodzina 500+ to najbardziej nośny projekt rządu, który popiera 62 proc. wyborców Nowoczesnej i 65 proc. PO, a także 89 proc. wyborców Kukiz’15 i 95 proc. PiS. W każdej grupie demograficznej jest co najmniej 60 proc. zwolenników 500+.

Zwiększenie kwoty wolnej jest trudniejszą reformą. 39 proc. Polaków orientuje się, na czym ma polegać taka zmiana. Ponad połowa (56 proc.) uważa, że jest to rozwiązanie, na którym skorzysta ich rodzina, 68 proc. Polaków uważa, że będzie korzystne dla społeczeństwa, a tylko 35 proc. widzi w nim zysk dla gospodarki.

W przypadku podatków od sklepów i dodatkowego opodatkowania banków cztery piąte Polaków jest przekonane, że banki i sklepy przerzucą koszty nowych podatków na klientów. Jest to też najmniej popularna reforma z wprowadzanych przez nowy rząd.

Praca – im krócej tym lepiej

Od kiedy CBOS pyta Polaków o wiek emerytalny – około czterech piątych Polaków była przeciwko jego podwyższeniu, a potem za jego obniżeniem. 44 proc. Polaków uważa, że ta reforma będzie niekorzystna dla polskiej gospodarki, ale trzy czwarte widzi korzyści społeczne takiej zmiany, w tym 56 proc. widzi osobiste korzyści z takiej reformy. Warto podkreślić, że pomysł popiera większość wyborców Nowoczesnej i PO (po 53 proc.) oraz prawie wszyscy wyborcy PiS i Kukiz’15 (odpowiednio 94 i 91 proc.). Najniższe poparcie jest wśród mieszkańców dużych miast (56 proc.) i najzamożniejszych (61 proc.).

11 lat temu Polacy uważali w większości (60-70 proc.), że kobiety powinny móc przechodzić na emeryturę w wieku 55-60 lat, a mężczyźni w wieku 60-65 lat. Co ciekawe, jeszcze w 1995 r. 74 proc. Polaków uważało, że świadczenie emerytalne powinno zależeć od zarobków i stażu pracy danej osoby – to nie zmieniło się do dziś. Tylko 22 proc. Polaków było przekonanych do tego, by świadczenia były równe. Dlatego reforma z 1999 r. cieszyła się dużą popularnością. Przy założeniu tej zmiany zapomniano jednak, że świadczenie takie może być niższe jeżeli ktoś będzie miał krótszą karierę zawodową.

Rządzący nie słuchają jednak Polaków dokładnie. W 2012 r. w momencie wprowadzania reformy podwyższającej wiek emerytalny, mając do wyboru czynnik, o którego powinno zależeć nabycie prawa do emerytury Polacy odpowiadali, że przede wszystkim od stażu pracy (75 proc.), dopiero w drugiej kolejności od wieku (42 proc.), wykonywanego zawodu (27 proc.) i wielkości wypracowanego świadczenia emerytalnego (22 proc.). Zaledwie (aż?) 10 proc. uważało, że wysokość świadczenia powinna zależeć od płci.

Polacy nie są też zwolennikami systemu emerytur obywatelskich (inaczej zwanych kanadyjskimi), w którym państwo gwarantuje każdemu tylko minimalne świadczenie. 32 proc. Polaków popierałoby taki system, ale 56 proc. jest mu przeciwna.

Koniec preferencji

Polacy są przekonani także do zmian, których nie chcą ruszyć politycy od wielu lat. Według 82 proc. respondentów rolnicy, tak jak inne grupy zawodowe, powinni płacić składki emerytalne odpowiadające ich dochodom. Co ciekawe, do takiej zmiany przekonane było także 72 proc. respondentów, którzy byli w KRUS.

58 proc. Polaków uważa, że służby mundurowe powinny być w powszechnym systemie emerytalnym, choć ich świadczenie mogłoby być korzystniejsze lub wiek emerytalny niższy ze względu na charakter wykonywanego zawodu. Tylko 38 proc. Polaków uważa, że żołnierze powinni bezwarunkowo mieć inne świadczenia emerytalne niż reszta społeczeństwa.
Inaczej jest z górnikami – 62 proc. Polaków uważa, że powinni oni otrzymywać świadczenia emerytalne na innych zasadach od reszty.

Polacy chcą zmiany klina podatkowego

Od jesieni zeszłego roku wiele mówi się o wprowadzeniu skonsolidowanej reformy systemu podatkowego i składkowego, która obniżyłaby opodatkowanie pracy najmniej zarabiających. W badaniu Danae na zlecenie Polityki Insight wyszło, że blisko połowa Polaków chce połączenia składek i podatków. Rządowe plany reformy popierają zwłaszcza wyborcy bardziej liberalnej opozycji.

41 proc. Polaków chce skonsolidowanej reformy klina podatkowego. Zmianę klina podatkowego, która polegałaby na wprowadzeniu jednej podatkoskładki rosnącej wraz z dochodem.
Jest to także reforma, nad którą pracują Kancelaria Premiera, ZUS i Ministerstwo Finansów. 41 proc., czyli największa grupa respondentów, opowiada się za taką zmianą, ale 27,6 proc. nie ma zdania, a 4,4 proc. uważa, że w podatkach i składkach potrącanych od wynagrodzeń nie trzeba nic zmieniać.

15,3 proc. Polaków chciałoby dodatkowej stawki podatkowej dla najlepiej zarabiających (np. 40 proc. jak do roku 2009), a 12,1 proc. życzy sobie wprowadzenia podatku liniowego. Co bardzo ważne do jednolitej podatkoskładki bardziej przekonani są wyborcy opozycyjnych PO i Nowoczesnej niż PiS, ale to nadal najpopularniejsza zmiana wśród wszystkich wyborców. Jedna piąta głosujących na PiS chciałaby powrotu kolejnej stawki podatkowej.

28,1 proc. popiera pełne oskładkowanie tzw. umów śmieciowych. Około 1 mln Polaków pracuje na umowach cywilnoprawnych, wskutek czego płaci niższe podatki, ale też mniej oszczędza na emerytury, a część nie ma dostępu do ochrony zdrowia. Większość respondentów chciałaby zmienić ten stan rzeczy, jednak opinie na temat rozwiązań są podzielone. 28,1 proc. popiera pełne oskładkowanie umów śmieciowych, 22,4 proc. uważa, że należy wprowadzić zakaz zawierania innych umów niż umowy o pracę dla osób nieprowadzących działalności gospodarczej, a 20 proc. chce dać większe uprawnienia Państwowej Inspekcji Pracy. 25,5 proc. respondentów nie ma w tej sprawie zdania, natomiast 4 proc. uważa, że umowy śmieciowe nie są problemem.

Publiczna służba zdrowia – niekoniecznie

59 proc. Polaków nie chce płacić dodatkowo za wizyty u lekarza. 22 proc. ogólnie uważa, że to dobry pomysł, ale byłoby ich stać na takie rozwiązanie, a zaledwie 16 proc. uważa, że dopłacałaby by mieć lepszej jakości świadczenia. Polacy są także w większości niezadowoleni z działania systemu ochrony zdrowia – tylko 28 proc. uważa, że działa on wystarczająco dobrze. To kolejny odsetek, który utrzymuje się na poziomie jednej trzeciej od kiedy wprowadzono NFZ. Dwie trzecie Polaków od piętnastu lat jest niezadowolone z systemu.
Polacy pytani o kierunki reform w większości opowiadają się za wprowadzeniem rozwiązań quasi-rynkowych. 30 proc. chce by zlikwidowano składkę zdrowotną i pozostawiono obywatelowi możliwość ubezpieczenia się, 15 proc. byłaby w stanie poprzeć dodatkowe opłaty za świadczenia, 6 proc. chciałaby podniesienia składki zdrowotnej. 11 proc. nie wie co ma sądzić, a 38 proc. uważa, że nie trzeba zwiększać nakładów na ochronę zdrowia i nie trzeba nic zmieniać.
Około 70 proc. (a czasem nawet 85 proc.) Polaków ma złą opinię o działaniu NFZ. To instytucja ciesząca się najgorszą sława ze wszystkich instytucji publicznych – nawet Sejm ma wyższe notowania.

Wola obywateli czy rachunek ekonomiczny

Decyzja Brytyjczyków o Brexicie uczy nas, że obywatele powodowani emocjami mogą decydować skrajnie przeciwko własnemu interesowi gospodarczemu. Są jednak suwerenem – w każdej demokracji to ludzie w ostatecznym rozrachunku wybierają rządzących, domagając się określonych reform. Nie wszystkie postulaty społeczeństwa są racjonalne. Czasem są one bardzo krótkoterminowe, jak w przypadku pytania Polaków o wiek emerytalny, gdzie – pomimo wymienienia problemów jakie on będzie powodował – i tak zdecydowana większość opowiada się za tym, by był on niższy.

Polacy ufają, że politycy wiedzą, co robią rządząc krajem. 59 proc. mieszkańców naszego kraju jest przekonana, że decyzje polityczne są podejmowane przy wykorzystaniu danych statystycznych. To wynik identyczny z europejską średnią. Najbardziej sceptyczni co do wykorzystania wiedzy ekonomicznej w decyzjach politycznych są Cypryjczycy spośród których tylko 36 proc. uważa, że ich rządzący korzystają z danych. Podobnie sceptyczni są Słoweńcy, Łotysze, Hiszpanie i Czesi, gdzie myśli tak zaledwie dwie piąte obywateli. Najbardziej przekonani o roztropności swoich polityków są Duńczycy, Holendrzy, Szwedzi i Finowie spośród których więcej niż trzy czwarte uważa, że politycy uwzględniają dane podejmując decyzje. To skłania do kilku wniosków.

Po pierwsze, skoro mamy demokrację pośrednią, a nie bezpośrednią, to rządzący oprócz woli suwerena muszą też patrzeć na dobro publiczne szerzej i myśleć o przyszłości – bo referendum o likwidacji podatku dochodowego mogłoby się skończyć podobnie jak Brexit. Rząd jest także od edukowania społeczeństwa, przedstawiania faktów i wpływania na postawy społeczne. W tym tkwił podstawowy problem reformy podnoszącej wiek emerytalny, która jest obecnie cofana. Nikogo nie przekonano do tego, że ta zmiana jest konieczna, a osobom 60+ nie stworzono dodatkowych szans na rynku pracy. Skoro jakaś zmiana jest konieczna to trzeba spróbować przekonać do niej ludzi.

Po drugie, społeczeństwo trzeba przekupywać. Doskonale rozumiał do Otto von Bismarck, który przejmując socjalny program rodzących się w Niemczech ruchów lewicowych odłożył w czasie ich dojście do władzy. Takie ruchy uprzedzające miały miejsce także w naszym kraju. Dzięki temu, że kobiety uzyskały prawa wyborcze już w 1918 r. napięcia społeczne związane z równouprawnieniem praktycznie nie dotknęły naszego kraju.

Po trzecie, jesteśmy interwencjonistami. Przeciętny Polak chce by państwo silnie regulowało rynek i prowadziło aktywną politykę gospodarczą. Dlatego Polacy lubią Specjalne Strefy Ekonomiczne, środki europejskie, dotacje i programy rządowe, które mają wspomagać wzrost. Znacznie mniej jest w naszym kraju osób przekonanych o tym, że gospodarkę trzeba pozostawić samą sobie. Taka opinia oznacza, że każdy rząd – lewicowy czy prawicowy – będzie realizował podobną politykę.

Po czwarte, Polacy mają w wielu sprawach racjonalne podejście.

Podsumowując badania wykorzystane w tym tekście okazuje się, że: Polska powinna mieć zróżnicowany ze względu na płeć staż pracy uprawniający do pobierania świadczenia emerytalnego, służby mundurowe należałoby na specjalnych warunkach włączyć do powszechnego systemu emerytalnego, rolnicy nie powinni być już w KRUS; górnicy nadal mieliby preferencje emerytalne; NFZ trzeba zlikwidować, ale wprowadzić jakąś formę konkurencji rynkowej w ochronie zdrowia przy zachowaniu powszechnego systemu ochrony zdrowia; trzeba wprowadzić progresywną podatkoskładkę; a także wprowadzić system powszechnego świadczenia społecznego – może np. gwarantowanego dochodu podstawowego, bo Polacy lubią powszechne świadczenia pieniężne.

Takiego mixu rozwiązań nie ma jednak w programie jednej partii politycznej. Jeszcze.

Autor: Piotr Arak