Po pierwszej turze prawyborów we francuskiej partii Republikanie wygląda na to, że Fillon ma bardzo duże szanse na pokonanie w kolejnej rundzie swego republikańskiego rywala, Alaina Juppe, który do niedawna był faworytem sondaży. Jak komentuje "Economist", w artykule "Sondaże znowu się mylą", nagły wzrost popularności Fillona przyszedł w ostatniej chwili i był całkowicie nieoczekiwany. Niemniej ten były premier w rządzie prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego ma teraz widoki na wygranie wyborów prezydenckich w 2017 roku.

"Forbes" nazywa go kandydatem "twardej prawicy" i na wstępie zadaje pytanie: "Czy ma on szanse pokonać Marine Le Pen?", czyli przywódczynię skrajnie prawicowego i antyunijnego Frontu Narodowego (FN).

Rosyjska "Nowaja Gazieta" podkreśla zaś, że "Francja wybiera przeciwnika dla Marine Le Pen i zarazem przyjaciela dla Władimira Putina".

O ile bowiem ewentualna prezydentura Le Pen, która według sondaży niemal na pewno dotrze do drugiej tury wyborów, byłaby bardzo niepokojąca i groziła np. referendum w sprawie wyjścia Francji z UE i zbliżenia z Rosją, to i wygrana Fillona niesie ze sobą ryzyko zbliżenia Paryża i Moskwy.

Reklama

"Nowaja Gazieta" przypomina te elementy programu Alaina Juppe, które nie były po myśli Kremla: "nie uznaje aneksji Krymu, wzywa do pełnej realizacji porozumienia z Mińska (ws. konfliktu na Ukrainie), uważa, że Baszar el-Asad (prezydent Syrii) powinien odejść i nazywa bombardowania Aleppo +zbrodniami wojennymi+".

Tymczasem Fillon "utrzymuje bliskie stosunki z Putinem, popiera aneksję Krymu i zniesienie sankcji nałożonych na Rosję" - podkreśla "Nowaja Gazieta".

W latach 2008-12 Fillon miał okazję nawiązać bliższe kontakty z Putinem, gdy zarówno on, jak rosyjski przywódca byli premierami. Podtrzymywanie relacji z Putinem, przypadło szefowi rządu Francji, podczas gdy relacje dyplomatyczne wyższego szczebla były domeną jej prezydenta.

>>> Czytaj też: Sarkozy przegrywa pierwszą turę prawyborów we Francji. Fillon faworytem Republikanów

Fillon jest zdania, że należy rozmawiać z Rosją, by "zamanifestować niezależność (Francji) wobec Ameryki" i zarzuca swym poprzednikom - Sarkozy'emu i Hollandowi, że dokonali złego wyboru, przyjmując punkt widzenia Stanów Zjednoczonych na kryzys na Ukrainie i wojnę w Syrii. W niektórych wywiadach Fillon przedstawia się jako "przyjaciel Rosji" i nazywa Putina "drogim Władimirem", w innych zarzuca mu skłonności autokratyczne, choć połączone z "ciepłem i rozsądkiem" - pisze Slate.fr.

W innych wywiadach odcina się od proputinowskich sympatii i podkreśla jedynie, że konieczność prowadzenia dialogu z Kremlem wynika z faktu, iż "niestabilność Rosji byłaby niebezpieczna dla interesów Francji”; uważa także - jak Donald Trump - że Rosja jest ważnym sojusznikiem w walce z Państwem Islamskim.

Fillon był też przeciwny wycofaniu się Paryża z kontraktu na dostawę mistrali dla Rosji i przyjął z aplauzem zbrojne zaangażowanie Moskwy w konflikt syryjski. Co więcej, Fillon wini Zachód, a zwłaszcza USA, za pogorszenie stosunków z Kremlem. Konserwatywny „Le Point” prognozuje, że za prezydentury Fillona nastąpi zdecydowane zbliżenie z Rosją.

A ponadto "prywatna doktryna Fillona głosi" - jak podkreśla "Le Journal Du Dimanche" - "że sojusz między Paryżem, Berlinem i Moskwą pozwoliłby na uwolnienie się od amerykańskiego jarzma i zaistnienie Francji na scenie międzynarodowej".

Stosunek Fillona do Ameryki jest nieco osobliwy - dość długo, jako tradycyjny gaullista, był on sceptycznie nastawiony do powrotu Francji do NATO, jednak ostatnio ogłosił, że "Sojusz Atlantycki z USA jest nie do zastąpienia". I choć daleki jest od niechęci francuskiego establishmentu do wyboru Trumpa, to jednak zapowiedział, że skoro nowy prezydent ma zamiar wprowadzić agresywny protekcjonizm, to i Francja "będzie musiała być agresywna" w tej sferze polityki.

W odniesieniu do UE, którą Juppe chciałby odbiurokratyzować, Fillon ma inne plany – zamierza dążyć do zacieśnienia współpracy strefy euro i powołania jej rządu.

W polityce gospodarczej były premier aspiruje do roli odpowiednika Margaret Thatcher, którą otwarcie podziwia, choć na francuskiej scenie politycznej – jak podkreśla „Guardian” - otwarte przyznawania się do neoliberalnych preferencji nie przysparza zwolenników.

Zarówno Juppe, jak i Fillon proponują liberalne reformy gospodarcze, ale propozycje Fillona są bardziej radykalne, i zdaniem "Forbesa" ustawiają go na kursie kolizyjnym z francuskimi związkami zawodowymi. Francja potrzebuje jednak reform strukturalnych, które umocniłyby jej gospodarkę. W wielu wywiadach były premier podkreślał, że jego ambicją, jest uczynić francuską gospodarkę „najsilniejszą w Europie”.

Fillon jest w istocie bardziej radykalny od Juppego – podkreśla „Le Figaro”. Chce zlikwidować 500-600 tys. miejsc pracy w sektorze publicznym; jego rywal ma jedynie zamiar skończyć z gwarancjami zatrudnienia dla osób z tego sektora.

Fillon ma zamiar ograniczyć wydatki budżetowe o 110 mld euro, Juppe o 100 mld euro.

Były premier chce zlikwidować 35-godzinny tydzień pracy. Juppe zamierza stopniowo wydłużyć go do 39 godzin i sprawić, że tymczasowe umowy o pracę będą bezpieczniejsze.

Obaj kandydaci chcą przywrócić poprzedni wiek emerytalny, czyli 65 lat (od 2017 roku miał być obniżony do 60 i 62 lat).

Fillon jest politykiem o długim stażu - zaczynał w 1981 roku jako deputowany departamentu Sarthe. Miał wtedy 27 lat. Pełnił następnie różne funkcje gabinetowe, był m.in. ministrem szkolnictwa wyższego, ministrem technologii oraz ministrem spraw społecznych i pracy. Po zwycięstwie wyborczym Sarkozy'ego został premierem i do 2012 roku pozostał na czele trzech kolejnych gabinetów. Tylko Georges Pompidou sprawował funkcję szefa rządu dłużej niż Fillon.

Fillon w pierwszej turze prawyborów zdobył 44,2 proc. głosów. Juppe, który uplasował się na drugiej pozycji, uzyskał tylko 28,4 proc. głosów. Rywale zmierzą się w następnej turze 27 listopada. Jeśli wygra Fillon, który w odróżnieniu od bardziej centrowego konkurenta, popierany jest przez konserwatywną prawicę, otwartą kwestią pozostanie to, czy jest w stanie zwyciężyć w wyborach prezydenckich. Bo, jak pisze „Economist, „zostanie on prezydentem tylko wtedy, gdy zdobędzie (…) poparcie centrum i części lewicy. Będzie potrzebował jednych i drugich, by pokonać Marine Le Pen”.

>>> Polecamy: Le Pen zapowiada trio z Trumpem i Putinem. "Dla pokoju na świecie"