"Ze smutkiem informujemy, że trzech amerykańskich żołnierzy zostało dzisiaj zabitych w strzelaninie w jordańskiej bazie wojskowej" - powiedział rzecznik resortu obrony Peter Cook. "Żołnierze byli w samochodach, które zbliżały się do bramy bazy szkoleniowej wojska, gdy zostali ostrzelani" - dodał rzecznik.

Podkreślił, że Waszyngton współpracuje z rządem Jordanii, by wyjaśnić dokładny przebieg wydarzeń.

Według anonimowego przedstawiciela władz USA, z którym rozmawiała agencja AFP, samochód został ostrzelany przez Jordańczyka. Nie jest na razie jasne, czy zrobił to, aby zabić amerykańskich żołnierzy, czy też doszło do nieporozumienia - sprecyzował.

Do incydentu doszło przed bazą sił powietrznych al-Dżafr, w pobliżu miasta Maan na południu kraju.

Reklama

Wcześniej amerykańskie źródła informowały o jednym zabitym Amerykaninie i dwóch ciężko rannych. Z kolei źródło w jordańskiej armii mówiło, że zginęło co najmniej dwóch amerykańskich instruktorów, a trzeci został ranny. Obrażenia miał odnieść też jordański ochroniarz.

Według jordańskiego źródła samochód, którym jechali Amerykanie, nie zatrzymał się przy bramie wjazdowej i został ostrzelany przez jordańskie siły bezpieczeństwa.

Prozachodnia Jordania jest kluczowym członkiem dowodzonej przez USA koalicji przeciwko dżihadystom z Państwa Islamskiego (IS), którzy kontrolują spore części Iraku i Syrii. Jordania sąsiaduje z tymi krajami.

W Jordanii przebywa kilkuset amerykańskich kontraktorów w ramach programu wojskowego mającego na celu wzmocnienie obronności królestwa. Stacjonują tam myśliwce F-16, które wykorzystują jordańskie lotniska, by atakować pozycje IS w Iraku i Syrii.

Agencja Reutera przypomina, że rola Jordanii w wojnie z dżihadystami budzi niepokój niektórych Jordańczyków, niezadowolonych z niestabilnej sytuacji na granicach.

Z kolei AP pisze, że Jordania boryka się również z zagrożeniem terrorystycznym ze strony swoich obywateli. Setki Jordańczyków walczą w szeregach IS w Iraku i Syrii, a kilka tysięcy popiera ekstremistów działających w królestwie.

W listopadzie ub.r. jordański kapitan policji zastrzelił pięć osób, w tym dwóch instruktorów wojskowych z USA, w międzynarodowym ośrodku szkolenia policji na przedmieściach Ammanu. Władze publicznie nie ujawniły motywu zabójstwa. Źródła w siłach bezpieczeństwa podawały później, że napastnik był sympatykiem IS, silnie uprzedzonym do Zachodu.

USA wydały miliony dolarów, by pomóc Jordanii umocnić swoje granice. Dla Zachodu niestabilność w tym kraju, który jest jego głównym sojusznikiem w regionie, byłaby wielkim problemem - pisze AP. (PAP)

jhp/ mc/