Do niedawna takie pytania zadawali sobie głównie uczestnicy konferencji oraz roboczych spotkań organizowanych w ministerialnych gabinetach. Za sprawą jednego przetargu o sprawie zaczęli dyskutować Polacy.
W ubiegłym tygodniu Tramwaje Warszawskie – w praktyce stołeczny samorząd – podjęły decyzję, że 213 tramwajów dla miasta dostarczy koreański Hyundai Rotem. W przetargu poległa bydgoska PESA. Różnica między ofertami obu firm w praktyce wynosiła ponad 0,5 mld zł (łącznie miliard złotych, ale wynikało to z tego, że oferta Koreańczyków nie obejmowała VAT, który zamawiający będzie musiał odprowadzić). Zwycięska oferta opiewa na kwotę 1,826 mld zł netto. A więc różnica w cenie, jak na skalę zamówienia, znaczna.
W warszawskim samorządzie zapanowała radość, że udało się rozstrzygnąć przetarg. Szybko okazało się, że to zadowolenie przedwczesne. Po ujawnieniu rezultatów politycy PiS, dziennikarze prorządowych mediów i niektórzy eksperci przystąpili do ataku. Powód? Wybrano koreańskiego Hyundaia, a nie polską PESĘ. Tym samym po raz kolejny – ich zdaniem – okazano serwilizm wobec zagranicznych korporacji.
Apel w obronie interesów PESY wystosował do prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego wojewoda kujawsko-pomorski Mikołaj Bogdanowicz. W liście otwartym prosi o „podjęcie decyzji z korzyścią dla polskiego przemysłu” oraz zaznacza, że wybór stolicy przyjął z zaskoczeniem. „Nie podzielam pańskiej radości. Uważam, że wobec udziału w przetargu bydgoskich zakładów PESA takie jego rozstrzygnięcie należy uznać za co najmniej wątpliwe” – napisał.
Reklama
Procedura przetargowa nie jest jeszcze zakończona. PESA może zaskarżyć wybór dokonany przez Tramwaje Warszawskie, a ostateczną decyzję, czy zacząć całą sprawę od nowa, podjąć może sąd.
Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym wydaniu DGP.