Danina w liniowej wersji może dać budżetowi 2,5 mld zł. Problem w tym, że najbardziej zaboli ona tych najmniejszych.

W czwartek posłowie z parlamentarnego zespołu na rzecz wspierania przedsiębiorczości i patriotyzmu ekonomicznego będą omawiać nowy pomysł na opodatkowanie sprzedaży detalicznej. Ma to być danina liniowa bez kwoty wolnej, równa dla wszystkich sklepów.

Stawka? 1–1,5 proc. obrotu. Jednocześnie jednak ma być ona uwzględniana przy rozliczaniu podatków dochodowych. Dla przykładu: jeśli sklep przez rok odda fiskusowi 10 mln zł naliczonych od obrotu, a należny od niego podatek dochodowy będzie wynosił 11 mln zł, wówczas będzie musiał dopłacić tylko 1 mln.

Dla tych, którzy dziś płacą podatki dochodowe, liniowy handlowy ma być neutralny, za to dla wszystkich, którzy nie odprowadzają CIT albo PIT, będzie nowym obciążeniem. Nowym i niemałym. Według wyliczeń Ministerstwa Finansów, gdyby stawka wyniosła 1 proc., budżet dostawałby 2,5 mld zł rocznie (a właściwie przez jeden rok, bo liniowy podatek ma być rozwiązaniem przejściowym, obowiązującym tylko w 2017 r.). To dużo więcej, niż miało wpłynąć do państwowej kasy z zakwestionowanego przez Komisję Europejską podatku progresywnego.

Rząd planował, że będzie to 1,5 mld zł. Oficjalnie resort finansów stoi z boku i obserwuje działania posłów PiS. – To pomysł zespołu parlamentarnego.

Reklama

Bez zgody rządu nie zostanie uruchomiony. Ale gdyby miał być uruchomiony, to dotychczasowe doświadczenia i analizy wskazują, że powinien iść w kierunku proponowanym przez posłów – komentuje ideę nowej wersji podatku wiceminister Wiesław Janczyk.

Autorzy pomysłu sądzą, że danina liniowa z jedną stawką dla wszystkich będzie bezpieczna z punktu widzenia relacji Warszawy z Brukselą. Trudno ją będzie oprotestować jako niedozwoloną pomoc publiczną czy nierówne traktowanie podmiotów. Ale polskich handlowców pomysł oburza. I to zarówno reprezentujących mały i średni handel, jak i duże sieci z zagranicznym kapitałem.

Jeśli stawka podatku liniowego miałaby mieścić się w przedziale 1–1,5 proc., to niezależny handel zostałby po prostu zabity. Jego rentowność bardzo rzadko sięga 1 proc. W przypadku małych sklepików to często zaledwie 0,5 proc. – twierdzi Maciej Ptaszyński, dyrektor Polskiej Izby Handlu.

W tej sytuacji pewne jest tylko jedno: jeśli rząd poprze pomysł parlamentarnego zespołu, to będziemy świadkami kolejnego konfliktu władzy z handlowcami.