W środę odbyło się jedno z ostatnich posiedzeń sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold, powołanej w lipcu 2016 r. Wassermann przekazała na nim pozostałym członkom komisji projekt raportu końcowego. Posłowie będą mieli dwa tygodnie na zapoznanie się z nim i kolejne dwa tygodnie na zgłaszanie ewentualnych uwag na piśmie.

Szefowa komisji przedstawiając projekt raportu wskazała, że większość instytucji państwowych ocenianych przez komisję, w latach 2009-2012 "bardzo daleko posunęło się w niedopełnianiu swoich obowiązków". "Skrajnie źle oceniamy przede wszystkim działalność służb specjalnych oraz policji pod przewodnictwem tutaj na samej górze pana ministra(spraw wewnętrznych) Jacka Cichockiego" - powiedziała.

Dodała, że drugim ministerstwem, które jest oceniane przez nią i prezydium komisji "skrajnie źle" jest Ministerstwo Transportu i Budownictwa pod rządami ministra Sławomira Nowaka. Mówiła, że Urząd Lotnictwa Cywilnego podległy temu resortowi utrzymywał, a nawet rozszerzał koncesję dla spółek OLT, mimo że te spółki nie spełniały przewidzianych prawem wymagań.

Wassermann zwróciła uwagę, że Nowak jako jedyny minister posiadał uprawnienia w postaci "możliwości wydawania decyzji o zamknięciu działalności przez odebranie koncesji z rygorem natychmiastowej wykonalności". "To oznacza, że pan minister Nowak mógł przeciąć tę działalność w ciągu jednego dnia" - zaznaczyła.

Reklama

Wassermann stwierdziła też, że postępowania prokuratorskie dot. Amber Gold były prowadzone nieprawidłowo. "Mimo, iż prokurator generalny Andrzej Seremet w 2012 r. wszedł w posiadanie wiedzy o wszystkich postępowaniach, jakie się toczyły dot. Amber Gold; mimo że z mównicy sejmowej zapewnił, że każde z tych postępowań będzie pod jego szczególnym nadzorem, to większość z tych postępowań została przedwcześnie umorzona bez wyjaśnienia stanu faktycznego" - powiedziała.

Wessermann oświadczyła, że ocena działań prokuratury "jest skrajnie zła". "Dwa lata w prokuraturze rejonowej (Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz-PAP) nie wykonano najbardziej elementarnych i podstawowych czynności. Nie bądźmy naiwni pani prokurator (Barbara Kijanko prokurator referent prowadząca postępowanie -PAP) miała swojego szefa, swoich przełożonych. To jednoznacznie świadczy o tym, że taki a nie inny sposób prowadzenia tej sprawy był w Gdańsku akceptowany" - wskazała. Jak dodała, było to "torpedowanie postępowania, a nie postępowanie".

W jej ocenie, późniejsze decyzje sądów dyscyplinarnych w stosunku do prokuratorów prowadzących postępowania dot. Amber Gold "zawierały uzasadnienia szokujące". "Uzasadnienia mówiły m.in. że działania prokurator Barbary Kijanko nie podważyły zaufania obywateli do wymiaru sprawiedliwości" - mówiła Wassermann. Według niej, sprawa Amber Gold pokazała, iż rozdzielenie Ministerstwa Sprawiedliwości i Prokuratury Generalnej było ogromnym błędem.

Wassermann stwierdziła, że dla niej po trzech latach prac komisji nie ma żadnych wątpliwości, że szef Amber Gold Marcin P. był tzw. słupem. "P. prowadził oficjalnie tę działalność, dawał sobie z tym radę, natomiast na pewno nie był osobą, która tę działalność wymyśliła i przeprowadziła" - mówiła. Zwróciła uwagę, że podczas przesłuchania P., gdy był on pytany, czy ktoś za nim stał "nastąpiła cisza, po czym P. odpowiedział: uchylam się od odpowiedzi na to pytanie".

"Przed komisją stawały osoby, które twierdziły, że Marcin P. to wszystko wymyślił. Twierdzili tak głównie ci funkcjonariusze, których zadaniem było wyjaśnienie kto stoi za Marcinem P. i skąd poszły pierwsze pieniądze. Skoro tego zadania nie wypełnili, to przedstawiali stanowisko, z którego wedle nich wynikało, że on tego dokonał samodzielnie" - dodała.

Wassermann wskazywała ponadto na brak reakcji sądów rejestrowych i urzędów skarbowych, które dostawały co chwila wnioski o rejestrację nowych spółek Marcina P. z "niebotycznym" kapitałem zakładowym, a jednocześnie widziały, że firmy twórcy Amber Gold nie składają sprawozdań finansowych.

Szefowa komisji wskazywała też, że minister gospodarki błyskawicznie zareagował, gdy uzyskał informacje o tym, że Marcin P. może być osobą karaną, a jego działalności może być przestępcza. "Wykreślił go z rejestru domów składowych i to ministerstwo (gospodarki) pokazało, że jeżeli chciało się postępować w sposób zdecydowany, można to było zrobić, tam decyzje zapadały z dnia na dzień z rygorem natychmiastowej wykonalności" - mówiła.

Ubolewała jednak nad tym, iż resort wysyłając informację do sądu rejestrowego, że skreśla Marcina P. ze swojego rejestru nie podał przyczyny. Gdyby to zrobił - jak dodała - sąd rejestrowy "nie mógłby dalej nie zauważać, że ma człowieka wpisanego we wszystkich rejestrach, który jest dziewięciokrotnie karany, a co za tym idzie nie może pełnić funkcji prezesa".

Wassermann mówiła, że drugą obok Ministerstwa Gospodarki, instytucją, która próbowała coś zrobić z firmami Marcina P. była Komisja Nadzoru Finansowego i "pewnie by ją bardzo pochwaliła", gdyby nie dwa elementy, których jej zabrakło w działania KNF - chodzi o to, iż KNF nie przeprowadziła kontroli instytucji ubezpieczeniowych oraz banków, które współpracowały z firmami Marcina P., a w tym zakresie była obszerna korespondencja.

Wasserman stwierdziła ponadto, iż "nie mam żadnych wątpliwości, że Marcin P. nie wszedł w działalność lotniczą w sposób dobrowolny". W połowie 2011 r. Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express. Linie upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r.

W wątku linii lotniczych OLT należących do Amber Gold Wassermann zaznaczyła, że ochrona sektora lotniczego w Polsce jest zarezerwowana dla ABW. Jej zdaniem funkcjonariusze Agencji torpedowali możliwość wyjaśnienia, tego co się szykowało w związku z OLT. Podkreśliła przy tym, że kierownictwo ABW kierowało każdą pojedynczą czynnością w sprawie Amber Gold.

Według niej do momentu kiedy rządziła PO nie podjęto próby wyjaśnienia wątku lotniczego w aferze Amber Gold. "To jest robione aktualnie i obecnie. Zresztą skutkiem tego jest kilka zarzutów dla osób w tym uczestniczących, a śledztwa wszystkie są rozwojowe" - dodała.

Wiceszef komisji Jarosław Krajewski (PiS) wskazywał, że konkluzją zawartą w projekcie raportu końcowego jest, iż "w ocenie komisji śledczej powstanie i ekspansja Grupy Amber Gold były wynikiem słabości państwa, dysfunkcjonalnością organów stojących na straży praworządności i wymiaru sprawiedliwości, systemowych luk prawnych, bierności i pobłażliwości aparatu urzędniczego, a także braku stosowania przepisów prawa przez organy władzy publicznej".

Dodał, że najbardziej wymiernym rezultatem pracy komisji było złożenie zawiadomień do prokuratury ws. 29 osób i banku BGŻ. "Co oznacza, że komisja i to w zdecydowanej większości, zgadza się, że co najmniej 30 osób powinno ponieść odpowiedzialność karną za aferę Amber Gold" - mówił Krajewski

Natomiast przedstawiciel PO-KO Krzysztof Brejza ocenił, że powołanie komisji śledczej ds. Amber Gold miało służyć zniszczeniu b. premiera Donalda Tuska i "(b. prezydenta Gdańska) Pawła Adamowicza". "Nie udało wam się ani pierwsze, ani drugie" - zaznaczył.

"Raport może mieć 700 stron, ale i tak jest jednym wielkim zerem" - ocenił Brejza. "Z wielkiego polowania, z wielkiej nagonki, wyszedł kapiszon i to podmokły kapiszon" - dodał. Poseł PO-KO zapowiedział jednocześnie, że przygotuje zdanie odrębne do raportu "z dwoma zawiadomieniami" do prokuratury: ws. b. przewodniczącego KNF Stanisława Kluzy i prokuratora Piotra Wesołowskiego.

Poseł Nowoczesnej Witold Zembaczyński również zapowiedział, że złoży zdanie odrębne do raportu przedstawionego przez Wassermann. "W każdym punkcie, w którym są domniemania, a nie fakty, w każdym punkcie, w który pani coś sugeruje, wklejając poszczególne wypowiedzi świadków, a nie ma na to żadnych materialnych dowodów, będziemy zgłaszać poprawki" - mówił.

Zembaczyński ocenił, że projekt raportu to "autorskie dzieło" szefowej komisji. "Taki kryminał archeologiczny, z którego założenia miało wynikać, że superzłoczyńcą był Marcin P. a we wnioskach końcowych okazuje się, według pani przewodniczącej, że superzłoczyńcą jest Donald Tusk. To jest szczególnie przykre" - powiedział Zembaczyński.

Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. W połowie 2011 r. spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express.

Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. Z kolei Amber Gold ogłosiła likwidację 13 sierpnia 2012 r., a tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.