Zdaniem Stanisława Trzonkowskiego, jednego z największych producentów porzeczki w kraju, ceny skupu dochodzą już do 25 groszy za kilogram i nie pokrywają kosztów utrzymania plantacji.

"Według wyliczeń, do utrzymania opłacalności cena kilograma porzeczki w skupie powinna być na poziomie 1,85 złotego. Wiele osób kilka lat temu zainwestowało w sadzonki, przygotowanie gruntów, czasem w zakup specjalistycznego sprzętu. Teraz godzą się na warunki skupu, bo po prostu nie mają innego wyjścia" - wskazał Trzonkowski.

Jego zdaniem problemem polskiego rynku porzeczki jest jego rozdrobnienie. Zaledwie pięć procent plantatorów gospodaruje na powierzchni większej niż pięć hektarów. Dla zdecydowanej większości sadowników uprawa porzeczki jest dodatkowym źródłem dochodu i z tego powodu godzą się na warunki dyktowane przez skupujących.

Rozwiązaniem problemu miał być obowiązek zawierania umów skupujących z plantatorami, jednak, zdaniem Trzonkowskiego, obowiązek, który miał w założeniu ustabilizować rynek i stworzyć przewidywalne warunki produkcji, w rzeczywistości jest "biurokratyczną fikcją", gdyż sadownikom przedstawia się do podpisania dokumenty sporządzone w dniu dostawy owoców.

Reklama

Zdaniem Wiesława Błockiego, który prowadzi uprawę porzeczki na kilkuset hektarach, wbrew wypowiedziom przetwórców popyt na owoce nadal istnieje, a firmy przetwórcze wykorzystując rozdrobnienie wśród plantatorów dyktują ceny nie zapewniające opłacalności upraw, doprowadzą do załamania rynku w Polsce.

"Cykl życia plantacji to 8-10 lat. Przez pierwsze dwa lata roślina nie plonuje. Co roku około 15 proc. plantacji trzeba zastąpić nowymi nasadzeniami. W tej chwili, kiedy ceny są o około 1,7 złotego za kilogram poniżej opłacalnego poziomu, sadownicy stopniowo ograniczają uprawy. Jeszcze kilka lat takiego rabunkowego traktowania polskich sadowników, a porzeczkę będą uprawiać tylko ci, którzy będą do tego zmuszeni i pasjonaci. Ale to nie znaczy, że w świecie zmniejszy się popyt na porzeczkę. Nasze miejsce zajmą Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, bo z czegoś te 16 tysięcy ton koncentratu oraz mrożonki, których na początku roku już chyba nie było, trzeba będzie wyprodukować" - uważa plantator.

Szansę na rozwiązanie Błocki widzi w rozpoczęciu rozmów plantatorów z przetwórcami przy zaangażowaniu strony rządowej w roli mediatora. "Gdyby udało się wprowadzić kontraktację dla ponad połowy obszaru porzeczki i to w formie umów długoterminowych, a nie jak jest to w tej chwili, zawieranych w dniu dostawy, to być może udałoby się ucywilizować rynek i stworzyć stabilne warunki produkcji i zbliżyć ceny skupu do poziomu opłacalności, czyli między 1,5 a 2 złotych za kilogram. W przeciwnym razie u nas plantacje pójdą pod kosę, a kraje, które w tej chwili są importerem naszych owoców, zaczną same je produkować, bo tam jest popyt na mrożonki i koncentraty z porzeczki, więc będzie i zbyt. Z pewnością polski sadownik w nieskończoność nie będzie dotował produkcji" - podkreśla.

W ocenie Błockiego, w chwili obecnej podobna sytuacja panuje w produkcji malin i wiśni, a na osiągnięcie zysków mogą liczyć jedynie producenci borówki amerykańskiej.

Polska jest światowym liderem w produkcji czarnej porzeczki. W naszym kraju zbiera się ponad połowę porzeczki w skali całego świata. Powierzchnia uprawy w 2015 r. wyniosła 36 tys. ha, w 2016 r. - 35 tys. ha w 2017 r - 30 tys. ha.

Zbiory w 2015 r. wyniosły 119 tys. ton, w 2016 - 125 tys. ton, a w ubiegłym roku - 100 tys. ton.

Według danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, produkcja czarnych porzeczek od kilku lat jest nieopłacalna. W 2015 r. średnia cena skupu wyniosła 0,55 zł/kg, w 2016 r. - 0,60 zł/kg, a w 2017 - 1,1 zł/kg. Szansę na utrzymanie się mają jedynie większe i lepiej zorganizowane plantacje, gdzie do zbioru wykorzystywane są nowoczesne kombajny.

Owoce te w 90 proc. przeznaczone są do przetwórstwa, głównie na soki i dżemy.

W opinii ekspertów, wzrost konsumpcji bezpośredniej czarnych porzeczek jest mało realny wobec rosnącego popytu na inne owoce: borówki amerykańskie, maliny czy jeżyny.