„Mówicie: słyszymy was i rozumiemy, że sprawa jest nagła” – grzmiała w tym tygodniu 16-letnia Greta Thunberg na forum Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych. „Ale nie chcę w to wierzyć, bo gdybyście naprawdę rozumieli sytuację, a mimo to wciąż nic nie robili, to oznaczałoby, że jesteście po prostu złymi ludźmi – coś, w co nie chce mi się wierzyć”.
Nastolatka ze Szwecji kierowała swoje słowa do zebranych w Nowym Jorku przywódców państw, ale słuchał jej cały świat, w tym również biznes, do którego Thunberg zwróciła się zresztą na początku tego roku bezpośrednio podczas Forum Ekonomicznego w Davos. „Nasz wspólny dom płonie” – mówiła w Szwajcarii. „I chcę, żebyście zaczęli w związku z tym panikować”.
Biznes nie musiał panikować. Zielenieje z troski o środowisko od dłuższego czasu. A im większa firma, tym bardziej ambitnie podchodzi do ochrony planety.
Reklama

Księgarnia podbija stawkę

Weźmy chociażby Amazon, który swoje plany środowiskowe ogłosił tuż przed szczytem klimatycznym w Nowym Jorku. Amerykański gigant zapowiedział, że do końca przyszłej dekady chce zaopatrzyć się we flotę 100 tys. elektrycznych samochodów dostawczych. Producentem będzie Rivian, start-up z dziedziny elektromobilności, w rozwój którego Amazon zainwestował w lutym 440 mln dol. Jak olbrzymia jest to flota, niech świadczy fakt, że – zgodnie z raportem Międzynarodowej Agencji Energii (IEA) „Global EV Outlook 2019”, na koniec ub.r. po amerykańskich drogach poruszało się niewiele ponad milion elektryków.
Jeszcze większe wrażenie obietnica firmy robi, jeśli weźmiemy pod uwagę, że globalna flota lekkich pojazdów użytkowych na prąd to wg IEA 250 tys. sztuk. Gdyby przez najbliższe lata nikt inny nie kupował takich samochodów, to sam jeden Amazon zwiększyłby ją o 60 proc.
Obietnica elektryfikacji floty to tylko jeden z elementów większej zobowiązania, jakie podjął na siebie w ubiegłym tygodniu amerykański gigant. Szef i założyciel firmy Jeff Bezos zapowiedział bowiem, że Amazon chce osiągnąć cele z paryskiego porozumienia klimatycznego 10 lat przed przyjętym w stolicy Francji terminem. A więc zamiast 2050 r., firma chce być neutralna dla klimatu dekadę wcześniej. Kluczowe w tym procesie będzie zazielenienie energii elektrycznej, która zasila operacje koncernu. Do 2024 r. 80 proc. zużywanego przez Amazon prądu ma pochodzić ze źródeł odnawialnych. Do końca przyszłej dekady ma to już być 100 proc.
– Mamy już dość bycia w środku stawki, jeśli chodzi o środowisko. Postanowiliśmy wykorzystać naszą wielkość i skalę działania do tego, żeby wywrzeć realny wpływ. Jeśli firma z tak dużą infrastrukturą fizyczną jak Amazon, która dostarcza 10 mld paczek rocznie, jest w stanie sprostać celom klimatycznym z Paryża 10 lat przed terminem, to każda firma może – mówił w ubiegły czwartek w Waszyngtonie Bezos.

Gdzie tu można kupić ekoprąd?

Szef Amazona nazwał podjęte przez firmę zobowiązana „obietnicą klimatyczną” („The Climate Pledge”) i zapowiedział, że będzie namawiał szefów innych firm, aby także obiecali wyzerować swój ślad węglowy na dekadę przed połową wieku. Nie będzie to oczywiście jedyny tego typu alians biznesowy. Najwięcej firm – prawie 200 – jak na razie gromadzi inicjatywa Re100 powstała przy współpracy dwóch międzynarodowych organizacji pozarządowych – The Climate Group (przedstawicielka organizacji Sandra Roling będzie gościem na konferencji Impact mobility rEVolution) i Carbon Disclosure Project.
Skupione w Re100 firmy chcą najpóźniej do 2050 r. przesiąść się w całości na zieloną energię, chociaż wielu prezesów nie ukrywa, że zamierzają ten cel osiagnąć znacznie wcześniej – nawet w połowie przyszłej dekady. Firmy energetyczne już w tej chwili nie są w stanie pokryć całego zapotrzebowania na zielony prąd, w związku z czym członkowie Re100 często szukają takiej energii na własną rękę.
Odpowiedzią są umowy zawierane bezpośrednio między biznesem a wytwórcami ekoprądu, czyli PPA (z ang. power purchase agreements, czyli umowy o zakupie mocy). Już 18 proc. globalnego zapotrzebowania na energię elektryczną firm zrzeszonych w Re100 jest pokrywane w ten sposób, chociaż wartość ta jest różna w różnych krajach. I tak np. umowy PPA zaspokajają 20 proc. potrzeb na zielony prąd w USA (w Europie, gdzie duże firmy po prostu często kupują zielony prąd bezpośrednio od dostawców jest to tylko 5 proc.).
– W Polsce Tauron Dystrybucja w pierwszym półroczu 2019 r. przyłączył do sieci energetycznej 8,7 tys. odnawialnych źródeł energii o mocy ponad 108 MW. To prawie trzy razy więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Spośród wszystkich przyłączonych w pierwszym półroczu mikroinstalacji, zdecydowana większość została wykonana w technologii fotowoltaicznej – mówi Ewa Groń, rzecznik prasowy Tauron.
W Indiach z kolei zawodność sieci energetycznej często zmusza firmy do ciągnięcia własnej linii przesyłowej do miejsca wytwarzania ekoprądu. W ten sposób należące do Re100 firmy na subkontynencie zaopatrują się w 43 proc. zielonej energii. Z kolei reszta Azji przoduje w przyzakładowej produkcji zielonego prądu; niewiele mniej niż połowa takiej energii elektrycznej jest tam wytwarzana na miejscu.
Należące do Re100 firmy często też starają się wciągnać w zieloną orbitę swoich poddostawców. Tak robi na przykład Apple, któremu udało się przekonać swoich 44 poddostawców z 16 krajów do przejścia na zieloną energię przy realizacji zleceń z kalifornijskiego Cupertino. W przyszłym roku planują wspólnie wytworzyć globalnie 4 GW zielonej energii, co pokryje jedną trzecią zapotrzebowania na prąd w całym łańcuchu produkcji gadżetów firmy. Aby ten proces jeszcze przyspieszyć Apple w ub. r. stworzył China Clean Energy Fund, fundusz o wartości 300 mln dol., za środki z którego powstają farmy wiatrowe w Państwie Środka.
– Jesteśmy dumni z tego, że nasi poddostawcy uczestniczą w tym funduszu i podzielają nasze przywiązanie do wspierania innowacyjnych rozwiązań energetycznych, zmniejszania emisji i walki ze zmianami klimatycznymi – mówi Lisa Jackson, wiceprezydent Apple’a ds. środowiska, polityk i inicjatyw społecznych.

Pić mi się chce

Większość firm należących do inicjatywy Re100 to firmy usługowe – informatyczne, ubezpieczeniowe, banki etc. Siłą rzeczy większość ich śladu węglowego ogranicza się do zużycia energii elektrycznej; nic więc dziwnego, że większość z nich w swoich działaniach koncentruje się najbardziej na uzielenianiu swoich rachunków za prąd. I faktycznie, ze statystyk samej organizacji wynika, że jeśli chodzi o odsetek zielonej energii w całkowitym zużyciu to w Re100 przodują firmy informatyczne właśnie (w ub.r. odnawialne źródła pokrywały już 73 proc. ich zapotrzebowania).
Zupełnie inaczej jednak wygląda uzielenianie fabryk, o czym chociażby może zaświadczyć produkujący pojazdy użytkowe koncern Volvo, który we Wrocławiu skoncentrował swoje wysiłki elektromobilne i produkcję autobusów. Marek Gawroński, wiceprezes Volvo Polska ds. relacji z sektorem publicznym zapewnia, że fabryka korzysta wyłącznie z energii elektrycznej pochodzącej z odnawialnych źródeł, ale bycie zielonym w przypadku zakładu produkcyjnego oznacza objęcie ekorefleksją znacznie większej liczby obszarów.
– Wykorzystujemy inteligentne oświetlenie, które gwarantuje znaczną oszczędność energii elektrycznej w halach produkcyjnych i budynkach biurowych. Energooszczędne są również urządzenia klimatyzacyjne oraz wentylacyjne. W klimatyzacji wykorzystujemy czynnik chłodniczy o zerowym potencjale niszczenia warstwy ozonowej – mówi Gawroński dodając, że biurowiec firmy posiada złoty certyfikat LEED przyznawany budynkom spełniającym wysokie standardy środowiskowe. Szwedzi pomyśleli także o zużyciu wody i zainstalowali automatyczną armaturę, która pozwala zaoszczędzić nawet połowę H2O.
A skoro już jesteśmy przy wodzie, to wiele biznesów to prawdziwe pochłaniające ją smoki. Jeżeli czytacie państwo ten tekst na komputerze, to stykacie się właśnie z przykładem takiej wodochłonnej branży: do produkcji układów scalonych – w tym procesorów i pamięci komputerowych – potrzebne są ogromne ilości H2O. – Jedna fabryka wytwarzająca takie układy zużywa dziennie od 2 do 4 mln litrów wody, czyli tyle, ile miasteczko zamieszkane przez 40–50 tys. osób – tłumaczył na łamach czasopisma „IEEE Spectrum” dr Farhang Shadman, dyrektor Centrum Badań nad Środowiskowo Nieszkodliwą Produkcją Półprzewodników przy Uniwersytecie Stanu Arizona.
Tak się składa, że w Arizonie część swoich fabryk ma największy producent procesorów do komputerów osobistych na świecie, firma Intel. Gigant nie ukrywa swojego apetytu na wodę: tylko w ub. r. firma globalnie zużyła 48,4 mld litrów wody. Dla porównania, w ub.r. latem cała Warszawa zużywała dziennie 378 mln litrów, a więc amerykański koncern do działania potrzebował tyle wody, ile stolica Polski przez jedną trzecią roku.
Firma jednak nie pozostaje obojętna na coraz bardziej palący problem, jakim jest dostęp do wody pitnej – także w USA. Z tego względu od 1998 r. corocznie inwestuje poważne sumy w zmniejszenie zużycia, m.in. poprzez optymalizację procesów produkcyjnych w taki sposób, aby np. zminimalizować straty z parowania. W ub.r. zakończyła się na przykład przebudowa wież chłodniczych w fabryce firmy w izraelskim mieście Kirjat Gat położonym w północnej części pustyni Negew, dzięki czemu parująca woda zostanie odzyskana. Intel szacuje, że pozwoli to zmniejszyć zużycie o ok. 378 mln litrów rocznie.
Przy okazji firma będzie musiała mniej wody oczyszczać przed zwróceniem jej do lokalnej sieci kanalizacyjnej. Jest to konieczne, ponieważ produkcja układów scalonych jest wieloetapowa i wymaga kąpieli w różnych chemikaliach. Intel więc chwali się, że rocznie oczyszcza 41 mld litrów wykorzystanej przez siebie wody.

Kartonik na batonik

Bardziej zielony przemysł to nie tylko taki, który zużywa mniej mediów, ale też taki, który sięga po odpowiedzialne środowiskowo materiały. Weźmy branże spożywczą: upowszechnienie się tworzyw sztucznych umożliwiło dystrybucję niepsującej się żywności w formie, jaką znamy dzisiaj: towary mogą spokojnie przebywać na sklepowych półkach przez dłuższy czas. Jednocześnie uzależnienie od plastiku wytworzyło całą masę fatalnych dla środowiska śmieci, o konsekwencjach czego dla morskich zwierząt przypomniał dwa lata temu dokument „Błękitna Planeta” produkcji BBC.
Kto pierwszy wymyśli opakowania do żywności, które będą ulegały biodegradacji, a parametrom użytkowym dorównają tworzywo sztucznym, ten zarobi miliardy. I firmy z branży FMCG próbują to zrobić. Jedną z nich jest Nestlé, które w lipcu wprowadziło na rynek brytyjski absolutną innowację opracowaną w laboratoriach koncernu w Yorku: opakowanie batonów wykonane w znakomitej większości z recyklingowanego papieru. – Konsumenci kiedy mają ochotę na coś na ząb, rozglądają się za bardziej naturalnymi opcjami, zarówno jeśli chodzi o zawartość, jak i opakowanie […] teraz nasze batoniki będą zawinięte w papier, dzięki czemu opakowanie łatwo podda się recyklingowi, a my unikniemy kolejnego plastiku – cieszył się Patrice Bula, szef marketingu i sprzedaży w Nestlé.
Papier jako materiał opakowaniowy ma tę wadę, że nasiąka wodą, więc naukowcy pracujący dla koncernu pokryli go cieniutką warstwą polimeru (prawdopodobnie sztucznego). Szwajcarski gigant zarzeka się jednak, że ulegnie on biodegradacji po 6 miesiącach. Co z punktu widzenia branży FMCG r równie ważne, materiał wytrzymuje obróbkę i transport na hali produkcyjnej, dzięki czemu w ogóle może posłużyć za opakowanie.
Prace nad materiałem wpisują się w działania jeszcze innej, biznesowej koalicji, tym razem pod przewodnictwem Fundacji im. Ellen MacArthur, która pod koniec ub. r. ogłosiła powstanie inicjatywy Nowa Gospodarka oparta na Tworzywach Sztucznych. Zrzeszone w niej firmy nie tylko będą podawać do publicznej wiadomości, ile wykorzystały plastiku w danym roku, ale też zobowiązały się do zwiększenia ilości materiałów zdatnych do recyklingu w wytwarzanych przez siebie opakowaniach do 25 proc. w połowie przyszłej dekady (z 2 proc. obecnie).
Do realizacji tej obietnicy może przyczynić się samo Nestlé, które zamierza udostępnić innym firmom swój wynalazek w przyszłym roku. Za darmo. – Nie jest w naszym interesie, aby kurczowo się tego trzymać. Chcemy, żeby nasza branża częściej sięgała po papier – mówił w lipcu Jas Scott de Martinville, który dowodzi w koncernie badaniami i rozwojem.

Cieńszy, mniejszy, lepszy

Podobną drogą do szwajcarskiego koncernu poszli również Finowie ze Stora Enso, jednej z największych firm papierniczych na świecie. Zastanowili się bowiem: czy materiał, na którym znamy się najlepiej – drewno – może przyczynić się do zmniejszenia ilości wykorzystywanych tworzyw sztucznych na świecie? Odpowiedź, jak się okazało, brzmi tak, a jej rynkowa postać do DuraSense.
Ten granulat może być poddawany takim samym procesom chemicznym jak tworzywa sztuczne, a więc przede wszystkim nadawaniu pożądanego kształtu pod wpływem ciepła. W granulkach oprócz tworzywa sztucznego znajdują się jeszcze dwa naturalne polimery, które można znaleźć w drewnie – celuloza i lignina. Pozwala to na zmniejszenie zużycia plastiku nawet o połowę.
– Zredukowanie wykorzystania tworzyw sztucznych znajduje się wysoko na liście priorytetów naszych klientów. Potrzebują do tego jednak pomocy, a z DuraSense możemy zaoferować różne rozwiązania, od zakrętek, przez korki aż po produkty dla wymagających klientów w segmentach produktów luksusowych czy kosmetyków i żywności typu premium – mówił podczas rynkowej premiery materiału w ub.r. Hannu Kasurinen, ówczesny wiceprezes odpowiedzialny za opakowania kartonowe w Stora Enso.
W zielonej fabryce nie zawsze da się zastąpić mniej przyjazny środowisku materiał innym, bardziej przyjaznym; czasami po prostu trzeba ograniczyć jego stosowanie. Taką drogę obrał m.in. małopolski producent opakowań aluminiowych firma Can-Pack, który kilka lat temu zaczął prace badawcze nad zmniejszeniem zużycia blach przy produkcji puszek. Przedsiębiorstwo zaprzęgło do współpracy nawet naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej.
W grę wchodziły konkretne oszczędności, także środowiskowe. Przy produkcji rzędu 400 puszek na minutę i 3 mln na dobę, zmniejszenie grubości blachy aluminiowej zaledwie o 0,015 mm pozwoliłoby firmie na ograniczenie zużycia aluminium o 90 ton miesięcznie. – W odpowiedzi na rosnącą konkurencję cenową i wymogi środowiskowe, wdrożyliśmy program „Puszka nowej generacji". Jak dotąd udało się nam osiągnąć 20-proc. redukcję grubości materiału niezbędnego do produkcji – chwaliła się w ub.r. Małgorzata Podrecka, wiceprezes zarządu firmy.

Bez budowlanki ani rusz

Dzisiaj przemysł zazielenia istniejące już fabryki, tak jak Audi zrobiło ze swoją belgijską montownią modelu A1. W ramach przygotowań do produkcji swojego nowego elektryka E-tron koncern pokrył wszystkie budynki zakładu panelami słonecznymi o łącznej mocy 3 tys. megawatogodzin. Firma zapewnia, że pozwoliło jej to zmniejszyć zapotrzebowanie na prąd z sieci o 95 proc. (który zresztą i tak jest zielony, jak to tylko możliwe; w Belgii 3 lata temu zamknięto ostatnią opalaną węglem kamiennym elektrownię).
W przyszłości jednak zakłady produkcyjne i inne obiekty będą projektowane już z zielonym kolorem z tyłu głowy. Takie podejście pozwala naprawdę uzielenić dany obiekt, ponieważ do zagadnienia będzie można podejść holistycznie – począwszy od projektu, który uwzględni ekorozwiązania, przez dobór mniej szkodliwych dla środowiska materiałów, aż po technologię wykonania – wydajną i przyjazną dla planety.
Nigdzie w Polsce to podejście nie będzie mogło być przetestowane w takiej skali jak w przypadku Centralnego Portu Komunikacyjnego – jeśli kiedykolwiek powstanie. – Opracowując założenia portu, zakładamy liczne „zielone” rozwiązania zmniejszające wpływ naszej inwestycji na środowisko i uwzględniające rozwój elektromobilności. Każda z 10 architektonicznych koncepcji CPK zaprezentowanych przez nas w tym roku zakładała zastosowanie dużej ilości roślinności, dziennego światła oraz kładła nacisk na ekologię i zrównoważony rozwój – mówi Konrad Majszyk, dyrektor komunikacji CPK.
I kreśli dla megalotniska przyszłościowe wizje: elektryczne pojazdy obsługi naziemnej, analogiczne systemy do holowania samolotów, systemy do ładowania pojazdów elektrycznych po stronie landside (czyli w terminalu i przed kontrolą bezpieczeństwa) oraz airside (za kontrolą, łącznie z płytą lotniska), a nawet dostosowanie portu do technologii napędów lotniczych znajdujących się dzisiaj w prototypowej fazie, jak np. wodorowe.
– Naszym założeniem jest to, żeby port lotniczy został zbudowany według standardów budownictwa ekologicznego, tj. BREEAM excellent czy LEED Platinum. Dotychczas nie został jeszcze wybrany system certyfikacji, aczkolwiek będzie to jeden z istotnych elementów dla terminala i budynków w otoczeniu lotniska – mówi Majszyk. Te wszystkie inicjatywy i działania pokazują, że biznes w jakimś stopniu podjął wyzwanie, jakie niosą zmiany klimatyczne. I nawiązując do wypowiedzi Grety Thunberg z Forum Ekonomicznego w Davos, nie oferuje światu już tylko swojej nadziei – ale też konkretne działania.