Seria omyłkowych nalotów dowodzonej przez USA antyislamistycznej koalicji, w których według sojuszniczki syryjskiego reżimu Rosji zginęło ponad 60 syryjskich żołnierzy, nasiliła napięcia w relacjach rosyjsko-amerykańskich i wymusiła nadzwyczajne spotkanie Rady Bezpieczeństwa ONZ - przypomina Reuters. Rosja zażądała od Amerykanów przeprowadzenia skrupulatnego śledztwa w tej sprawie.

Generał Richard Coe, który kierował dochodzeniem, powiedział dziennikarzom w Pentagonie, że do ataku doprowadziły m.in. błędna identyfikacja celów nalotów i "myślenie zbiorowe" podczas analizy informacji wywiadowczych, a także przerwa w komunikacji na "gorącej linii" z Rosją.

Coe bronił jednak personelu związanego z atakiem. "To dobrzy ludzie, którzy starają się postępować słusznie" i którzy "o wiele częściej mają rację, niż się mylą" - podkreślił.

Reuters zauważa, że dochodzenie armii USA rzuca nowe światło na trudne i niebezpieczne warunki pracy wojskowego personelu podczas wyznaczania celów nalotów na cele IS na tych obszarach Syrii i Iraku, gdzie USA nie mają własnych sił i nie dysponują wiarygodnymi źródłami wśród miejscowej ludności, które pomagałyby w weryfikowaniu danych wywiadowczych.

Reklama

Międzynarodowa koalicja wzięła siły lojalne wobec władz w Damaszku za bojowników IS m.in. dlatego, że ich przedstawiciele nie nosili tradycyjnych mundurów. Ponadto błędne zidentyfikowanie pojazdu jako należącego do IS na wstępnym etapie operacji miało późniejsze konsekwencje, gdy pojazd ten dotarł do pozycji niedaleko lotniska w Dajr az-Zaur na wschodzie Syrii - powiedział Coe.

Przyznał, że podczas identyfikacji celów zignorowano poważne ostrzeżenia, m.in. gdy jeden z analityków zauważył czołg niedaleko miejsca wyznaczonego jako cel nalotu i na wojskowym czacie napisał: "To nie może być IS". Ponadto gdy koalicja skontaktowała się ze stroną rosyjską, by uprzedzić ją o planowanym ataku koło Dajr az-Zaur, podała nieprawidłowe współrzędne.

Błędy popełniano także po rozpoczęciu nalotów. Rosja kilkakrotnie bez powodzenia kontaktowała się przez "gorącą linię", by poinformować siły koalicji, że jej samoloty atakują cele reżimu syryjskiego, a nie IS. Jednak przez 27 minut wyznaczony przez armię USA punkt kontaktowy nie był dostępny; w tym czasie dokonano 15 nalotów - kolejnym zapobiegła udana ostatecznie interwencja rosyjskiego dowództwa.

"Możliwe, że gdybyśmy podali Rosjanom prawidłowe pozycje, mogliby ostrzec nas w sprawie ataku, jeszcze zanim by się rozpoczął" - przyznał Coe.

W nalotach uczestniczyły samoloty Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii i Danii, które zrzuciły 34 bomby precyzyjne i wystrzeliły 380 serii pocisków kaliber 30 mm. (PAP)