Projektant śmieci, nostalgista, kurator cyfrowy, doradca do spraw opieki zdrowotnej – to zawody, które pojawią się na rynku w najbliższych latach. Teraz zaczyna się liczyć interdyscyplinarność i praca zespołowa. Wyścig szczurów się skończył – mówi dr Joanna Jeśman, kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS.
ikona lupy />
Dr Joanna Jeśman (Fot. SWPS) / Media

ObserwatorFinansowy.pl: Czy człowiek – humanista przestanie być wkrótce potrzebny?

Joanna Jeśman: Przy rewolucji przemysłowej ludzie mieli dokładnie takie same obawy, ale okazało się, że praca ludzka nadal jest niezbędna, tyle że inna praca i inaczej wykonywana.

I nie ma znaczenia fakt, że na początku XIX wieku był nas na świecie 1 miliard, a dziś siedem razy więcej?

Reklama

Ten przyrost nie nastąpił z dnia na dzień. To jest proces, wiec mamy czas dostosować się do zmian. Wszystkie badania, które robiłam i do których dotarłam, mówią – wciąż – że bez ludzi sobie nie poradzimy, że wszystkie cechy związane z kreatywnością, charakterystyczne dla człowieka, będą w niedalekiej przyszłości niezwykle istotne.

Czyli artysta tak, mechanik nie?

Mechanik nam się przyda! Ale to humanistycznym zawodom warto poświęcić więcej uwagi, bo chodzi o coś więcej niż projektowanie lub obsługa maszyn, choćby najbardziej zaawansowanych technologicznie. Rzecz podstawowa, która będzie dotyczyć pracy zawodowej humanisty – interdyscyplinarność. Nie będzie już oddzielnego rozwoju oddzielnych dziedzin. Wyzwaniem będą a właściwie już są, wielkie, globalne problemy, do których rozwiązania potrzebne będą zespoły wielozadaniowe ludzi na problem patrzących z różnych perspektyw. To już widać w badaniach naukowych, teraz będzie się tego musiał nauczyć rynek pracy.

Indywidualizm jednostki będzie zanikał?

Ewidentnie tak, jednak nie należy tego utożsamiać z mniejszymi umiejętnościami czy gorszym wykształceniem. Praca na styku różnych dziedzin wymaga może nawet większych, bo różnorodnych umiejętności i dużej elastyczności. Pracując jako kulturoznawca przy projektach związanych z biotechnologią nie zostanę z dnia na dzień lekarzem, ale muszę mieć pewien zakres wiedzy i umieć się z tym środowiskiem komunikować. A to wymaga stałego dokształcania, ciągłego rozwoju.

Czy może pani określić te kategorie życia społecznego, gdzie możemy się spodziewać największych zmian, wpływających również na rynek pracy?

Zdrowie i medycyna – w kontekście starzenia się społeczeństwa, bardzo szeroko rozumiana ekologia, środowisko, w którym funkcjonujemy – miasto, sąsiedztwo, otoczenie oraz nauka i edukacja. Wszystkim naszym działaniom przyświeca idea, aby pokolenie, które teraz edukujemy, odpowiednio „nastroić”, aby odpowiednio myśleli.

A jak oni myślą?

Już teraz widać wyraźny zwrot w stronę społeczeństwa obywatelskiego. Młodzi mają głębokie przekonanie, że mogą kształtować świat przez kształtowanie najbliższego otoczenia. Mają poczucie, że działania chroniące środowisko, w którym żyjemy, trzeba wdrażać. I nie chodzi tu jedynie o segregowanie śmieci. Nowoczesne kształcenie polega na przekazywaniu wiedzy, którą zaraz potem można wykorzystać w praktyce. I oni próbują i chcą to robić! Nawet na niewielką skalę.

Jakie praktyczne umiejętności można (trzeba?) dziś wpoić studentowi, skoro nie wiemy, co będzie robił, jaki zawód wykonywał, bo ten jeszcze nie istnieje, a już wiemy, czego robił prawie na pewno nie będzie?

Ponieważ przygotowujemy studentów do zawodów, których jeszcze nie ma, uczymy ich pewnych umiejętności, sprawności, które pomogą im sprawinie funkcjonować w szybko zmieniającym się świecie. Przede wszystkim niezbędna jest umiejętność pracy w zespole – uświadamiamy im, że w pojedynkę nic nie zwojują (>>warto przeczytać więcej na ten temat). Druga kwestia dotyczy rozwiązywanie realnych problemów. Nic tak nie motywuje studenta, jak możliwość rzeczywistego działania. Przychodzi firma, miasto, czy NGO-s [organizacje pozarządowe od ang. non-govermental organizations – red.] i mówią: mamy taką a taką sprawę – jak to rozwiązać? To zawsze się sprawdza, bo studenci wiedzą, że ich praca ma sens. Gdy mają poczucie, że mają na coś wpływ – chcą działać.

W czasie tegorocznego Światowego Forum Ekonomii w Davos powstał raport „The Future of Jobs”, w którym określono w sumie 10 najbardziej przydatnych umiejętności, jakich będzie się wymagać od pracowników już w 2020 roku. Są to: umiejętność rozwiązywania złożonych problemów, krytyczne myślenie, kreatywność, zarządzanie ludźmi, współpraca z innymi, inteligencja emocjonalna, umiejętność oceniania i podejmowania decyzji, zorientowanie na usługi, umiejętność negocjowania i elastyczność poznawcza.

Młodzi ludzie muszą mieć oczywiście wiedzę i umiejętności praktyczne, ale w przypadku kierunków humanistycznych bardziej będą się liczyć miękkie umiejętności: rozwiązywania problemów, ale też zrozumienia w odpowiednim momencie, że do projektu, do rozwiązania zadania należy włączyć innego specjalistę, że sam/sama sobie dalej nie poradzę.

Etap, gdy pracownik był zawsze samodzielnym trybem, wybijającą się jednostką, zakończył się. Wchodzimy w etap pracy zespołowej: dochodzisz do kresu swoich umiejętności i prosisz o pomoc tego, który potrafi to zrobić dalej. To w przyszłości pozwoli im na rynku pracy budować mosty także z pokoleniami starszymi, z którymi będą musieli współpracować. Demografia to wymusi. Na szczęście młode pokolenie jest kolektywne. Dzisiejsi 40-latkowie myśleli w wieku lat 20 „ja”, 20-latkowie dziś myślą „my”. To jest jedna z największych różnic międzypokoleniowych.

Wyścig szczurów po pierwsze miejsce się skończył?

Wyścig szczurów już się nie sprawdza. Rzeczy, z którymi zderzamy się na co dzień, z którymi musimy sobie radzić, problemy, które mamy rozwiązać, są co raz bardziej złożone. Nie będziemy współpracować z powodu jakichś wyższych celów, lecz dlatego, że inaczej się nie da.

Jeśli wyeliminujemy wyścig szczurów, który przez dekady motywował do wydajniejszej pracy, co będzie nową siłą napędową?

W pracy zespołowej wciąż jest przecież miejsce na ambicje, chęć osiągnięcia wyznaczonego celu, czy potrzeba jak najlepszego wykonywania wyznaczonych zadań. Zapewne nie zmienią się również bardziej tradycyjne motywatory jak choćby zarabianie pieniędzy. Zmieni się podział ról, ale to nie znaczy, że ludzie będą pracować za darmo, dla idei.

O jakiej perspektywie czasu właściwie rozmawiamy?

20-30 lat. W takim okresie agencje foresightingowe [profesjonalnie zajmujące się przewidywaniem trendów przyszłości – red.] są w stanie prognozować z dużym prawdopodobieństwem sprawdzenia się tych prognoz. I to nie jest żadne wróżenie z fusów – na ich prognozach i wskazanych trendach największe korporacje świata opierają decyzję o milionowych wydatkach i inwestycjach.

Czyli pokolenie, które dziś jest w szczycie okresu wydajności – w tym nas obie – też to jeszcze dotknie.

Zdecydowanie tak.

Co się więc stanie z pracownikami z pokolenia nauczonego pracy w bardzo określonym rytmie, od – do, w określonym czasie i określonym miejscu, przyzwyczajonymi do pewnej zawodowej rutyny? Będą potrafili znaleźć w tej zupełnie innej rzeczywistości?

To pokolenie – nasze pokolenie, pani i moje, i starsze – ma szerokie umiejętności, tylko bardzo często ich nie wyodrębnia. Byliśmy nauczeni pracy w zamkniętym systemie: zajmuję się tym i tym. A teraz trzeba się będzie przestawić na: umiem to i to, i tamto, i jeszcze to. Trzeba zacząć operować umiejętnościami, wystawiać na rynek pracy cechy, zdolności, a nie zawód. To nie będzie łatwe, ale etatów będzie coraz mniej, a coraz więcej pracy polegającej na realizacji projektów. Do nich będziemy werbowani.

Praca skokowa? Od projektu do projektu?

Zdecydowanie tak. Nie będzie już linearnej kariery, mało kto będzie mógł powiedzieć np.: „od 20 lat pracuję jako dziennikarz”. Eksperci z agencji foresightu Sparks& Honey przewidują, że nasze kariery będą bardziej złożone, wyspecjalizowane, fragmentaryczne, oparte na współpracy. „Nasze życie zawodowe będzie swoistym portfolio mikrokarier”, napisali. Szukając pracy, pracownik otworzy więc takie portfolio i opowie, jakie działania zrealizował. Ludzie muszą się przekonać, że potrafią więcej niż myślą, że potrafią. W dzisiejszym jednym zawodzie kryje się szereg umiejętności. Każdy we własnym zakresie musi rozpisać ten swój jeden zawód na wiele różnych cech, kompetencji, predyspozycji, jakie stoją za jego wykonywaniem. Wszystkie razem i każda z osobna będą użyteczne. Bardzo ważna będzie też nauka – przez całe zawodowe życie. Do tego także trzeba się będzie przyzwyczaić.

Kto nauczy pokolenie 50+ nowego podejścia do swojego życia zawodowego?

Między innymi pracodawcy, którym z powodów demograficznych zacznie zależeć na utrzymaniu współpracy także z dojrzałymi pracownikami. Potrzebne są szkolenia i kursy. Ale najlepsze są działania oddolne. Starszych i młodych należy angażować do wspólnych przedsięwzięć. Proszę mi wierzyć, nic tak nie mobilizuje do porozumienia i wymiany doświadczeń, jak chęć – lub potrzeba – zrealizowania wspólnego celu.

Między pracodawcami a młodymi pracownikami z pokolenia millenialsów jest dziś ogromna przepaść międzypokoleniowa. Właściciel firmy, który budował ją przez 20 czy 30 lat, niedosypiając, niedojadając i będąc gościem we własnym domu, ma żal do młodego kandydata na pracownika, że ten interesuje się wyłącznie wysokością wynagrodzenia. Młody z kolei nie może zrozumieć, dlaczego potencjalnego pracodawcę to w ogóle dziwi – chce żyć godnie i wygodnie, bo to praca, a nie ideologia. Jest elokwentny, kreatywny, umie pracować w zespole, ale też ignoruje nieco fakt, że zawodowo nie ma się jeszcze czym pochwalić. Da się to pogodzić?

Trzeba budować mosty. Obie strony muszą widzieć przyszłą korzyść w tym, że nieco ustąpią ze swojego stanowiska. Młodzi mają jednak prawo mieć oczekiwania. Nie chcemy przecież kształtować jedynie potulnych baranków. Potulne baranki nie zbudują przyszłości ani sobie, ani nam. Muszą walczyć o swoje, mając świadomość własnych zalet i wad – w tym przypadku np. krótszego stażu. Trzeba ich też nauczyć, że potrzebują w swoich zespołach osób doświadczonych, i że mają prawo oczekiwać, ale też, że inni będą wymagać od nich.

Czy przy takich zmianach ról zawodowych i przesunięciu punktów ciężkości na rynku pracy tradycyjne korporacje przetrwają?

Będą się musiały mocno zmienić. Jednym z zawodów wymienianych dziś przez agencje foresightu jako te, które się pojawią i staną popularne w ciągu najbliższych 20-30 lat jest Simplicity Designer. Nie należy tej funkcji mylić z tymi, którzy dziś poprawiają wydajność pracy i firmy. Simplicity Designer ma upraszczać procedury tak, aby ludzie mieli ze sobą większy kontakt – muszą płynnie współpracować, bez konieczności wysyłania pism między departamentami, gdy zachodzi potrzeba rozwiązania jakiegoś problemu czy wspólnego zorganizowania projektu. Mocno upraszczając, chodzi o to, żeby dotychczasową wymianę opinii i pomysłów w kąciku kuchennym i na papierosie „zaprząc” do pracy.

Jakie jeszcze zawody pojawią się w perspektywie najbliższych dwóch, trzech dekad?

Nie ulega wątpliwości, że najważniejsze są i pozostaną zawody STEM (science, technology, engineering, mathematics), czyli oparte na naukach ścisłych i naukach o życiu. Ale mnie zainteresowała ta grupa, która tymi zagadnieniami nie potrafi, nie może lub zajmować się nie chce. I, wbrew popularnym opiniom, jest dla takich osób naprawdę wiele możliwości. Tu trzeba pamiętać o tych głównych obszarach zmian, o których mówiłyśmy na początku: starzenie się społeczeństwa, ekologia, edukacja.

Bardzo dużo będzie takich zawodów, gdzie umiejętności miękkie, sprawności humanistyczne będą przydatne. Wręcz podstawowe. Wiele będzie zawodów na pograniczu kilku dziedzin, jak np. Healthcare Navigator. To nie lekarz. To doradca do spraw opieki zdrowotnej. Taka osoba będzie musiała mieć pewną wiedzę z zakresu medycyny, np. o możliwościach terapii w różnych ośrodkach, ale bardziej z zakresu usług medycznych – o ścieżce pozyskiwania finansowania, procedurze, dokumentacji itp. To elementy procesu leczenia, którymi lekarz się przecież nie zajmuje, a są one coraz bardziej złożone, zwłaszcza dla starszych osób.

Jednym z moich ulubionych nowych zawodów jest nostalgista – połączenie opiekuna osób starszych, psychologa i projektanta wnętrz. Z tymi umiejętnościami będzie w stanie stworzyć seniorom takie miejsce do życia, gdzie będą się oni czuli komfortowo – i fizycznie, i psychicznie. To nie będzie zawód codzienny, bo też nie każdego emeryta stać będzie na wynajęcie doradcy i przebudowę mieszkania w celu np. odtworzenia klimatu epoki, która się babci najlepiej kojarzy i daje poczucie bezpieczeństwa, np. lat 80. XX w.

A jakie zajęcie będzie bardzo popularne?

Zarządzanie wizerunkiem w sieci. Eksperci od foresightu nazwali tę funkcję Personal Digital Curator, czyli osobisty kurator cyfrowy – specjalista, który doradzi, jak kształtować i komunikować życie prywatne i karierę zawodową w sieci.

Na razie mają to gwiazdy i firmy, ale bardzo szybko stanie się to usługą opłacaną przez osoby fizyczne. Nawrzucaliśmy do sieci terabajty treści, która w pewnym momencie może zacząć być niewygodna. Więcej, zrobiliśmy to też swoim dzieciom! Za 12-18 lat na rynek pracy zacznie wchodzić pokolenie, którego całe życie, od samego początku, trafiało do sieci, bez zgody i autoryzacji. To pewnie kilka milionów osób, z czego znakomita większość ma w internecie chociaż jedno niechciane zdjęcie z okresu niemowlęctwa. Ktoś ten „dobrostan” będzie musiał uporządkować i pilnować jakości publikacji w przyszłości. Im bardziej będziemy sobie uświadamiać, że internet nie jest sferą prywatną, tym bardziej będziemy potrzebowali profesjonalistów, którzy nam pomogą tym zarządzać.

Pozostając w tej branży – bardzo szybko pojawi się także Digital Death Manager, czyli menedżer śmierci cyfrowej, który będzie zamykał doczesne sprawy w sieci osób, które zmarły lub chcą zniknąć z rzeczywistości wirtualnej.

Czy jest jakiś zawód, który będzie przydatny w realnej gospodarce?

Eksperci od foresightu z Idea Couture i Sparks& Honey wymieniają Garbage Designer, czyli projektanta śmieci. Jego rola będzie dwustronna. Z jednej strony będzie poszukiwał nowych zastosowań dla użytych już materiałów, np. opakowań czy przedmiotów, dajmy na to kubków…

Zaawansowany recykling?

Tak, ale z drugiej strony będzie doradzać firmie, która te kubki produkuje, jak produkować je tak, by ta sama lub inna firma mogła je później przetworzyć i sprzedać jako zupełnie co innego. Obok inżyniera, technika, potrzebny jest do tego ktoś, kto myśli kreatywnie, widzi rzeczy nieschematycznie.

Ale recykling szkła to nic nowego.

A co z lodówką, którą dziś bardziej opłaca się wymienić na nową niż naprawiać? Albo sprzętem elektronicznym, który trafia na wielkie wysypiska do Afryki, gdzie nieświadome rakotwórczego działania niektórych substancji dzieciaki rozmontowują go, by na części sprzedać na złom?

Coraz częściej to nas, jako użytkowników, obarcza się kosztem utylizacji. Bardziej więc opłaca się tak wyprodukować te sprzęty, żeby jakaś firma zarobiła na ich przetworzeniu, i to w taki sposób, żebyśmy później znów byli chętni je kupić, nawet trochę drożej, za to w dobrym samopoczuciu, jakimi jesteśmy ekologicznymi klientami. A to się staje dla ludzi bardzo ważne, świadomość rośnie. Przykładem była choćby ogromna skala protestu przeciwko wycinaniu Puszczy Białowieskiej.

Te nowe zawody będą się opierać głównie na domorosłej wiedzy czy jednak nadal będą podpierane rzetelną edukacją, studiami? Kto będzie uczył takich zawodów jak Simplicity Designer albo Personal Digital Curator? Czy Healthcare Nawigator powinien być kształcony na uczelni medycznej czy humanistycznej?

A co, gdyby obie utworzyły wspólny kierunek? Tak się już dzieje na świecie, np. w Skandynawii, gdzie politechniki łączone są z uniwersytetami, a studentów zachęca się do wyboru zupełnie odmiennych, skrajnych dyscyplin, co chętnie robią, bo już wiedzą, że ta interdyscyplinarność może im się przydać.

I dlaczego by nie wykorzystać do edukacji w Polsce specjalistów, ludzi z doświadczeniem w zawodach okołomedycznych, np. pielęgniarkę środowiskową? Skorzystajmy z praktycznej wiedzy człowieka, który pracował w firmie ubezpieczeniowej albo w kasie chorych. Zakładajmy nowe kierunki w wyższych szkołach, róbmy studia podyplomowe, kursy, ale kształcącymi nie muszą być wyłącznie profesorowie – naukowcy.

Trudno buduje się zespoły interdyscyplinarne?

Bardzo trudno, zwłaszcza jeśli jest to współpraca skrajnych sektorów, jak na przykład rozwijająca się dziedzina art and science. Artyści idą do laboratoriów, tworzą swoje prace za pomocą narzędzi na co dzień używanych przez naukowców.

No to wiadomo, co ma z tego art. A co ma z tego science?

Nauka ma z tego wydarzenia popularyzujące ją, np. najnowsze odkrycia, wyniki badań, albo wsparcie w społecznych projektach edukacyjnych z zakresu ochrony zdrowia.

Kierunek już został wyznaczony – humaniści muszą zostać nauczeni umiejętności, które pozwolą im się odnaleźć na rynku pracy. Na przykład w ścisłej współpracy z naukowcami. Bo, jak mówiłam wcześniej, na linearna ścieżkę kariery, jeden zawód na całe zawodowe życie, już bym nie liczyła.

Rozmawiała Katarzyna Mokrzycka

Dr Joanna Jeśman – kulturoznawczyni, należy do kadry School of Ideas Uniwersytetu SWPS, kierunku poświęconego projektowaniu innowacji. Prowadzi interdyscyplinarne badania na pograniczu humanistyki i nauk o życiu. Zajmuje się wpływem medycyny i nowoczesnych biotechnologii na społeczeństwo.