W konsekwencji najnowszy pomysł resortu finansów okazuje się rozwiązaniem dla nielicznych. Tak eksperci komentują wstępny projekt zmian dotyczący estońskiego CIT, czyli ryczałtu od dochodów spółek kapitałowych, opublikowany na stronie internetowej Ministerstwa Finansów. Opisywaliśmy go we wczorajszym artykule „Resort finansów opublikował projekt estońskiego CIT” (DGP nr 149/2020). Zaproponowane rozwiązanie ma polegać na tym, że podatek byłby płacony dopiero w momencie wypłaty zysku. MF chce w ten sposób skopiować pomysły estońskie i zachęcić firmy do inwestycji. Według ekspertów projekt zakładający te zmiany jest jednak bardzo skomplikowany.
– Resort finansów, jak to ma w zwyczaju, przygotował wiele warunków i pułapek czekających na firmy, które z nowego rozwiązania będą chciały skorzystać – komentuje opublikowany dokument Marcin Zarzycki, doradca podatkowy i partner zarządzający LTCA.
Zgodnie z projektem z estońskiego CIT mogłyby skorzystać spółki zatrudniające minimum trzy osoby, których przychody nie przekraczają 50 mln zł, a udziałowcami są wyłącznie osoby fizyczne. Według Marcina Zarzyckiego takie kryteria zamykają drogę do systemu estońskiego większości obecnych podatników CIT, w tym również praktycznie wszystkim spółkom z kapitałem zagranicznym.
– Rozwiązanie będzie głównie skierowane do firm produkcyjnych – zwraca z kolei uwagę Michał Staniek, radca prawny, doradca podatków, partner w Staniek & Partners – Law For Industry.
Reklama
Podkreśla, że nie skorzystają z niego firmy, które inwestują przede wszystkim w nowe technologie i ponoszą wydatki na licencje, prawa autorskie i prawa do patentów. Warunkiem zastosowania ryczałtu będzie bowiem regularne inwestowanie, ale tylko w środki trwałe, bo zawarta w projekcie definicja inwestycji nie obejmuje wartości niematerialnych i prawnych. Polska wersja estońskiego CIT nie okazała się więc wcale rozwiązaniem prostym ani masowym i niekoniecznie zachęci firmy do inwestycji. Dodatkowo przedsiębiorcy, którzy z niego skorzystają, stracą prawo do rozliczania strat i korzystania z innych dotychczasowych ulg podatkowych.
Eksperci znajdują jednak też pozytywy najnowszego rozwiązania.
– Bardzo podoba mi się pomysł częściowego odliczenia podatku zapłaconego przez spółki przy wypłacie zysku od PIT ich udziałowców. Autorzy projektu chcą, żeby łączny podatek spółki i udziałowca wynosił 20–30 proc. (w zależności od sytuacji) – ocenia Przemysław Antas, radca prawny i doradca podatkowy w kancelarii Antas Tax & Legal.
Jego zdaniem jednak fiskusowi zabrakło odwagi. MF mogło bowiem zdobyć się na odważniejszy pomysł i maksymalnie ograniczyć CIT, pozostawiając opodatkowanie po stronie udziałowca i ewentualnie w sytuacjach związanych z określonymi transferami środków poza spółkę.
– Na obecnym etapie (jeszcze przed ostateczną wersją ustawy) nie jest to rewolucja, której oczekują przedsiębiorcy – podsumowują rozmówcy DGP.©℗