Poprawa produktywności, zwiększenie inwestycji i innowacyjność powinny być głównymi metodami radzenia sobie przedsiębiorstw i gospodarek podczas spowolnienia gospodarczego, którego symptomy są widoczne w różnych częściach świata – mówili eksperci podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

Uczestnicy panelu poświęconego europejskiej gospodarce w czasie spowolnienia byli zgodni, że po okresie koniunktury zbliżają się gorsze czasy. Carlos Pinerua z Banku Światowego ocenił, że dodatkowa niepewność jest związana m.in. z sytuacją w USA, w Chinach i wojnami handlowymi. W niektórych krajach UE także pojawiają się niepokojące sygnały, we Wspólnocie sytuację dodatkowo komplikuje brexit – to wszystko osłabia zaufanie do rynków.

Mimo to gospodarki z reguły ciągle rosną, a konsumpcja pozostaje na wysokim poziomie – mówił. „Wiadomości są wciąż relatywnie dobre. Są oczywiście pewne słabości w strefie euro, które zaczynają się przebijać, ale nie jest to jeszcze nic, czym trzeba się faktycznie martwić” – ocenił Pinerua.

Wiceminister finansów Leszek Skiba zwrócił uwagę, że stan gospodarki globalnej nie jest na razie na ogół interpretowany jako okres przed zbliżającym się kryzysem, choć jeśli ktoś chce dostrzec oznaki pojawiających się zagrożeń, to je znajdzie.

„To jest podstawowy kłopot, że w gruncie rzeczy nie mamy jednego czynnika, który ani w strefie euro, ani w gospodarce amerykańskiej, ani globalnej, który mógłby powiedzieć – tak jak w czasie ostatniego kryzysu – że jest tym istotnym czynnikiem, który przesądzi o pojawieniu się głębokiego spowolnienia o jakiejś większej skali” – powiedział Skiba. W jego ocenie, niekorzystne mechanizmy w gospodarce mogą uruchomić kryzysy polityczne – np. wojny handlowe, interwencje militarne.

Reklama

„Polska jako gospodarka znajdująca się w Unii Europejskiej, jest ściśle zależna od tego, co się dzieje na świecie i – w drugim kierunku – oczywiście od tego, co się dzieje w Europie. Ta zależność jest, można powiedzieć standardowa, związana z tym jak bardzo polski przemysł dobrze radzi sobie na świecie. Ma to swoje plusy, ale właśnie ta zależność od koniunktury zewnętrznej jest minusem gospodarki otwartej i konkurencyjnej” – zauważył wiceminister.

Jak wskazał, podobnie, jak w naturalny sposób polska gospodarka miała falę ożywienia, związanego z czynnikami wewnętrznymi i zewnętrznymi, coraz wolniejszy wzrost gospodarczy jest „pewnym powrotem to potencjalnego wzrostu, do naturalnego wzrostu gospodarczego z pewnego okresu silniejszego ożywienia”. Skiba przekonywał, że wysoki, pięcioprocentowy wzrost gospodarczy, jest nie do utrzymania w dłuższym okresie. W 2020 r. według różnych prognoz wzrost gospodarczy w Polsce ma wynieść 3,5-4 proc.

Szef Pracodawców Rzeczypospolitej Andrzej Malinowski wskazał, że osłabienie w gospodarce przewidywali eksperci Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego i – jak dodał – ich prognozy zaczynają się potwierdzać. Malinowski podkreślił, że spowolnienie gospodarki w najsilniejszym stopniu dotknie małe i średnie przedsiębiorstwa, które mają stosunkowo małe zasoby. Jego zdaniem, kluczowe w czasach osłabienia gospodarki jest wzrost m.in. produktywności i innowacyjność.

Główny ekonomista ZUS Paweł Wojciechowski podkreślił, że trudno przewidzieć, co czeka światową gospodarkę. Przypomniał, że nie dało się przewidzieć poprzedniego kryzysu. Ocenił, że po ostatnim załamaniu gospodarki firmy nauczyły „radzić sobie z kryzysem”, ale jedynie w sensie metodologicznym, ale nie strukturalnym. Podobnie jak inni uczestnicy dyskusji ocenił, że jedną z głównych bolączek polskiej gospodarki jest zbyt niski poziom inwestycji – jednego z głównych stymulatorów rozwoju.

Wiceprezes ING Banku Śląskiego Bożena Graczyk oceniła, że dzieje się tak dlatego, że inwestorzy są zbyt ostrożni. W opinii Malinowskiego, wynika to z kolei z poczucia niepewności i nieufności wobec niektórych instytucji państwa i pojawiających się pomysłów, jak tzw. test przedsiębiorcy. „To wszystko decyduje i wszystko ma oczywiście wpływ na to, że daleko nam do średniej unijnej, jeśli chodzi o inwestycje” – zaznaczył. „Jeśli państwo chce wyciągnąć, co się da, to musi to zrobić w sposób jasny, prosty i zrozumiały” – dodał szef Pracodawców RP.

Skiba odpowiadał, że problem zbyt niskich inwestycji jest na ogół związany m.in. z ograniczoną dostępnością do kapitału, jednak w Polsce trudno mówić o takiej sytuacji. „Regularnie co roku sektor przedsiębiorstw w Polsce generuje od 150 do 180 miliardów – po kryzysie taki jest zakres tych zysków, czyli między 6-7-8 proc. PKB - zysków po inwestycjach, po opodatkowaniu, czyli mamy do czynienia z super zyskownym sektorem przedsiębiorstw (...)" – powiedział minister, dodając, że te środki pozostają jednak niewykorzystane, bo nie przechodzą w formę inwestycji. „Na pytanie, czy przedsiębiorcy mają problem z dostępem do pieniędzy, należy odpowiedzieć – nie” – wskazał Skiba.

>>> Czytaj też: Miasta przyszłości w Polsce: Do 2050 r. z woj. śląskiego ubędzie 800 tys. mieszkańców