13,8 mld zł. Tyle musiałby wypłacić Bankowy Fundusz Gwarancyjny ludziom, gdyby Idea Bank upadł. 2 mld zł - należące m.in. do bogatszych klientów oraz jednostek samorządu terytorialnego - by przepadły. Cały sektor bankowy by się zachwiał, gdyż wypłaty z BFG stanowiłyby 89,6 proc. pieniędzy znajdujących się w funduszu, co oznaczałoby konieczność podniesienia składki dla banków, by uzupełnić braki.

To oszacowane przez PwC skutki upadłości Idea Banku, gdyby nie został on przymusowo (administracyjnie) przejęty. Która to upadłość - zdaniem analityków - byłaby całkiem prawdopodobna.

I teraz powinniśmy sobie zadać pytanie: czy skandalem jest to, że Idea Bank, znajdujący się w bardzo złej kondycji finansowej, został przejęty? Czy może skandalem byłoby, gdyby pozwolono mu dalej działać i realny byłby powyżej nakreślony scenariusz? Odpowiedź wydaje mi się oczywista. Gdyby doszło do upadłości banku, a urzędnicy wiedzący o problemach w ogóle by temu nie starali się zapobiec, mielibyśmy do czynienia z największą aferą finansową ostatniego trzydziestolecia. Wskutek działania Bankowego Funduszu Gwarancyjnego nam ona nie grozi.

Reklama

Dla jasności: wiem, z czego wynikają obiekcje związane z przejęciem Idea Banku, należącego do nie najpotężniejszego już imperium Leszka Czarneckiego. Wystarczy przypomnieć nagraną rozmowę Marka Chrzanowskiego, byłego przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego, z samym Czarneckim, która odbyła się w marcu 2018 r.

„Między nami, no to Zdzisław (chodzi o Zdzisława Sokala, ówczesnego prezesa Bankowego Funduszu Gwarancyjnego) ma swój plan, który wygląda w ten sposób, że on uważa, że Getin powinien upaść, za złotówkę zostać przejęty przez jeden z tych dużych banków, i on chciałby dokapitalizować to kwotą dwóch miliardów złotych, czyli już ten bank, który przejmie, i to jest jego wizja rozwiązania sprawy” – mówił Marek Chrzanowski. Między wierszami zaś padło, że Czarnecki może się przed przejęciem jego aktywów uratować, jeśli tylko zatrudni odpowiedniego - czyli znanego dobrze Chrzanowskiemu - fachowca.

Warto jednak tu zadać sobie kolejne pytanie: czy fakt skandalicznej propozycji szefa KNF-u złożonej biznesmenowi powoduje, która została ujawniona, powoduje, że biznes jest już nietykalny?

Wiele wskazuje na to, że tzw. afera KNF, czyli właśnie propozycja Chrzanowskiego złożona Czarneckiemu, przełożyła się na działania państwa wobec imperium pana Leszka. Tyle że - ot, paradoks - po prostu organy państwa zadziałały później, niż powinny. A to po to by nie powstało wrażenie, że zła władza uwzięła się na milionera, który nie chciał współpracować.

Przede wszystkim zastosowanie tzw. przymusowej restrukturyzacji, polegającej w praktyce na przejęciu jednego banku przez drugi, to nic nadzwyczajnego w Europie. Chodzi bowiem o zapewnienie stabilności sektora finansowego.

Pokażmy na przykładzie. Dajmy na to, że mamy nieduży bank, bagatela 20 mld zł depozytów. I bank ten upada. Państwo jako gwarant depozytów do równowartości 100 tys. euro musi zwrócić obywatelom pieniądze. Wydatki Skarbu Państwa idą w miliardy złotych; daleko przekraczają możliwości Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, utworzonego na wypadek niewypłacalności podmiotów sektora. Jest robiona dodatkowa zrzutka, w której uczestniczą banki, a w zasadzie my wszyscy – ich klienci. A wszystko z powodu upadłości jednej instytucji.

O tym, że przejęcie banku nie jest wcale intratnym biznesem dla przejmującego, pisałem już w 2018 r., tuż po upublicznieniu nagrań Chrzanowskiego z Czarneckim. Teraz ta narracja wróciła: Idea Bank jest przejmowany, żeby wspomóc Bank Pekao S.A., bądź co bądź państwowy. Tyle że to tak nie działa. Świetny biznes byłby wówczas, gdyby przejmowało się prężnie działające przedsiębiorstwo, a nie podmiot na granicy upadłości. Nie jest więc bynajmniej tak, że przejmujący może popijać sobie wino z cudnych winogron, które przejął. On musi - trzymając się tej poetyki - odbudować podupadającą winnicę. Czyli, mówiąc wprost, włożyć w to majątek.

Procedura przymusowej restrukturyzacji jest unijnym standardem. W 2014 r. uchwalono unijną dyrektywę BRRD (Bank Recovery and Resolution Directive) ustanawiającą ramy na potrzeby prowadzenia działań naprawczych oraz restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji instytucji kredytowych i firm inwestycyjnych. W największym skrócie: przewidującą zasady ratowania i restrukturyzacji banków. W 2015 r. stworzono też Single Resolution Board (SRB), czyli Jednolitą Radę ds. Restrukturyzacji i Uporządkowanej Likwidacji. To europejski organ unii bankowej.

Pierwszy poważny test mechanizmu przymusowej restrukturyzacji przeprowadzili Hiszpanie w czerwcu 2017 r. Wówczas piąty co do wielkości Banco Popular został błyskawicznie przejęty przez Santandera. A cała operacja wyglądała tak, że Hiszpanie 6 czerwca 2017 r. położyli się spać, zaś gdy 7 czerwca 2017 r. obudzili się - Banco Popular już nie było. Dwie przymusowe restrukturyzacje, fakt – mniejszych podmiotów, odbyły się też już w Polsce.

Osoby, które dziś gardłują o skandalicznym przejęciu Idea Banku, nie wiedzą, co czynią. I – jestem o tym święcie przekonany – że krzyczałyby jeszcze głośniej, gdyby bank upadł, a wszyscy musielibyśmy zrobić wielomiliardową zrzutkę. Na szczęście tego ryzyka nie ma.