Najbardziej potrzeba nam oszczędności i inwestycji, a najbardziej przeszkadza nam zadłużenie - mówił Mateusz Morawiecki, wicepremier, minister rozwoju i minister finansów podczas debaty z ośmioma poprzednikami. Emocja budziła nie bieżąca polityka gospodarcza, ale ta prowadzona ponad 25 lat temu.

– Jak chcę zaadresować główne problemy gospodarcze to patrzę na zadłużenie zagraniczne. Ono wynosi 2 bln 200 mld zł. (…) Łącznie ten dług wyhodowaliśmy sobie najbardziej w ostatnich 10 latach (…) Nasz wzrost gospodarczy w ostatnich latach był wzrostem napędzanym kredytem. Kredyt rósł dwa razy szybciej niż nominalne PKB – mówił Mateusz Morawiecki otwierając debatę „Jaka przyszłość dla polskiej gospodarki?” w Akademii Leona Koźmińskiego.

– Oprócz nierównowagi kapitał lokalny-zagraniczny mamy jeszcze nierównowagę braku polskich technologii i absorpcji technologii zagranicznych. Ta cudowna umiejętność polskich przedsiębiorców do wdrażania zagranicznych rozwiązań już dzisiaj uderza o malejące korzyści skali i przyrosty wydajności w sektorze przedsiębiorstw są dużo niższe niż były wcześniej. To paliwo się kończy. Paliwo kredytowe? Też już tak długo nie mogliśmy. Oszczędności nie mieliśmy. Nieponoszenie kosztów CO2 też już się kończy, bo za zakrętem jest nowa polityka klimatyczna Unii Europejskiej (…) Środków unijnych też za kilka lat będzie dużo mniej – wymieniał Morawiecki.

– Ani Polska nie jest w ruinie, ani Polska nie jest w rozkwicie – mówił wicepremier i dodawał, że jesteśmy gdzieś pośrodku drogi między takimi państwami jak Ukraina, a takimi jak Korea Południowa czy Tajwan.

– Musimy szukać rozwoju w tych branżach, które w strategii określamy jako branże przyszłości.(…) Staramy się budować przestrzeń dla rozwoju dla firm innowacyjnych bądź takich, które na krzywej uczenia się, krzywej ekspansji zagranicznej mogą odnosić jak największe sukcesy – deklarował.

Reklama

Sugerował jednak, że Polska byłaby dużo dalej gdyby nie sprzedaż firm zagranicznym inwestorom na początku transformacji, nawet jeśli było im daleko do kapitalistycznej konkurencji. Zacytował w tym kontekście arabskie przysłowie „nie pozbywaj się brudnej wody zanim nie zdobędziesz czystej”.

Z tą tezą mocno polemizowali nie tylko byli wicepremierzy, ale i publiczność.

– Kapitał zagraniczny, który wtedy wchodził do Polski uczył nas jak wygląda gospodarka. Nie było szans na zastąpienie go kapitałem krajowym bo nie było wiedzy w zakresie zarządzania, nadzoru, nic nie było. To była jedyna możliwość odcięcia tego strasznego starego systemu – mówił prof. Maciej Bałtowski.

– Mamy teraz 22 proc. udział przemysłu w PKB, nawet z udziałem kapitału zagranicznego. Doświadczenie europejskie jest takie, że żadna huta, która przestała produkować już nie wróciła do produkcji. Były więc takie dylematy wśród moich poprzedników: wchodzi Mittal, wykłada 4 mld i mamy hutnictwo, czy nie ma Mittala i nie ma hutnictwa – dodawał, mówiąc już o bliższej przeszłości poprzednik Morawieckiego, Janusz Piechociński (wicepremier, minister gospodarki XII.2012 – XI.2015).

Do tezy o nadmiernym zadłużeniu Polski odniósł się Marek Belka (wicepremier odpowiedzialny za gospodarkę II-X 1997 i od X.2001 do VII.2002, później premier i prezes NBP).

– Polska jest jednym z najbardziej zrównoważonych gospodarczo krajów w Europie (…) Łączny dług publiczny i prywatny wynosi około 110 proc. PKB, przeciętna dla Unii to 350 proc. PKB. Nie polemizuję z tym, że rzeczywiście mamy ujemną pozycję inwestycyjną, ale jak sądzę z czasem, z dojrzewaniem polskiej gospodarki będziemy ją niwelować – mówił.

– To co przez ostatnie 25 lat żeśmy uzyskali to wyłącznie dzięki wzrostowi Total Factor Productivity, czyli wzrostu wydajności pracy (…) Takiego skoku jak wykonaliśmy w ostatnich 25 latach już nie mamy szans powtórzyć, bo startowaliśmy z bardzo słabego poziomu, ergo: jak nam się uda utrzymać tempo wzrostu gospodarczego z ostatnich 20 lat chapeau bas, bo przyśpieszyć to się nie da – mówił Belka.

Na bariery wzrostu wskazał też Janusz Steinhoff (minister gospodarki X.1997-X.2001).

– Coś czego życzę premierowi Morawieckiemu i co będzie przydatne w rozwoju Polski to po pierwsze przyjazny system podatkowy i tu potrzebna jest rewolucja, a nie ewolucja (…) Po drugie infrastruktura, po trzecie system emerytalny. Po czwarte wreszcie to ewolucja w szeroko rozumianym wymiarze sprawiedliwości. Tolerowanie sytuacji, w której 700 dni czeka polski przedsiębiorca na rozstrzygnięcie sporu przed sądami powszechnymi na dłuższą metę jest absolutnie nie do przyjęcia – mówił.

– Zamiast zajmować się takimi klockami, projektami, samochodami elektrycznymi ja bym się skupił na tym czym państwo naprawdę się zajmowało w przeszłości. To są dwie fundamentalne rzeczy jeśli chodzi o rozwój gospodarczy: edukacja i na ramie instytucjonalnej, tzn. na praworządności. Gdyby państwo to zapewniało na dobrym i wciąż poprawiającym się poziomie to ja bym się już o rozwój Polski nie troszczył – mówił Jacek Rostowski (minister finansów XI.2007-XI.2013)

Co ciekawe, był on chyba jedynym, który nie zadeklarował, że sama idea Planu na rzecz odpowiedzialnego rozwoju jest słuszna. Poza wymienionymi wyżej Waldemar Pawlak chwalił plan za akcent innowacyjności, Henryk Goryszewski za uwzględnienie roli społecznej gospodarki rynkowej, Marek Borowski za myślenie strategiczne, a nawet prowadzący debatę Grzegorz Kołodko uznał, że „to najlepszy plan od czasów jego Strategii dla Polski, być może nawet lepszy”. Sugerował jednak, żeby obok „bożka PKB” uwzględniać także bardziej złożone miary jak choćby Human Development Index.