Docelowo ministerstwo chciałoby, żeby leki produkowane na bazie konopi indyjskiej stały się krajowym produktem eksportowym. – Najpierw musiałyby oczywiście przejść wszystkie wymagane badania stwierdzające skuteczność leków – podkreśla w rozmowie z DGP wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda.

Ministerstwo Zdrowia na razie nie zgadza się, by pacjenci otrzymali uprawnienia do samodzielnego uprawiania konopi i przygotowywania przetworów na własne potrzeby, co postulują posłowie Kukiz’15 w projekcie ustawy legalizującej medyczną marihuanę. Zdaniem wiceministra Łandy uprawy mogłyby być prowadzone jedynie pod restrykcyjnym nadzorem, a susz byłby przekazywany bezpośrednio do aptek, w których przygotowywane byłyby leki.
Obecna zapowiedź resortu zdrowia jest rewolucyjna – jeszcze niedawno minister Konstanty Radziwiłł bardzo sceptycznie odnosił się do leków na bazie konopi indyjskich. – Nie ma marihuany medycznej, to niebezpieczny narkotyk. Jest tylko marihuana wykorzystywana w celach medycznych – mówił w wywiadzie radiowym.

Łanda tłumaczy, że wprowadzenie upraw nie oznacza legalizacji marihuany. Pozwoli jednak na oszczędności: obecnie resort płaci od 10 do 20 tys. zł miesięcznie za lek sprowadzany z Holandii w ramach importu docelowego dla pacjentów z padaczką lekooporną. Od marca ministerstwo nie tylko zgadza się na import, ale także refunduje medykamenty.

To kolejny głos w sprawie leków na bazie marihuany. W Sejmie w zeszłym tygodniu rozpoczęły się prace nad projektem przygotowanym przez posłów Kukiz’15. Do

Reklama

Sejmu została także złożona tzw. ustawa Kality. Jej autor Tomasz Kalita, były rzecznik SLD, ma raka mózgu. Przekonuje, że leki na bazie konopi mogą przynieść ulgę chorym. Teraz są skazani na nielegalne szukanie ich przez dilerów.

Rozmowa z wiceministrem zdrowia Krzysztofem Łandą

Proponuje pan, żeby Polska zajęła się uprawą marihuany?

Tak, ale tej wykorzystywanej do celów medycznych. Rozmawiamy z Ministerstwem Sprawiedliwości o rozpoczęciu uprawy konopi indyjskich w Polsce. Wytypowaliśmy wstępnie miejsca, w których takie uprawy mogłyby powstać.

Kto by sprawował nadzór nad nimi?

Na początku prawdopodobnie byłyby to państwowe uprawy – prowadzone np. przez instytucje podległe jednemu z ministerstw. Jednak docelowo to mogłyby być uprawy prywatne, spełniające ustawowe wymagania i podlegające systematycznej i dokładnej kontroli.

Co dalej by się działo z tymi konopiami?

Susz byłby przekazywany do aptek szpitalnych, gdzie sporządzano by preparaty dla pacjentów z padaczką lekooporną.

Pacjent mógłby je dostać tylko w szpitalu?

Być może również mogłyby być dostępne w aptekach na receptę i wydawane pacjentom do domu.

Czyli te leki byłyby refundowane przez państwo?

Zakładam, że tak.

Po co Polska ma uprawiać marihuanę?

A po co mamy płacić Holandii, skąd sprowadzamy w ramach importu docelowego susz zawierający kannabinoidy za ok. 10 do 20 tys. zł (w zależności od wagi pacjenta) za miesiąc? Uprawa marihuany w kraju będzie dużo tańsza. Teraz susz konopi indyjskich sprowadzamy dla pacjentów z zagranicy, a minister zdrowia podejmuje decyzje, że potrzebującemu pacjentowi z padaczką lekooporną refundujemy leczenie w ramach tzw. importu docelowego.

Kiedy takie zmiany mogą wejść w życie?

Jesteśmy już po kilku spotkaniach z Ministerstwem Sprawiedliwości. Trzeba przygotować zmiany w ustawie, które pozwolą pacjentom korzystającym z tych preparatów i ich lekarzom mieć pewność, że nie zostaną na nich nałożone kary. Oni nie mogą być traktowani tak samo jak posiadacze substancji niedozwolonych.

Musimy także jako ministerstwo wypracować sposób dostarczania leków do aptek. Trzeba będzie również doprecyzować nadzór nad produkcją i samymi uprawami. Kiedy zmiany zostaną przygotowane, zajmie się nimi Sejm. A kiedy przejdą pełną ścieżkę legislacyjną, będzie można założyć pierwsze kontrolowane uprawy.

To może chwilę potrwać…

Tak, dlatego wprowadzamy ułatwienia w sprowadzaniu leków w imporcie docelowym. Do tej pory byłoby bardzo trudno sprowadzać w ramach tego mechanizmu leki, które nie są fizycznie dostępne w Polsce, ale są zarejestrowane na terenie UE, a więc również w Polsce. Obecnie, zgodnie z ustawą refundacyjną, minister zdrowia na wniosek pacjenta może wydać zgodę na refundację leku sprowadzanego w ramach tzw. importu docelowego. Ale wcześniej musi otrzymać tzw. zapotrzebowanie, wystawione przez lekarza prowadzącego i potwierdzone przed konsultanta. Dotychczas minister wydał zgody na refundację leków zawierających kannabinoidy dla pacjentów leczonych z powodu lekoopornych napadów padaczkowych, u których wszystkie dostępne w Polsce metody leczenia (farmakologiczne i dietetyczne) nie przyniosły poprawy stanu klinicznego. Procedura wydłuża się niestety głównie z przyczyn leżących po stronie kraju eksportera, dlatego też chcemy prowadzić uprawy pod kontrolą w Polsce. A docelowo chciałbym móc zachęcić polskie firmy, aby wykorzystały polskie uprawy i zajęły się produkcją leków na bazie konopi indyjskich.

Polskie firmy?

Nie tylko polskie, także te z kapitałem zagranicznym. Ale muszą one prowadzić działalność w Polsce, tak by ich działania były korzystne dla polskiej gospodarki. Takie firmy mogłyby stać się potem eksporterem leków na bazie konopi indyjskich – te preparaty mogłyby się stać polskim produktem eksportowym. Oczywiście to plany na lata. Takie leki musiałyby przejść normalną procedurę rejestracji leku, czyli przejść wszystkie badania przedkliniczne i kliniczne oceniające skuteczność leku. Kolejną pozytywną stroną wprowadzenia takiego rozwiązania byłoby również prowadzenie polskich badań oceniających skuteczność tych leków. Tym bardziej że teraz pracujemy nad wprowadzeniem ułatwień w prowadzeniu badań klinicznych i rejestrów.

Do tej pory minister Konstanty Radziwiłł mówił, że marihuana jest niebezpieczna i nie powinna być dostępna, jak to określił, jak witamina C. A teraz miałyby powstać polskie uprawy?

Nie ma tu żadnej sprzeczności. To zależy od wskazań medycznych i dostępności lub braku dowodów naukowych. Co więcej, powstanie upraw i produkcja suszu w Polsce nie oznacza, że jesteśmy za legalizacją marihuany. Jeszcze raz podkreślam, że wszystko odbywałoby się pod specjalnym nadzorem, a konopie byłyby wykorzystywane tylko do produkcji leków. Poza tym to właśnie minister Konstanty Radziwiłł – a nie żaden z jego poprzedników – wydał zgodę na refundację takich leków w imporcie docelowym. Prowadzimy rejestr monitorujący wyniki leczenia i stan pacjentów w padaczce lekoopornej. Będziemy reagować w zależności od uzyskanych wyników zdrowotnych. Nie ma jednak naszej zgody na to, by pacjenci mogli uprawiać konopie na własny użytek w celach leczniczych, jak tego chcą niektórzy posłowie.

>>> Czytaj też: Marihuana na receptę. Niemiecki rząd przyjął projekt ustawy