Moda jest jedną z najbardziej szkodliwych gałęzi przemysłu na świecie. Odpowiada za około 10 proc. emisji gazów cieplarnianych, wytwarza ogromne ilości zanieczyszczeń i odpadów oraz przyczynia się do marnotrawstwa zasobów wody. Jednocześnie konsumpcjonizm rośnie, napędzany m.in. działalnością trendsetterów i influencerów w mediach społecznościowych. Według analityków z McKinsey and Company globalna sprzedaż ubrań i akcesoriów wzrosła o około 4,5 proc. do 1,7 biliona dolarów w 2018 roku.

Jak pisze World Economic Forum, receptą na coraz to nowe zakupy, a przez to na kolejne rzeczy w szafie, mogą być ubrania cyfrowe. Dlaczego jednak ludzie mieliby płacić za coś, co istnieje jedynie wirtualnie? Matthew Drinkwater, szef Agencji Innowacji Mody z siedzibą w London College of Fashion, zaznacza, że już teraz każdy, kto używa mediów społecznościowych zdaje sobie sprawę z tego, że wizerunki osób popularnych np. na Instagramie są ich udoskonaloną wersją. Różnorakie filtry czy efekty cyfrowe używane są do zabawy własnym wizerunkiem. Równocześnie instagramowi celebryci znajdują się pod presją, by często zmieniać ubrania. Spotykają się z negatywnymi komentarzami, jeśli po raz kolejny założą tą samą rzecz. prawie Według ankiety przeprowadzonej w 2018 r. przez firmę finansową Barclaycard, co dziesiąta osoba kupiła ubrania, by założyć je tylko raz – i pokazać swoją stylizację w mediach społecznościowych. Stąd pomysł na ubrania VR (virtual reality).

>>> Czytaj też: Kup tanio, szybko wyrzuć. Zasypują nas toksyczne ubrania, pora zacząć je produkować inaczej

Skandynawska firma Carlings przekonuje swoich klientów do płacenia za wirtualne ubrania, które są cyfrowo dopasowywane do zdjęć użytkowników. Technologia ta ma nie tylko zaspokoić apetyt na zmianę, ale też radykalnie ograniczyć emisje, zanieczyszczenia i wszelkie nadużycia związane z przemysłem odzieżowym. Pierwsze wirtualne projekty Carlings – w cenie od 10 do 30 euro – zostały natychmiast wyprzedane, a druga kolekcja cyfrowa ma pojawić się już wiosną 2019 roku.

Reklama

Drinkwater przewiduje, że w ciągu dekady ludzie będą regularnie nosić okulary hi-tech, które będą stosować efekty cyfrowe w stosunku wobec tego, co użytkownik widzi w prawdziwym życiu. To oznacza, że wirtualne ubrania nie będą już ograniczone do ekranu komputera lub telefonu, a istniejące stroje będą mogły być aktualizowane za pomocą cyfrowych projektów.

Czy cyfrowe ubrania mają sens? Tak, bo choć na razie jest to zupełnie niszowy produkt, to eksperci twierdzą, że w miarę jak technologia przenika do innych aspektów ludzkiego życia, ubrania VR będą zyskiwać na popularności. Zwłaszcza, jeśli coraz więcej osób z branży mody i rozrywki będzie bardziej świadoma problemów świata fast fashion. To też pomysł na to, jak zmniejszyć szkodliwy wpływ szybkiej mody na środowisko, nie próbując przekonywać konsumentów do ograniczenia zakupów. Choć ruch less/zero waste rośnie, to wciąż trudno nakłonić ludzi do tego, by kupowali mniej. „Wierzymy, że świat nie potrzebuje więcej ubrań. Dlatego świadomie stwierdziliśmy, że chcemy wyobrazić sobie modę” – podsumowuje Kerry Murphy z holenderskiego domu mody The Fabricant, który tworzy wyłącznie projekty wirtualne.

Co więcej, pomysł cyfrowych ubrań otwiera nowe możliwości dla projektantów. W wirtualnej rzeczywistości będą mogli bezkarnie używać niewygodnych (jak np. kauczuk) czy nieetycznych (jak skóry egzotycznych zwierząt) surowców. Mogą też tworzyć, nie zwracając uwagi na prawa fizycznego świata. „Ludzie mogą nosić ogień lub deszcz albo mogą być dinozaurami, więc możliwości są nieograniczone” – dodał Murphy.

>>> Czytaj też: Nowa kolekcja co miesiąc, tony odpadów i kolorowe rzeki w Chinach. Oto cena szybkiej mody