Polski rząd łagodzi pierwotne pomysły na restrykcyjne traktowanie Ukraińców pracujących Polsce, bo rośnie zagrożenie, że wartościowi pracownicy wyjadą dalej na Zachód.

Bruksela tymczasem otwiera się na Ukraińców. W ubiegłym tygodniu podjęto polityczną decyzję, by znieść dla nich wizy, co w przyszłym roku najpewniej stanie się faktem. Na razie to Polska z racji bliskości geograficznej, ale i liberalnych przepisów dotyczących zatrudnienia, jest dla nich atrakcyjnym miejscem do pracy. Od stycznia do sierpnia tego roku polscy pracodawcy zgłosili zamiar zatrudnienia 827 tys. Ukraińców. To o 65 tys. więcej niż w całym ubiegłym roku. Ułatwienia migracyjne w całej UE mogą jednak sprawić, że część tej fali ruszy dalej na Zachód.

Rząd PiS zaczyna myśleć o modyfikacji polityki migracyjnej, by Polska pozostała dla nich atrakcyjnym rynkiem pracy. – W tej chwili jesteśmy na etapie dyskusji dotyczącej całej polityki migracyjnej – mówi DGP wiceminister pracy Stanisław Szwed. – Chodzi np. o ułatwienia dla pracowników wysoko kwalifikowanych, możliwość dłuższych pobytów w naszym kraju bez potrzeby uzyskiwania zezwoleń na pracę czy jeszcze większe ułatwienia dla podejmowania pracy przez zagranicznych studentów polskich uczelni. To temat prac koncepcyjnych – dodaje.

Dyskusja ma się odbyć na jednym z najbliższych posiedzeń Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Ale to nie wszystko. Jak wynika z naszych informacji, w rządzie pojawił się pomysł na coś w rodzaju zielonej karty dla Ukraińców, którzy mogliby liczyć nie tylko na pracę, ale także na dostęp do usług publicznych. Ułatwienia miałyby ich zachęcać nie tylko do pracy, ale także do osiedlania się w Polsce na stałe z rodzinami. Takie ułatwienia mogą stać się częścią nie tylko strategii migracyjnej, ale także Planu Odpowiedzialnego Rozwoju Mateusza Morawieckiego.

Wiele wskazuje na to, że dotychczasowe pomysły na bardziej restrykcyjne traktowanie Ukraińców pracujących w Polsce trafią do szuflady. Od kilku miesięcy toczy się spór między resortami rodziny i pracy a rozwoju na temat zastąpienia systemu uproszczonych oświadczeń dla pracujących w Polsce krótkoterminowo (do pół roku) obywateli Armenii, Białorusi, Gruzji, Mołdawii i Ukrainy systemem zezwoleń. Z naszych informacji wynika, że zamiast zmian zaostrzona ma być kontrola nadużyć.

Reklama

Europa bardziej otwarta na Wschód

Rząd rozważa ułatwienia dla pracowników z Ukrainy. Ale to nie wszystko. Polskim władzom przestaje się również spieszyć z wdrożeniem dyrektywy o pracownikach sezonowych. – Nie ma presji. Wprawdzie powinna być ona wdrożona, ale w wielu państwach europejskich jest z tym krucho – zauważa wiceszef resortu rodziny i pracy Stanisław Szwed. – Wkrótce powinny się zacząć prace nad zmianą dyrektywy o ruchu bezwizowym. Z jednej strony w krajach, gdzie rozwiązania były bardziej restrykcyjne, procedury się upraszcza. Nam będzie się próbowało je zaostrzyć (chodzi o procedury dotyczące wpuszczania na teren Polski cudzoziemców spoza strefy Schengen – red.) – zauważa wiceszef resortu rodziny i pracy. Członkowie rządu, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że to decyzje Brukseli liberalizujące reżim Schengen dla Ukraińców zmieniają perspektywę spojrzenia na ich pobyt i pracę w Polsce. W dłuższej perspektywie po prostu nie chcemy stracić grupy, która może pomóc – przynajmniej częściowo – rozwiązać kryzys demograficzny.

Zmiany w polityce migracyjnej są konieczne właśnie z uwagi na starzenie się polskiego społeczeństwa. Zmiany struktury demograficznej przyspieszą jeszcze przez obniżenie wieku emerytalnego. Zdaniem ekspertów to ostatni dzwonek, by utrzymać atrakcyjność Polski dla obywateli Ukrainy jako miejsca pracy. Rada UE podjęła polityczną decyzję o zniesieniu wiz w miniony czwartek. Zanim zostanie ona wprowadzona w życie, państwa członkowskie muszą uzgodnić nowy mechanizm, który pozwoli szybko zawiesić ruch bezwizowy (nie tylko z Ukrainą), jeśli z danego państwa na masową skalę zaczną napływać migranci. W najkorzystniejszym dla Ukraińców scenariuszu „bezwiz” ruszy w pierwszej połowie 2017 r.

Decyzja zapadła niemal dokładnie w trzecią rocznicę rozpoczęcia protestów przeciwko wstrzymaniu przez prezydenta Wiktora Janukowycza rozmów o stowarzyszeniu z UE. Po ucieczce Janukowycza nowe władze podpisały umowę stowarzyszeniową, jednak dopiero ruch bezwizowy będzie pierwszym namacalnym dla przeciętnego mieszkańca kraju efektem zbliżenia z Zachodem. Co ma swoją wymowę zwłaszcza w sytuacji wzrostu zainteresowania wyjazdami do pracy za granicę. Dopiero w tym roku Ukraina zdołała wyjść z recesji, wywołanej rewolucją, aneksją Krymu i wojną w Zagłębiu Donieckim. Kryzys sprawił, że po 2014 r. wyemigrował ponad 1 mln mieszkańców Ukrainy.

– Wyjeżdżają głównie młodzi, w wieku 18–29 lat. 65 proc. naszych migrantów pracuje w Europie legalnie – mówił „Ekspresowi” szefowa Europejskiego Kongresu Ukraińców Jarosława Chortiani. Według ubiegłorocznego sondażu GfK Ukraine co trzeci mieszkaniec tego kraju, który rozważa wyjazd do pracy, chciałby trafić do Polski. Plusem są bliskość językowa, kulturowa i geograficzna oraz łatwiejsze procedury. – Ukraińcy są chętni do przyjazdu. Pytanie, jak długo, bo zaraz za efektami wprowadzenia ruchu bezwizowego, któremu jeszcze rok temu sprzeciwiali się choćby Niemcy czy Francuzi, pójdą następne kroki ułatwiające Ukraińcom pracę w tych krajach i zanim się obejrzymy, ich już tu nie będzie – mówi Cezary Kaźmierczak ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. To nie scenariusz science fiction. Kaźmierczak zauważa, że w ostatnich dniach udzielił wywiadów trzem niemieckim mediom zainteresowanym tym, jak się Ukraińcom żyje i pracuje w Polsce.

Zainteresowanie na Zachodzie rośnie, więc rząd powinien reagować już teraz. – Ukraińcom trzeba zaoferować kartę stałego pobytu, sprzyjającą osiedlaniu się na stałe i zwiększającą podaż pracy na dłuższą metę, a nie przejściowo. Kiedy inne kraje będą otwierać rynek pracy, zaczną wysysać nam siłę roboczą, bo zapłacą jej więcej – uważa główny ekonomista Crédit Agricole Jakub Borowski. To ma być recepta na przyspieszające niekorzystne zmiany na rynku pracy. Jak wynika z długoterminowej prognozy FUS, między 2015 a 2020 r. liczba osób w wieku produkcyjnym miała się zmniejszyć o 500 tys. Jednak ostatnia decyzja o obniżce wieku emerytalnego drastycznie zwiększyła to tempo. W efekcie takich osób będzie aż o 1,5 mln mniej niż w 2015 r.

– To oznacza mniej miesięcznych składek do ZUS czy mniejsze wpływy z PIT i innych podatków. Musimy tych ludzi czymś zastąpić. Jeśli zadziała polityka prorodzinna, jej skutki zobaczymy za 25 lat. Teoretycznie za dwa, trzy lata mogą się pojawić efekty powrotu Polaków z emigracji, ale to tylko przy dobrych scenariuszach. Szybciej mogą przyjść tylko efekty polityki migracyjnej – podkreśla Kaźmierczak. A już obecnie rynek pracy jest bliski stanu równowagi i stał się rynkiem pracownika. – Badania koniunktury pokazują, że firmy narzekają na brak możliwości zatrudnienia wykwalifikowanych pracowników. A jeśli rynek pracy jest w równowadze, trudno szukać pracowników wśród bezrobotnych, bo często nie mają oni kwalifikacji lub nie są gotowi podjąć pracy. Wydaje się, że zachęcenie Ukraińców do pracy w Polsce jest absolutnie kluczowe z punktu widzenia aktywności w przetwórstwie i usługach – zauważa Jakub Borowski. Inaczej negatywne efekty braku działań możemy zobaczyć w malejącym wzroście PKB.

>>> Czytaj też: Polskie miasta się wyludniają. Najwięcej mieszkańców ucieka z Katowic i Łodzi