Jeżeli nasza cywilizacja upadnie, jak prognozują niektórzy, to jaki świat powinien wyłonić się na jej zgliszczach?

Jonathan Safran Foer amerykański pisarz, autor bestsellerów, m.in. „Zjadanie zwierząt” i „Klimat to my”: Taki, w którym nadrzędną wartością będzie umiar i pewna powściągliwość w korzystaniu z dóbr, które dziś traktujemy, jakby były nam dane na zawsze. Świat, w którym panuje coś na kształt ekologicznej przyzwoitości.

Jak rozumieć tę przyzwoitość?

To nic innego jak suma wszystkich małych decyzji podejmowanych każdego dnia i w każdej godzinie – by wziąć mniej, niż zmieści się w naszej dłoni, by zjeść coś innego niż to, na co mamy największą ochotę. By wyznaczyć sobie granice, abyśmy wszyscy mogli dzielić się tym, co zostało.

Reklama

To wezwanie do ascezy.

Raczej zwrócenie uwagi, że dominująca dziś mentalność „ciągle więcej i więcej” z jednej strony stworzyła Amerykę i zapewniła dobrobyt części świata, z drugiej doprowadziła nas na skraj ekologicznej katastrofy. W to myślenie jest wbudowane samozniszczenie, bo nic nie może rosnąć wiecznie.

Wciąż nie widać, by ludzie na większą skalę chcieli odejść od tego systemu wartości.

Bo wielu z nas, nawet tych świadomych, że „coś trzeba zrobić”, co skądinąd stało się hasłem naszych czasów, wpadło w pułapkę myślenia skrajnościami. Albo jestem odpowiedzialny i bez zająknięcia rezygnuję ze wszystkich uciech i komfortu, albo nie fatyguję się, by cokolwiek zmieniać i czegokolwiek sobie odmawiać. To fałszywa alternatywa. Nie powinniśmy poddawać się hurraoptymizmowi, że wszystko zależy od naszej woli i zaangażowania, bo tak nie jest. Ale nie możemy też uznać, że na nic nie mamy wpływu, i oddać się katastroficznemu myśleniu.

Wizja nadchodzącej katastrofy nas nie motywuje?

Nasze ewolucyjne mechanizmy nie są przystosowane, by zmierzyć się z tak abstrakcyjnym zagrożeniem jak zmiany klimatu, a epatowanie nieuchronnością przegranej wcale nie mobilizuje.

Bo?

Katastroficzne myślenie stwarza pokusę, by załamać ręce i uznać, że jesteśmy bezsilni. A skoro tak, to nasze wybory nie mają znaczenia. Możemy się więc dalej oddawać naszym najbardziej autodestrukcyjnym tendencjom i grzeszyć, jakby piekła nie było. A to błąd. Nawet jeżeli nie powstrzymamy upadku, to musimy chociaż zminimalizować straty. Odciąć najbardziej szkodliwe działania.

Co konkretnie?

Są cztery najważniejsze działania, które każdy z nas może podjąć w związku ze zmianami klimatu – przejść na dietę roślinną lub możliwie najbardziej ograniczyć spożycie mięsa i produktów pochodzących od zwierząt. Unikać podróży lotniczych, nauczyć się żyć bez samochodu i mieć mniej dzieci.

Koszmar naszego wygodnickiego, europejskiego społeczeństwa...

Zmiany, które muszą nastąpić, byśmy powstrzymali najbardziej katastrofalne skutki zmian klimatu, dotyczą przede wszystkim ilości tego, co konsumujemy i z czego korzystamy. To nie wezwanie, by porzucić wszystkie zdobycze cywilizacji i żyć jak pustelnik. Owszem, samoloty i samochody emitują CO2, ale to nie znaczy, że mamy już nigdy więcej nie wsiąść na pokład ani nie zasiąść za kółkiem.

Jonathan Foer, „Klimat to my”, Krytyka Polityczna 2020