Żyjemy w okresie bardzo dynamicznych zmian. Jedne – niejako naturalne – wynikające z postępu naukowego i technologicznego, takie jak cyfryzacja gospodarki, rozwój nowych technik telekomunikacyjnych. Inne – wymuszone przez rządowe i ponadrządowe regulacje, takie jak polityka klimatyczna. Wszystkie diametralnie przekształcają nasze życie i modele działalności biznesowej.

Trochę historii

O tym, że zwiększenie stężenia dwutlenku węgla w atmosferze może mieć wpływ na klimat wiadomo było już w XIX w., ale nie było to przedmiotem analiz. Większe zainteresowanie wpływem człowieka na klimat pojawiło się na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego stulecia, za sprawą dziury ozonowej. W połowie lat 70. rozpoczęto badania nad freonem, niespełna dekadę później zauważono, że zawartość ozonu nad Antarktydą uległa znacznemu zmniejszeniu. Połączono oba te fakty i wyciągnięto wniosek: działalność człowieka może wpływać na atmosferę i klimat.
W 1988 r. program ONZ ds. Środowiska (UNEP) i Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) powołały do życia IPCC, czyli Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu. Jego kolejne raporty, oparte na pracach naukowców z całego świata (IPCC nie prowadzi własnych badań, tylko ocenia działalność innych) wskazywały na konieczność ograniczenia emisji dwutlenku węgla, o ile chcemy uniknąć katastrofy klimatycznej.
Reklama
Po diagnozie przyszła kolej na receptę. W ciągu ostatnich trzech dekad zwołano dziesiątki konferencji, szczytów klimatycznych, których celem było osiągnięcie porozumienia w sprawie redukcji emisji gazów cieplarnianych, zwłaszcza CO2.

Pierwsze ustalenia

Początkiem tych instytucjonalnych regulacji była Ramowa Konwencja Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu (ang. United Nations Framework Convention on Climate Change – UNFCCC), która została przyjęta w maju 1992 r. i przedstawiona krajom do podpisu na Konferencji „Środowisko i Rozwój” w Rio de Janeiro w czerwcu tego samego roku. Weszła w życie 21 marca 1994 r.
Podstawowym celem konwencji było ustabilizowanie emisji gazów cieplarnianych na poziomie, który ograniczałby negatywny wpływ człowieka na zmiany klimatu. To był punkt wyjścia do wszystkich późniejszych ustaleń i zobowiązań ograniczenia emisji, a także wskazania międzynarodowego charakteru wszystkich porozumień – problem miał charakter globalny i tylko w takiej skali można było szukać rozwiązań.
Konwencja zobowiązała strony do współpracy w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych, adaptacji do zmian klimatu, badań naukowych i systematycznej obserwacji klimatu, rozpowszechniania technologii, praktyk i procesów redukujących antropogeniczne emisje gazów cieplarnianych, raportowania emisji gazów cieplarnianych oraz udzielenia pomocy finansowej dla państw rozwijających się w tym zakresie. Konwencję ratyfikowało 196 państw.

Od idei do konkretów

Pierwszym porozumieniem, które uzupełniło i sprecyzowało postanowienia konwencji jest tzw. Protokół z Kioto, przyjęty w grudniu 1997 r. Polska zobowiązała się do zredukowania emisji gazów cieplarnianych o 6 proc. w latach 2008–2012 w odniesieniu do poziomu emisji w 1988 r. Na marginesie można dodać, że cel ten został przez Polskę osiągnięty z nadwyżką, ponieważ krajowe redukcje emisji zostały w latach 2008–2012 oszacowane na poziomie ok. 30 proc.
Pierwotnie pierwsze po Kioto globalne porozumienie miało zostać zawarte na szczycie klimatycznym w Kopenhadze w 2009 r. Państwa miały się tam zobowiązać do zmniejszenia do 2050 r. globalnej emisji CO2 o 50 proc. w stosunku do poziomu z 1990 r. Szczyt zakończył się jednak fiaskiem, ograniczono się w nim do zapisu, że działania na rzecz zmniejszenia emisji powinny być wystarczające, by wzrost temperatury na świecie do 2050 r. nie przekroczył 2 st. C w porównaniu z epoką przedindustrialną.
W 2012 r. w Doha (w stolicy Kataru) państwa porozumiały się, że Protokół z Kioto ma obowiązywać do końca 2020 r. (tzw. drugi okres rozliczeniowy), a nowa umowa klimatyczna ma zostać zawarta w 2015 r. Do respektowania tzw. poprawki dauhańskiej zobowiązała się w praktyce tylko Unia Europejska, ze swoimi zobowiązaniami redukcyjnymi do 2020 r. Chodzi o pakiet klimatyczno-energetyczny zakładający redukcję emisji CO2 o 20 proc. Ponieważ w dokumencie tym chodziło o rozszerzenie i wydłużenie w czasie Protokołu z Kioto, nie nakładała ona na Polskę żadnych nowych zobowiązań, bo cele Kioto zostały zrealizowane z wystarczającą nawiązką.
Wynegocjowane w grudniu 2015 r. podczas szczytu klimatycznego w Paryżu globalne porozumienie klimatyczne jest pierwszą umową międzynarodową zobowiązującą wszystkie państwa do działań na rzecz ochrony klimatu. Jej głównym celem jest utrzymanie wzrostu globalnych średnich temperatur na poziomie znacznie mniejszym niż 2 st. C w stosunku do epoki przedindustrialnej i kontynuowanie wysiłków na rzecz ograniczenia wzrostu temperatur do 1,5 st. C
Kolejnym etapem – chociaż w skali tylko Unii Europejskiej, która przewodzi klimatycznej rewolucji, ma być zaprezentowany w grudniu ubiegłego roku przez Komisję Europejską Europejski Zielony Ład, który zakłada ograniczenie emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. o 50 proc. w stosunku do 1990 r. oraz osiągnięcie neutralności klimatycznej w 2050 r.

Wyzwanie dla gospodarki

Co z tych wszystkich politycznych uzgodnień wynika dla biznesu? Bardzo wiele. Uzgodnienia dotyczące redukcji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych oznacza de facto rewolucję modelu gospodarczego. Trzeba bowiem docelowo wyeliminować (a w pierwszym okresie zmarginalizować) źródła emisji. To energetyka węglowa, transport samochodowy i lotniczy. Rozwój gospodarzy napędzany jest jednak energią. Skąd ją wziąć, jeśli nie z paliw kopalnych?
Odpowiedzią na to wyzwanie jest rozwój – wspierany mocno regulacjami – odnawialnych źródeł energii z jednej strony, i nakładanie dodatkowych danin na producentów energii, którzy z paliw kopalnych korzystają. Tu mamy do dyspozycji cały wachlarz instrumentów – od rządowych dotacji i ulg dla OZE – tu przykładem może chociażby polski program Mój Prąd stymulujący rozwój odnawialnej energetyki prosumenckiej, system handlu uprawnieniami do emisji, ale też inne mechanizmy. Mało kto zauważa np., że Tesla zdobywa setki milionów dolarów jako producent bezemisyjnych aut od producentów tradycyjnych pojazdów.
Zachęty i ulgi są kosztowne, z drugiej strony daniny nakładane na producentów energii z paliw kopalnych (w postaci konieczności zakupu praw do emisji), zwiększają koszty, a co za tym idzie zmniejszają konkurencyjność tych ostatnich. To szczególnie ważne w przypadku Polski.
Ze względów historycznych nasza energetyka oparta jest na węglu, rząd musi więc znaleźć złoty środek między neutralnością klimatyczną, a konkurencyjnością gospodarki.
Europejski Zielony Ład przynosi nowe wyzwania. Zdaniem ekspertów i szacunków samej KE osiągnięcie istniejących celów, które obejmują redukcję emisji o co najmniej 40 proc. do 2030 r. w stosunku do poziomu z 1990 r. – będzie wymagało dodatkowych wydatków w wysokości 260 mld euro rocznie. A przecież to nawet nie połowa działań zaplanowanych w tej sferze do 2050 r.
Te wszystkie regulacje sprawiły, że biznes zaczął się przystosowywać do nowych warunków. Wyłoniło się z tej tendencji kilka takich, które możemy uznać za megatrendy obecnie wyznaczające biznesowe ścieżki.
Pierwszym jest uwzględnienie kwestii środowiskowych w strategiach biznesowych. Z jednej strony kolejne instytucje finansowe wstrzymują finansowanie źródeł wytwórczych opartych na paliwach kopalnych. Z drugiej strony same firmy częściowo pod wpływem regulacji stawiają kwestie środowiskowe wśród biznesowych priorytetów. Nieprzypadkowo coraz popularniejsze stają się tzw. raporty zintegrowane, zawierające nie tylko – mówiąc w uproszczeniu – tabelki z zyskami, stratami i przepływami finansowymi, ale i część opisową, zawierającą informacje na temat wpływu firmy na środowisko, czy też działania na rzecz lokalnych społeczności, etycznego biznesu itp.
Drugim wyróżniającym się trendem jest dywersyfikacja. „Tradycyjne” koncerny energetyczne i paliwowe zaczynają wprowadzać zmiany w modelu biznesowym – intensywnie pracują nad własnymi rozwiązaniami opartymi na odnawialnych źródłach energii (OZE) bądź ruszają na zakupy.
Dość wspomnieć transakcję sprzed dwóch lat, kiedy francuski koncern paliwowy Total przejął za 1,4 mld euro 74,33 proc. udziałów Direct Energie – trzeciego po EDF i Engie największego dostawcy energii we Francji, który posiada liczone w gigawatach portfolio projektów w sektorze odnawialnych źródeł energii.
Kolejnym trendem jest elektomobilność, czy szerzej zeroemisyjny transport. Auta elektryczne mimo cen wciąż nieco wyższych w porównaniu ze spalinowymi o podobnych osiągach, cieszą się coraz większą popularnością. Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) liczba samochodów elektrycznych rosła w ciągu ostatnich dziesięciu lat gwałtownie. W 2018 r. było ich ponad 5 mln (45 proc. w Chinach, 24 proc. w Europie, 22 proc. w Stanach Zjednoczonych), co stanowiło wzrost o 63 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. O 44 proc. zwiększyła się natomiast liczba punktów ładowania. Według prognoz Bloomberg New Energy Finance w 2020 r. globalna liczba pojazdów elektrycznych wzrośnie do 10 mln, a w samej Europie sprzeda się ich 800 tys. Utrzymanie tego trendu oznacza zmniejszenie zapotrzebowania na ropę. Według jednego ze scenariuszy przygotowanych przez Międzynarodową Agencję Energii w Europie będzie ono spadać o 1,8 proc. rocznie – najszybciej ze wszystkich kontynentów, i w 2040 r. jej zużycie będzie o 35 proc. niższe niż w 2017 r.
Dla koncernów paliwowych taka sytuacja oznacza, że aby się rozwijać, muszą wchodzić w nowe obszary działalności. Oczywistym kierunkiem jest tworzenie stacji ładowania pojazdów, a to oznacza już krok w energetykę. A jak w energetykę, to najlepiej odnawialną, bo ten kierunek wyznaczają i decyzje polityków, i zdrowy rozsądek, który każe nam myśleć o tym, jaką Ziemię zostawimy następnym pokoleniom.
ADS