Byli szefowie dyplomacji Francji, Wielkiej Brytanii, Polski i Singapuru wyrazili zaniepokojenie perspektywą objęcia w USA władzy przez republikańskiego kandydata Donalda Trumpa i nie ukrywali, że na stanowisku prezydenta wolą Demokratkę Hillary Clinton.

Byli szefowie dyplomacji czterech krajów: Bernard Kouchner, David Miliband, Radosław Sikorski i Kishore Mahbubani komentowali kampanię wyborczą w USA w niedzielę w telewizji CNN, w popularnym programie Fareeda Zakarii - "GPS". Zwracali uwagę, że fenomen Trumpa daleko wykracza poza jego osobowość – jest wyrazem masowych trendów politycznych, obecnych nie tylko w Ameryce, jak prawicowy populizm.

„Trudno sobie wyobrazić, by taki kraj jak Stany Zjednoczone reprezentował pan Trump. To wywołałoby prawdziwą rewolucję - wszędzie, nie tylko w Ameryce. Jego poglądy są średniowieczne. Takie pomysły jak zbudowanie muru na granicy z Meksykiem byłyby śmieszne, gdyby nie chodziło o poważne sprawy. Mam nadzieję, że nie zostanie prezydentem, bo wtedy wszyscy będziemy zgubieni” - powiedział Kouchner, minister za czasów prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego.

Sikorski podkreślił ugodową postawę Trumpa wobec Rosji i kwestionowanie przez niego wartości NATO.

„My oczywiście jesteśmy szczególnie zaniepokojeni powiązaniami Trumpa – biznesowymi, ideologicznymi i medialnymi – nie tylko z rosyjskim rządem i rosyjskimi środowiskami biznesowymi, ale także z ideologami rosyjskiego faszyzmu, rosyjskiego imperializmu. Trump jest nie tylko admiratorem Putina, lecz także nie wydaje się mieć wiele szacunku, czy zainteresowania, dla sojuszy Ameryki. W Polsce mamy zasadę, że każda nowa administracja uczy się Rosji na nowo. W wypadku administracji Trumpa cena takiego uczenia się byłaby wyjątkowo wysoka dla sojuszników Ameryki” - powiedział były minister w rządzie PO-PSL, przypominając agresję Rosji wobec Gruzji i Ukrainy.

Reklama

„To zadziwiające, jak kraj najbardziej zaawansowanej demokracji na świecie mógł wyłonić takiego kandydata na prezydenta jak Donald Trump” - ocenił z kolei minister Mahbubani. „Z pewnością zaszkodził on amerykańskiej soft power („miękkiej sile”, czyli oddziaływaniu za pomocą dyplomacji i promieniowania wartości, a nie środkami militarnymi – PAP). Ważniejsze jednak, że kandydatura Trumpa pokazuje, że Ameryka nie pogodziła się z faktem, że ma teraz do czynienia z zupełnie innym światem niż kiedyś. Nawet jeśli Trump zniknie, będziemy musieli borykać się z trumpizmem. To polityczny fenomen, z którym Ameryka musi się zmierzyć”.

Byli szefowie dyplomacji komplementowali Hillary Clinton, chociaż zwracali też uwagę na wyzwania, jakie stoją przed nią, gdyby została prezydentem.

„Clinton umie słuchać, jest najlepszym słuchaczem z osób, które poznałem w polityce. Chce i potrafi wchłaniać maksimum informacji potrzebnych do podejmowania decyzji. Myśli strategicznie” - mówił Miliband, minister w rządzie laburzystowskim premiera Gordona Browna.

Sikorski przypomniał, że Clinton reprezentuje atlantycką orientację w amerykańskiej polityce zagranicznej – jest zwolenniczką zacieśniania więzi USA z Europą.

„Hillary uważa rozszerzenie NATO za sukces prezydentury swego męża i wierzymy, że będzie tego bronić” - wskazał.

Mahbubani przedstawił natomiast „azjatycki” punkt widzenia na byłą sekretarz stanu.

„Byłoby wielkim błędem Hillary Clinton, gdyby obejmując rządy powiedziała: wiem dokładnie jak świat działa i co mam robić. Świat się ogromnie zmienił od czasu, gdy prezydentem był jej mąż. Jest teraz dużo bardziej wielobiegunowy. Clinton będzie miała niezwykle trudne zadanie, ponieważ musi oduczyć się postępowania zgodnie z impulsami, które wskazywały drogę w świecie zdominowanym przez Amerykę” - powiedział były minister spraw zagranicznych Singapuru. Podkreślił, że np. Chiny stanowią teraz dużo poważniejsze wyzwanie dla USA niż w latach 90.

Miliband zauważył, że nawet ten wielobiegunowy świat potrzebuje amerykańskiego przywództwa.

„Z perspektywy europejskiej uderzającą cechą tegorocznej kampanii prezydenckiej w USA są elementy rodem z republiki bananowej. Ale jest także obawa, czy Ameryka będzie nadal gotowa odgrywać rolę przywódcy, której świat potrzebuje, nawet wielobiegunowy. Ten świat nadal potrzebuje przywódczej roli Ameryki” - powiedział były szef brytyjskiej dyplomacji.