Gorzej, że kwota należna ZUS rośnie właśnie teraz, gdy rządzi PiS. Skoro rządzi, to znaczy, że za wszystko odpowiada. Także za przepisy, które funkcjonują od lat. Odpowiedzialność PiS jest bezsprzeczna, bo przecież w Sejmie ustawę można zmienić w jedną noc, nad ranem przepuścić bez poprawek przez Senat, a prezydent złoży swój podpis jeszcze przed śniadaniem. Jeśli daje się seniorom trzynastą emeryturę, każdemu dziecku 500 zł, a nawet krowa ze świnią na coś się załapią, to i przedsiębiorcy się należy. Pewnie, że się należy – szczególnie temu, który ma niewielki przychód, a składki procentowo stanowią dużą część tej kwoty. Na tyle dużą, że czasem trudno zarobić na ZUS i fiskusa.
Zanim jednak prezes Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki będą musieli się wytłumaczyć, a opozycja zakrzyknie „skandal, oszuści, dojna zmiana”, warto zobaczyć, skąd się ten wzrost bierze. Najpierw patrzymy na prognozowane przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce narodowej, które znajdziemy w założeniach do projektu budżetu państwa. W ten sposób dowiemy się, że Ministerstwo Finansów przewiduje, iż w 2020 r. wyniesie ono 5227 zł.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP
Reklama