Państwa są nadal silniejsze finansowo od korporacji z tym, że odnosi się to tylko do państw najbardziej rozwiniętych. Więcej pieniędzy niż kraje goniące czołówkę zarabia kilkadziesiąt firm amerykańskich, chińskich i zachodnioeuropejskich.
ikona lupy />
Państwo - Korporacje - tabela przychodów (graf. Obserwator Finansowy) / Inne

Wbrew naturalnym zastrzeżeniom, zestawianie na płaszczyźnie dochodowej podmiotów tak nieporównywalnych ma pewien sens. Ustanawia punkty odniesienia lecz uświadamia poza tym, że gdyby po dwustu latach znowu zwoływać jakiś dzisiejszy Kongres Wiedeński, to poza prezydentami i premierami obecnych potęg światowych, za głównym stołem powinno (musiało by?) zasiąść co najmniej kilku szefów olbrzymich korporacji.

Do pewnego stopnia jest to porównywanie jabłek z gruszkami. Najmniej zastrzeżeń budzi zestawienie dochodów podatkowych państw z przychodami korporacji pomniejszonymi o zyski. Odjęcie zysków firm uwzględnia fakt, że państwa pobierają podatki po to, aby natychmiast wydać zebrane pieniądze, a wyjątki od tej reguły to rzadkie nadwyżki na spłatę długów lub jeszcze rzadsze zaskórniaki na czarną godzinę. Firmy tworzone są z kolei dla zysków. Jeśli te zyski wykluczymy, to mamy wspólny mianownik, ponieważ dochody podatkowe państw zerują się z wydatkami, a po stronie firm główna część przychodów z kosztami.

Zadanie to wykonało trzech młodych badaczy z Uniwersytetu w Amsterdamie: Milan Babic, Eelke Heemskerk i Jan Fichtner, przedstawiając wyniki i wnioski w pracy pt. „States versus Corporations: Rethinking the Power of Business in International Politics”. Dane w niej ogłoszone odnoszą się do 2016 roku.

Reklama

Mimo paru dekad intensywnej globalizacji i olbrzymienia firm, siła jest ciągle po stronie państw. Każde z pierwszych dziewięciu państw tworzących czołówkę listy zbiera w podatkach ponad 500 mld dolarów. Dzisiaj nie wydaje się realne, żeby jakakolwiek firma osiągnęła taki pułap przychodów. Nie wolno wszakże zapominać, że głównym źródłem podatków jest praca najemna, a tę wykonuje się przede wszystkim w przedsiębiorstwach.

Ciągle też dominuje w świecie Zachód. Nie zmienia tego fakt, że pod względem dochodów podatkowych na drugim miejscu po USA są Chiny. Warunkiem utrzymania przodownictwa Zachodu jest m.in. zatrzymanie procesów zżerających tkanki demokracji liberalnej, a spośród palących kwestii bieżących – zapobieżenie eskalacji akcji i reakcji na zapowiedzi bitew handlowych, do których gotów jest stawać prezydent Trump.

Co ciekawe i znamienne, gdyby można było traktować Unię Europejską jako jednorodny twór polityczno-państwowy, to właśnie UE z sumarycznymi dochodami podatkowymi w wysokości 5 600 mld dolarów miałaby do dyspozycji największe pieniądze: sporo ponad 2 biliony więcej niż Stany Zjednoczone.

W zestawieniu obejmującym 100 miejsc państw jest tylko 29. Na niczym spełzły niestety próby samodzielnego uzupełnienia trudu autorów poprzez cofnięcie się kilkadziesiąt, czy nawet 100 lat wstecz i zobrazowania ówczesnych relacji między państwami i firmami. Na przeszkodzie stoi brak danych.

Intuicja podpowiada jednak, że pominąwszy rygory celne na granicach, reakcje na ekscesy monopolowe (np. podział Standard Oil na siedem oddzielnych podmiotów) i okresy wojen, dawniej firmy cieszyły się większą wolnością niż dzisiaj. Nie musiały przede wszystkim zbyt dokładnie informować o swoich wynikach, bo państwa opodatkowywały głównie pracę. W Prusach wprowadzono CIT w 1891 r. (Einkommensteuergesetz). W USA był to rok 1909 r., a podatek wynosił 1 proc. Do 1936 r. przedsiębiorstwa amerykańskie płaciły tę samą stawkę, bez względu na wysokość dochodu. Poza tym państwa bardzo już długo budują swoją biurokratyczną sprawność, a i tak nie są w stanie upilnować cwaniaków i profesjonalistów w unikaniu podatków.

Na liście dominuje 27 firm amerykańskich na czele z gigantem handlu detalicznego. Walmart wysforował się z powodów oczywistych – kupuje krocie towarów, żeby je zaraz sprzedać, więc przychody musi mieć olbrzymie. Wiele wskazuje jednak, że jest to rodzaj czerwonego olbrzyma, czyli gwiazdy na schyłkowym etapie ewolucji.

Chińskich gigantów korporacyjnych jest 14. Ich cecha wspólna to rozwój zawdzięczany jedynej partii i omnipotentnemu państwu. Gdyby założyć z dużym metodologiczno-formalnym uproszczeniem, że państwo i wielki biznes to w Chinach jedność, to nie Ameryka a państwo Środka byłoby na czele zestawienia, które straciłoby jednak jakąkolwiek spójność.

Poza oczywistą obecnością liderów naftowych, energetycznych, finansowo-bankowych i ubezpieczeniowych, z sektora rolnego i wielobranżowych, zwraca uwagę nieobecność Google i Facebooka. W 2016 r. przychody Google wyniosły niecałe 90 mld dolarów, dopiero rok później przekroczyły barierę pierwszej setki (109,65 mld dol.). Wartość akcji Alphabet, czyli firmy matki Google waha się w okolicach 800 mld dolarów (826,5 mld dol. 17 lipca 2018 r.), ale w końcu maja tego roku po raz pierwszy od 3 lat większą wartość rynkową miał znowu, choć na krótko, Microsoft.

Facebook odstaje pod względem przychodów jeszcze bardziej. W 2016 r. wyniosły one 27,6 mld dol., ale po odjęciu zysku netto – 17,4 mld dol. W 2017 r. było to odpowiednio 40,6 mld i 24,6 mld dol. Inwestorzy są jednak w świetnym nastroju, bo wycena rynkowa Facebooka to ok. 600 mld dol.

Na zasadzie wsadzania kija w mrowisko entuzjastów nowych czasów, podkreślenia wymaga mocna ciągle pozycja firm działających w tradycyjnym modelu z przewagą „bricks and mortar”. Lepiej od Google i Facebooka trzyma się także Amazon, który używa sieci i związanych z nią technologii do zarabiania pieniędzy na bardzo tradycyjnych produktach będących wytworem bardzo tradycyjnego przemysłu.

Sektor społecznościowo-informacyjny ma ponadto przed sobą bystrza, przełomy i katarakty w postaci np. RODO, rosnących obaw odnośnie do inwigilacji, czy nabierania przez jego liderów cech monopolu. Czy będzie parł do przodu jak taran, zostawiając za sobą tradycyjny biznes, czy też mamił będzie głównie wyobraźnię, to pytanie na którą odpowie przyszłość.

Zastanowienie budzi także obecność aż siedmiu wielkich firm amerykańskich działających w sektorze zdrowia. Przychody McKeeson, UnitedHealth, CVS Health, Amerisourcebergen, Walgreens Boots Alliance, Cardinal Health, Express Scripts Holding wyniosły łącznie 947 mld dolarów, trochę mniej niż dochody podatkowe Wielkiej Brytanii. Z jednej strony uzmysławia to skalę marnotrawstwa w sektorze zdrowotnym USA, a z drugiej pokazuje, ile można (trzeba) wydawać na leczenie społeczeństwa, zostawiając przy tym znaczną jego część na marginesie osiągnięć i możliwości współczesnej medycyny.

Wniosek uniwersalny brzmi, że państwa nie są już główną siłą rządzącą światem, nawet jeśli pozory są nadal inne. Korporacje poddają się oczywiście woli władzy państwowej, ale nie jest już ona niepodważalna. Uchylanie się od podatków jest nagminne, w pewnej części dlatego, że są dotkliwe, a jakość usług państwowych serwowanych w zamian w najlepszych przypadkach dyskusyjna.

Wg studium opracowanego przez United Nations University World Institute for Development Economics Research (UNU-WIDER) w Helsinkach, podatki utracone w skali globalnej w wyniku przesuwania zysków między granicami w kierunku rajów i oaz podatkowych warte są ok. 500 miliardów dolarów. IMF jest jeszcze odważniejszy, szacując tę kwotę na 600 mld dol. rocznie.

Wprawdzie w ostatnich latach podkreśla się często, że kapitał ma swoją narodowość, to jednak najważniejszym czynnikiem i cechą globalizacji było lawinowe przekraczanie przezeń granic państwowych.

Państwa nie zamierzają jednak oddawać pola. Jeśli pominąć amerykańskie legowisko arcykapitalizmu i uznać dla równowagi, że chiński kapitalizm państwowy to rodzaj nowotworu, pozostaje jednak w środku wielka przestrzeń wypełniana niestety coraz gęściej firmami należącymi w całości lub kontrolowanymi przez państwa.

Firmy państwowe też przekraczają granice, stając się mimowolnie lub z założenia ośrodkami wpływu. Najwięcej tzw. TSOE (transnational state owned enterprises) ma chiński rodowód. Autorzy przywoływanej pracy policzyli, że TSOE z chińskim rodowodem jest ponad 1000, z Sinopec (ropa, gaz, petrochemia) i bankiem ICBC, z oddziałem także w Polsce, na czele.

Z naszej perspektywy najbardziej widocznymi przykładami korporacyjnych i jednocześnie transgranicznych ramion państwa jest Gazprom z mnóstwem aktywów na Zachodzie, czy rosyjskie spółki naftowe. Korzenie zauważalnie dużych liczb TSOE wyrastają również w Niemczach i Francji.

Poza błędnym przekonaniem, że państwo radzi sobie dobrze ze wszystkim oraz pobudkami natury polityczno-strategicznej (wróg czuwa i czyha, więc trzeba nam skuteczniejszej kontroli, a najlepiej wszechkontroli), wśród źródeł procesu etatyzacji gospodarki jest także działalność funduszy państwowych tworzonych na gorsze czasy (tzw. sovereign funds) przez Norwegię, Chiny, państwa arabskie, Singapur i inne.

Z powodu mnogości interakcji i zależności, próby oddania obecnych relacji państwa-korporacje w paru zdaniach skazane są na niepowodzenie. Nie do sformułowania są również twarde, jednoznaczne wnioski w tej mierze. Pozostaje dalsza obserwacja.

W zestawieniu nie ma Polski. Państwa takie jak nasze nie mają realnego wpływu na bieg spraw globalnych, ani w polityce, ani w gospodarce, ani w kwestiach militarnych. Na liście znalazły się wprawdzie Wenezuela i Grecja, ale nie są do wzory do naśladowania. W pierwszym przypadku przychody podatkowe zależne są od kaprysów cen ropy naftowej, a w wyniku szalonej dyktatury kraj jest w ruinie, zaś w drugim trzeba było zacisnąć fiskalnego pasa, żeby pospłacać choćby tylko najpilniejsze długi.

Według statystyk publikowanych przez ministerstwo finansów w portalu danepubliczne.gov.pl, dochody sektora rządowego i samorządowego wyniosły w 2016 r. 719,2 mld zł, z czego 380, 8 mln stanowiły składki emerytalno-rentowe, zdrowotne i pozostałe. W ujęciu prezentowanym w zestawieniu państw i korporacji dla Polski powinno się uwzględnić „czyste” podatki, czyli 338, 4 mld zł, co po przeliczeniu wg średniorocznego kursu dolara (3,94 zł wg NBP) daje 85,9 mld dolarów. Taki wynik usuwa nas poza nawias zestawienia.

Gdyby podejść mniej rygorystycznie i uznać zgodnie z faktami, że obowiązkowe składki płacone pod groźbą represji finansowej i karnej to także podatki, tyle że kryjące się za sloganami z innej półki, to wówczas dochody podatkowe Polski urosłyby do 182,5 mld dolarów. Dałoby to nam w zestawieniu 35. miejsce, tuż za Turcją, a przed Samsungiem i 58 innymi korporacjami.

Autor: Jan Cipiur, dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii.