W wystąpieniu na Chińskim Forum Rozwoju w Pekinie Robin Li ocenił, że Chińczycy są „bardziej otwarci lub nie tak wrażliwi w kwestii prywatności”. „Jeśli mogą wymienić prywatność na wygodę lub efektywność, w wielu przypadkach są skłonni to zrobić” - stwierdził.

Zapewnił przy tym, że Baidu „bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z kwestii prywatności”, i podkreślił, że jego zdaniem firmy powinny uzyskać zgodę użytkowników, zanim zaczną wykorzystywać ich dane.

Wypowiedź Li wywołała ożywioną dyskusję w chińskich mediach społecznościowych, gdzie internauci zarzucali mu stosowanie nadmiernych uogólnień. „Kto ci powiedział, że chcemy oddać swoje dane? Kto dał ci prawo wypowiadania się w imieniu Chińczyków?” - pytał jeden z użytkowników platformy społecznościowej Weibo.

„Ja nie chcę” - odpowiedział mu inny.

Reklama

Ale cytowany przez „China Daily” analityk branży internetowej z Pekinu Liu Dingding wziął szefa Baidu w obronę. „Myślę, że słowa Li są dość szczere i wyrażają to, czego większość firm nie jest skłonna publicznie przyznać” - powiedział.

Baidu należy do czołówki chińskich firm technologicznych i znane jest głównie z największej w tym kraju wyszukiwarki internetowej, nazywanej chińskim odpowiednikiem Google’a, który jest tam zablokowany. W ostatnich latach Baidu intensywnie pracuje m.in. nad sztuczną inteligencją i samochodami autonomicznymi.

Firma od lat spotyka się z krytyką za słabą ochronę prywatności użytkowników i nadmierne gromadzenie ich danych. W styczniu upomniało ją za to chińskie ministerstwo przemysłu i technologii informatycznej – przypomina „China Daily”.

Facebook tymczasem znalazł się w ogniu krytyki w związku z podejrzeniami, że udostępnił dane 50 mln swoich użytkowników firmie Cambridge Analityca, która wykorzystywała je w celach komercyjnych, m.in. w celu przewidywania decyzji wyborczych i wpływania na nie w kampanii prezydenckiej w USA w 2016 roku.

>>> Czytaj też: Chiny robią duży krok w stronę osłabienia dolara i "uwolnienia" juana