Hillary Clinton od dekad przygotowuje się, by zostać prezydentem USA. Ma szanse osiągnąć to 8 listopada, choć nadmierna ostrożność i troska o zachowanie prywatności, co sprawia wrażenie, jakby coś ukrywała, nie przysparzają jej popularności.

Jej wejście do polityki nie było łatwe. Z długimi kręconymi włosami, hipisowskimi spodniami w kwiaty i grubymi oprawkami okularów nie pasowała do konwencjonalnego wizerunku pierwszej damy Arkansas, którą została w wieku 32 lat, gdy jej mąż Bill Clinton objął w 1979 roku urząd gubernatora tego południowego stanu. Pracowała zawodowo jako prawniczka i używała panieńskiego nazwiska Rodham. Było jasne, że zdecydowanie nie wystarczy jej rola "przy mężu".

Zresztą, gdy poznali się z Billem na Uniwersytecie Yale, gdzie oboje studiowali prawo, to ona była najlepszą studentką w grupie i wschodzącą gwiazdą ruchu obywatelskiego. Magazyn "Life" opublikował jej sylwetkę, gdy jako studentka prestiżowej żeńskiej uczelni Wellesley College wygłosiła w 1969 roku głośne przemówienie krytykujące administrację prezydenta Richarda Nixona.

Co ciekawe, Clinton, wychowana na przedmieściach Chicago zamieszkanych wyłącznie przez białe, konserwatywne rodziny, długo uważała się za Republikankę. Przełomowym momentem dla zmiany poglądów było przemówienie Martina Luthera Kinga. Politycznie zaangażowała się po konwencji Demokratów w Chicago w 1968 roku, na którą wybrała się z koleżanką w tajemnicy przed rodzicami. Konwencja stała się sceną brutalnie stłumionych przez policję protestów przeciwko rządowi i wojnie w Wietnamie.

Po studiach w Yale świeżo upieczona absolwentka prawa wyjechała do Waszyngtonu, gdzie pracowała w komisji parlamentarnej ds. skandalu Watergate, przygotowującej akt oskarżenia Nixona. Komisja pracowała przy drzwiach zamkniętych, a wszyscy jej pracownicy byli zobowiązani do zachowania ścisłej tajemnicy. "To wtedy prawdopodobnie Hillary nauczyła się, że trzeba chronić prywatność w życiu politycznym" - mówi biografka Clinton, Gail Sheehy.

Reklama

Hillary miała przed sobą świetne perspektywy w Waszyngtonie, ale postanowiła za głosem serca wyjechać do Arkansas do swego chłopaka. Przyjaciele z Yale, dla których Arkansas był zacofanym południem, nie mogli uwierzyć, że zdecydowała się całkowicie odmienić swoje życie i zaangażować się w polityczną karierę przyszłego męża. Po 30 latach wyznała, że na jej decyzję wpłynęła porażka: oblała egzamin na aplikację adwokacką w Waszyngtonie. Była najbliższą doradczynią Billa Clintona. Dla niego zmieniła wygląd i przyjęła nazwisko Clinton, gdy zrozumiała, że pomoże mu to w reelekcji na gubernatora Arkansas.

Dekadę później pomogła mu też zostać prezydentem USA. Była nie tylko strategiem jego kampanii wyborczej, ale też najlepszym obrońcą, gdy na jaw wyszły pozamałżeńskie afery Clintona. W wywiadzie telewizyjnym przed 40-milionową widownią Hillary zapewniała, że kocha i szanuje Billa. "Jeśli to komuś nie wystarcza, trudno, niech na niego nie głosuje" - dodała. Nikt nie miał wątpliwości, że Hillary uratowała wówczas kampanię prezydencką Clintona.

Dla wszystkich było też jasne, że nie będzie typową pierwszą damą. Niektórzy pytali ją, czy chce być wiceprezydentem lub prokuratorem generalnym. Odpowiadała, że chce zająć się rozwiązywaniem problemów ludzi. Bill mianował ją szefem prezydenckiej grupy zadaniowej ds. reformy zdrowia. Jako pierwsza małżonka prezydenta USA miała swoje biuro w zachodnim skrzydle Białego Domu.

Jej grupa przez miesiące w wielkiej tajemnicy - co jej potem wytykano - przygotowywała projekt powszechnej służby zdrowia. Krytyka opozycji była miażdżąca. By ratować reformę, Clinton ruszyła w objazd po Ameryce. Ale spotkała się z ogromnymi protestami. Pluto na nią i obrzucano obelgami. "To wszytko moja wina, nic mi nie wychodzi, biali mężczyźni mnie nienawidzą" - żaliła się, by za chwilę się poprawić: "Nie, nienawidzą nie mnie, ale zmianę, jaką sobą reprezentuję" - relacjonuje Sheehy. Po tej porażce Clinton ograniczyła plany, ale się nie poddała. Doprowadziła do przyjęcia programu bezpłatnej służby zdrowia dla dzieci, z którego dziś korzysta ok. 8 mln nieletnich z najbiedniejszych rodzin. Jako pierwsza dama zaangażowała się też w walkę o prawa kobiet. W 1993 roku wypowiedziała w Chinach słynne, przyjęte przez ruch feministyczny zdanie: "Prawa kobiet to prawa człowieka".

W styczniu 1998 roku Clinton przeżyła kolejny szok: prezydentowi USA zarzucono seks ze stażystką Białego Domu Monicą Lewinsky. Początkowo zaprzeczył. Hillary znowu go broniła, deklarując w telewizji, że mu wierzy. Gdy w końcu Bill Clinton przyznał się do afery z Lewinsky, nie tylko mu wybaczyła, ale odegrała centralną rolę w przygotowaniu obrony przeciwko impeachmentowi. Jednak w dniu, gdy Senat uniewinnił prezydenta, Hillary przy nim nie było. Była zajęta planowaniem swej kampanii w wyborach senatora ze stanu Nowy Jork. Po raz pierwszy od lat zajęła się własną karierą. Opuściła Biały Dom i została zaprzysiężona na senatora USA w 2000 roku, zanim Bill formalnie zakończył drugą kadencję prezydenta USA.

Biografowie Clinton nie mają wątpliwości, że już wcześniej planowała, iż za kilka lat wróci do Białego domu, ale tym razem jako prezydent USA. W tych ambicjach mogła liczyć na męża. Sheehy wspomina, że gdy tuż po objęciu urzędu prezydenta przez Clintona zapytała go, co dalej, odpowiedział półżartem: "Eight years of Bill and eight years of Hill" (osiem lat Billa i osiem lat Hill(ary)).

Gdy w 2008 roku Hillary startowała po raz pierwszy w wyborach prezydenckich, była zdecydowaną faworytką. Nie przewidziała, że jej plany pokrzyżuje młody i mało wówczas znany demokratyczny senator Barack Obama. Po raz pierwszy Clinton spotkała się wówczas z krytyką, że jest częścią politycznego establishmentu. Zarzut ten powtórzył w obecnej kampanii jej konkurent w prawyborach senator Bernie Sanders, a także nominowany na prezydenta USA przez Partię Republikańską Donald Trump.

Po przegranej z Obamą Clinton, ku zaskoczeniu wielu osób, zgodziła się zostać sekretarzem stanu w jego administracji. Szybko stało się jednak jasne, że polityka zagraniczna będzie kierowana z Białego Domu. Jej chwila nadeszła, gdy wybuchła arabska wiosna. Clinton udało się przekonać Obamę, by USA przyłączyły się do międzynarodowej koalicji, której celem było ujęcie libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego. Sukces trwał jednak krótko, bo Libia pogrążyła się w chaosie, a czterech Amerykanów, w tym ambasador USA Christopher Stevens, zginęło w ataku na konsulat USA w Bengazi. Republikanie oskarżyli Clinton, że Departament Stanu pod jej kierownictwem nie zadbał o należytą ochronę konsulatu. Powołano w tej sprawie aż osiem śledczych komisji parlamentarnych. Ale z wielogodzinnych przesłuchań zawsze wychodziła zwycięsko.

Gdy w 2015 roku Clinton zbierała siły przed nową kampanią prezydencką, wybuchł kolejny skandal. Tym razem okazało się, że będąc sekretarzem stanu USA zamiast rządowego maila używała prywatnego serwera pocztowego, wbrew procedurom bezpieczeństwa. Do archiwów rządowych przekazała później tylko te maile, które w jej ocenie miały charakter służbowy, a resztę wykasowała. Republikanie kolejny raz oskarżyli ją, że stawia się ponad prawem i zasadami przejrzystości, jakie obowiązują innych. Nie tylko krytycy Clinton przyznają, że jej uparte obstawanie przy zachowaniu prywatności tworzy wrażenie, jakby miała coś do ukrycia. "Dla Clinton prawda wydaje się zawsze ostatecznością" - powiedział PAP politolog z Uniwersytetu Syracuse James Campbell. Odzwierciedlają to sondaże: tylko jedna trzecia Amerykanów ufa Clinton i uważa, że jest ona uczciwa.

Zwolennicy Clinton jako jej atut wskazują kompetencje w polityce zagranicznej. Uważa się, że byłaby twardsza od Obamy, aktywniej angażując USA w rozwiązywanie światowych konfliktów. W opublikowanych w czerwcu 2014 roku wspomnieniach "Hard Choices" Clinton ujawniła, że różniła się z Obamą m.in. w sprawie konfliktu w Syrii; chciała, by USA zbroiły umiarkowaną opozycję, ale prezydent się sprzeciwił. Niedawno przyznała, że popełniła błąd, gdy w 2003 roku zagłosowała jako senator za interwencją USA w Iraku. Elektorat lewicowy wciąż jej to wytyka.

Powszechnie uważa się, że jako prezydent lepiej od Obamy radziłaby sobie w relacjach z Kongresem, nawet jeśli po wyborach 8 listopada parlament pozostanie pod kontrolą Republikanów. Jako senator potrafiła wykuwać ponadpartyjne kompromisy z opozycją m.in. w sprawie ustaw o pomocy dla weteranów i leków dla dzieci.

Jeśli 69-letnia Clinton wygra wybory, będzie drugim, po Ronaldzie Reaganie, najstarszym prezydentem USA. Gdy niektórzy jej to wytykają, odpowiada, że będzie najmłodszą kobietą prezydentem w historii USA.

Jeśli przegra, to głównie za sprawą swej nadmiernej skrytości, która skłoniła ją do korzystania z prywatnego serwera. Ta sprawa wróciła bowiem jak bumerang na finiszu kampanii, ponieważ FBI dotarła do nowych maili i musi sprawdzić, czy nie zawierają one informacji ściśle tajnych. Efekt? Na kilka dni przed wyborami sondażowa przewaga Clinton nad Trumpem niemal wyparowała.

Z Waszyngtonu Inga Czerny

>>> Czytaj też: Dramatyczny finisz gorzkiej kampanii wyborczej w USA