ikona lupy />
Choroby rzadkie / DGP

Kilkulatek cierpi na wrodzoną dystrofię mięśni. Istnieje lek, który mógłby powstrzymać postęp choroby. Rodzina jednak nie ma szans na zakup z własnej kieszeni – cena rocznej terapii wynosi 1,5 mln zł. Resort zdrowia do tej pory odmawiał zapłaty. Jako powód podawał… własne przepisy, które – jak przekonują urzędnicy – wiążą im ręce i nie pozwalają finansować leczenia. Teraz NSA wykazał, że nic ich nie blokuje, wskazując, że przepisy resort zdrowia powinien interpretować na korzyść chorych.

Chorych, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, co chłopiec z dystrofią, jest więcej. Chodzi przede wszystkim o choroby rzadkie. Do sądów w ciągu ostatnich kilku lat trafiło kilkadziesiąt takich spraw. O leczenie w sądzie walczyły np. rodziny chłopców, którzy cierpieli na nietypową chorobę: dzieci mają powtarzające się co kilkanaście dni wielodniowe napady bardzo wysokiej, nawet 41-stopniowej gorączki. Choroba niszczy organizm. Istnieje lek, który może takie dolegliwości zahamować. Musi być brany do końca życia. Koszt rocznej terapii wynosi ok. 50 tys. zł. W Polsce dzieci zmagających się z taką chorobą jest mniej niż 10.

Reklama

Resort, wydając odmowę, za każdym razem przekonuje, że płaci tylko za leki, które nie są dopuszczone do obrotu w Polsce. Tymczasem kiedy lek jest zarejestrowany w UE, teoretycznie mógłby być legalnie sprzedawany również na polskim rynku. Sęk w tym, że fizycznie go w aptekach nie ma, bowiem producenci z różnych względów (np. finansowych ciężarów związanych z wyposażeniem produktu w polskie opakowania i ulotkę) mogą takich leków do Polski nie wprowadzać. I koło się zamyka.

>>> Czytaj też: Więcej za usługi zdrowotne

Jednak tym razem Naczelny Sąd Administracyjny orzekł (II GSK 2765/16), że MZ nie może powoływać się na te regulacje. I utrzymał wyrok WSA (VI SA/Wa 2942/15 ). – Sędziowie argumentowali, że Ministerstwo Zdrowia nie powinno literalnie interpretować przepisów. Powinno patrzeć przez pryzmat konstytucyjnych praw, uwzględniających konieczność zapewnienia każdemu prawa do ochrony zdrowia i nakładającej na władze publiczne obowiązek zapewnienia równego dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej i otoczenia szczególną opieką dzieci - wylicza Marta Balcerowska, radca prawny z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka, która prowadziła sprawę chłopca. Takie argumenty również wskazywał rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, który przyłączył się do sprawy.

Wiele innych wyroków zapadających w podobnych sytuacjach potwierdzało takie stanowisko. W jednym z nich – z kwietnia tego roku (akt VI Sa/Wa 21/16) – sędziowie sądu administracyjnego uzasadniali – że „system refundacji leków powinien zapewniać nie tylko formalną dostępność, deklarowaną przez przepisy prawne ustawy o refundacji, ale dostępność rzeczywistą w sytuacjach zagrożenia życia lub zdrowia ludzi”.

Wyrok powinien przełamać odmowy ministerstwa i stać się podstawą do wydawania zgód na refundację i być podstawą propacjenckiej wykładni ustawy refundacyjnej – uważa Paulina Kieszkowska-Knapik, której kancelaria prowadzi kilka podobnych spraw. Ustala on propacjencką linię wyroków NSA, które dotychczas bywały sprzeczne. W sprawach dotyczących art. 39 wyrok jest ważny dlatego, że wskazuje, jak MZ ma interpretować nielogiczny przepis. Choć art. 39 ustawy refundacyjnej pozwala finansować indywidualnie tylko leki niezarejestrowane w Polsce, to jednocześnie odwołuje się do art. 4 ust. 9 prawa farmaceutycznego, który mówi, że chodzi nie tyle o to, czy preparat ma rejestrację, ale o to, czy jest dostępny. W wielu wyrokach WSA i teraz NSA orzekły, że nielogiczność tego przepisu trzeba rozwiązywać z korzyścią, a nie przeciw pacjentowi.

Również ministerstwo często nie jest konsekwentne w swoich decyzjach. O niejednoznaczności przepisów świadczą historie innych pacjentów. Kiedy parę lat temu kilkuletnia dziewczynka potrzebująca leków zwiększających odporność trafiła do Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu, lekarze wystąpili o import leku z zagranicy. Ministerstwo Zdrowia zgodziło się na jego sprowadzenie, ale odmówiło refundacji. Rodziców nie było stać na pokrycie kosztów z własnej kieszeni, dlatego stan dziecka uległ radykalnemu pogorszeniu.

Dziewczynka znowu wróciła na szpitalny oddział, a lekarze zwrócili się do resortu – tym razem w trybie pilnym – o sprowadzenie leku. Ministerstwo ostatecznie zgodziło się na finansowanie, ale dopiero kiedy sytuacja powtórzyła się trzykrotnie. Teraz o zgodę na wydanie tego samego leku występuje dwóch chłopców. Ich stan zdrowia jest identyczny jak w przypadku opisanej dziewczynki. I ci sami lekarze piszą do ministerstwa, że to lek, który jest niezbędny do ich leczenia. Resort odmawia.

Czy zmieni się podejście MZ, nie wiadomo. – Co do dalszego prowadzenia sprawy rozstrzygnięcia mogą zatem zostać podjęte dopiero po analizie uzasadnienia pisemnego, w którym poruszone będą zapewne również kwestie norm konstytucyjnych w zakresie ochrony zdrowia – tłumaczy Milena Kruszewska, rzeczniczka resortu. I dodaje, że były inne wyroki, które przyznawały w tej sprawie słuszność ministerstwu.

Resort przekonuje jednak, że sytuacja dla wielu pacjentów może się poprawić, bowiem planowane są ułatwienia we wprowadzaniu do klasycznej refundacji leków dla pacjentów z chorobami ultrarzadkimi. MZ proponuje, by zmienić tryb rozpatrywania wniosków dotyczących tych leków – firma przedstawi uzasadnienie ceny i na tej podstawie będzie wydana decyzja o refundacji. Do tej pory cena nie mogła przekroczyć progu opłacalności, określanego jako trzykrotność PKB na osobę za rok życia w pełnym zdrowiu. Preparat kosztujący milion złotych dla kilku pacjentów tych wymagań nie spełniał.

>>> Czytaj też: Ciocia Basia pomoże usunąć, czyli jak wygląda turystyka aborcyjna