Ujemna cena pojawiła się w przeddzień zapadalności kontraktu terminowego WTI na maj. W dniu zapadalności kontrakt zamienia się z papierowego na fizyczny i jego właściciel dostanie w maju fizycznie ropę.

„Gracze finansowi nie mają możliwości odbioru i przechowania ropy, więc sprzedają je graczom na rynku fizycznym. 20 kwietnia nikt z nich nie chciał kupić zapadającego kontraktu, z powodu oczekiwanego wypełnienia magazynów w Cushing i braku możliwości przyjęcia dodatkowej ropy z kontraktów” - wyjaśnił Czyżewski.

Jak podkreślił, to, co się stało z ceną kontraktu frontowego na WTI jest skutkiem nadpodaży ropy oraz mechanizmów wszytych w te kontrakty, takich jak zobowiązanie do odbioru fizycznych baryłek ropy, czy wycena w jednym miejscu - w Cushing. Ta sytuacja dotyczy tylko ropy WTI, w przypadku analogicznych kontraktów na ropę Brent nie ma wymogu odbioru fizycznych baryłek ropy - zaznaczył główny ekonomista Orlenu.

Przypomniał też, że od 22 kwietnia frontowym kontraktem WTI jest kontrakt z dostawą w czerwcu, który zapadnie w maju. Cena ropy WTI w tym kontrakcie to obecnie ponad 11 dol. za baryłkę, a na dalsze miesiące ceny są wyższe.

Reklama

Adam Czyżewski podkreślił, że prognozy mówią o cenach WTI na koniec roku w granicach 20-30 dol. za baryłkę. „Trudno powiedzieć, co się stanie w dniu zapadalności kontraktów frontowych WTI z dostawą na czerwiec, bo nie wiemy, czy i jak silnie wzrośnie popyt, czy i jak silnie spadnie wydobycie - obecnie ceny na rynkach fizycznych są niższe od kosztów wydobycia na wielu złożach” - ocenił.

Zaznaczył jednocześnie, że ta sytuacja nie utrzyma się długo, bo po zapełnieniu przestrzeni magazynowych na świecie, co jest oczekiwane już w maju, strumień podaży na rynku ropy musi się skurczyć do rozmiarów strumienia zużycia. Nikt nie będzie wydobywał ropy, której nie można sprzedać ani zmagazynować - przypomniał Czyżewski.

Główny ekonomista PKN Orlen zaznaczył, że jak dotąd ceny ropy spadają szybciej i bardziej, niż ceny paliw, bo na rynku ropy jest nadwyżka podaży, a na rynku paliw jej nie ma, gdyż została zaabsorbowana przez rafinerie, dostosowujące przerób do popytu.

„Położenie rafinerii – mówimy o rafineriach stand alone, jak Lotos, a nie o rafineriach zintegrowanych z petrochemią i energetyką, jak Orlen - zależy od dwóch czynników: popytu na paliwa, czyli wolumenów produkcji oraz marż rafineryjnych, czyli różnicy pomiędzy cenami paliw a ceną ropy. Jak wiemy, lock down spowodował, że popyt się skurczył więc spadła sprzedaż. Skompensowały to w pewnym stopniu marże, które się poprawiły z bardzo niskich poziomów, z powodu szybkiego i głębokiego spadku cen ropy” - ocenił Adam Czyżewski.

Jego zdaniem, nadpodaż w końcu musi zniknąć, ale ile to zajmie czasu i jakie będą tego skutki dla przemysłu wydobywczego, a także dla sektora finansowego, który ma spore aktywa ulokowane w sektorze naftowym, zależy w dużej mierze od strony popytowej – jak szybko się ożywi.

„Moim zdaniem w średnim terminie możemy mieć kłopoty z powodu ograniczeń podaży ropy na rynek w stosunku do popytu, a w dłuższym szybszy spadek popytu na paliwa płynne, niż się do tej pory spodziewaliśmy” - podkreślił Czyżewski.(PAP)