Sondaże wskazują, że w przyszłorocznych wyborach w dwóch najważniejszych państwach Unii Europejskiej nie będzie niespodzianek, ale wiarygodność jakichkolwiek sondaży ostatnio mocno spadła.

Choć także we Francji i w Niemczech antysystemowe ugrupowania rosną w siłę, do niedawna wydawało się, że akurat tym krajom polityczne trzęsienie ziemi nie grozi. Ale po zwycięstwie w USA Donalda Trumpa żadnego scenariusza nie można już całkowicie wykluczać. W obu rozstrzyga się właśnie, kto w przyszłorocznych wyborach będzie reprezentował polityczny establishment w starciu z populistami.

Można być niemal pewnym, że nie będzie to Francois Hollande. Francuski prezydent jeszcze wprawdzie nie poinformował, czy będzie się ubiegał o reelekcję, ale właściwie nie ma to większego znaczenia, bo i tak szans na pozostanie w Pałacu Elizejskim – a nawet na przejście do drugiej tury wyborów – nie ma żadnych. Podobnie zresztą jak ewentualni inni kandydaci rządzącej Partii Socjalistycznej. Decydujące dla losów prezydentury będą raczej odbywające się teraz prawybory na centroprawicy. Według sondaży niedzielną pierwszą turę miał dość łatwo wygrać były premier Alain Juppe i w drugiej – 27 listopada – zmierzy się albo z byłym prezydentem Nicolasem Sarkozym, albo co mniej prawdopodobne, z innym byłym premierem Francois Fillonem. Jeśli przeciwnikiem Juppego będzie Sarkozy, ten pierwszy niemal na pewno wygra. Ale jeżeli będzie się musiał mierzyć z Fillonem, to szanse obu są wyrównane, a może nawet lekką przewagę ma ten ostatni. Jego zwycięstwo byłoby sporym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że jeszcze pod koniec października miał sporą stratę do dwójki liderów, ale przez ostatnie kilkanaście dni wyraźnie nadrabiał dystans.

Sondaże wyborcze od dawna pokazują, że do drugiej tury wyborów prezydenckich (pierwsza odbędzie się 23 kwietnia, druga – 7 maja) przejdą liderka prawicowo-populistycznego Frontu Narodowego Marine Le Pen oraz zwycięski kandydat Republikanów. Kolejność zależy od tego, kto nim zostanie – jeśli będzie to Juppe, to on będzie pierwszy, jeśli Sarkozy lub Fillon – Le Pen ich wyprzedzi. Ma to jednak znaczenie głównie prestiżowe, bo i tak każdy z trójki republikanów w drugiej turze wygrywa z Le Pen (choć Sarkozy w sposób najmniej wyraźny).

>>> Czytaj też: Resort zdrowia chce dopuścić do wytwarzania preparatów z konopi

Reklama

Ale w tej całej w miarę przewidywalnej sondażowo-wyborczej układance pojawiło się ostatnio kilka znaków zapytania. Po pierwsze czerwcowa wygrana zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej oraz zwycięstwo Trumpa w USA – oba rezultaty były wbrew jakimkolwiek prognozom – każą wszystkie badania opinii publicznej traktować z dużą ostrożnością. Po drugie, nie wiadomo jeszcze, na ile zwycięstwo Trumpa, a być może także innego prawicowego populisty Norberta Hofera w Austrii, poprawią jej notowania. Wreszcie, sporo namieszać może Emmanuel Macron, do niedawna minister gospodarki, który założył własne centrowe ugrupowanie En Marche! i w zeszłym tygodniu oficjalnie ogłosił start w wyborach. Alain’a Juppe (ani Le Pen) w pierwszej turze nie wyprzedzi, ale Sarkozy’ego lub Fillona już może. W hipotetycznym pojedynku w drugiej turze Macron też powinien wygrać z Le Pen, ale może odstręczać część wyborców tym, że był w przeszłości bankierem inwestycyjnym, a jako minister próbował przeprowadzić przyjazne biznesowi reformy, więc pewności co do tego nie ma.

W Niemczech polityczny establishment będzie reprezentowała Angela Merkel. Kanclerz przez długi czas nie ogłaszała, czy będzie się ubiegać o czwartą kadencję, ale jest to przesądzone (miała to ogłosić w niedzielę wieczorem, już po zamknięciu tego numeru DGP). Mimo porażek chadecji w kilku tegorocznych wyborach landowych nie ma przesłanek wskazujących, by CDU mogła przyszłoroczne wybory do Bundestagu przegrać. Nie znaczy to jednak, że Merkel może spokojnie myśleć o przyszłości. Najpierw będzie się musiała zmierzyć z opozycją we własnej partii. Według mediów w CDU powstają oddolne konserwatywne grupy, którym nie podoba się polityka migracyjna Merkel i które podczas dorocznej grudniowej konferencji chadecji mogą spróbować przeprowadzić wewnątrzpartyjny pucz. Od pewnego czasu spekuluje się też o rozejściu się CDU z jej bawarską odnogą CSU, której szef Horst Seehofer należy do najbardziej zażartych krytyków Merkel (do tej pory CDU i CSU zawsze startowały w wyborach razem). Zapewne także wyniki wyborów będą dalekie od optymalnych z punktu widzenia niemieckiej kanclerz. Na to, że chadecja będzie rządzić sama lub w koalicji z liberałami z FDP, raczej nie liczy, ale może się okazać, że dotychczasowa wielka koalicja chadecji z socjaldemokracją będzie miała znacznie mniej mandatów niż obecnie. Wszystko przez to, że w górę idą notowania antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Istniejąca od niespełna czterech lat partia dzięki kryzysowi migracyjnemu wyrosła na trzecią siłę polityczną w kraju. Popiera ją obecnie 12–14 proc. Niemców i cel, który sobie wyznaczyła na przyszły rok – 20 proc. – wcale nie jest nierealny.

>>> Polecamy: "Die Welt": Tylko Merkel może zapobiec rozpadowi Zachodu