28 października 2020 r. na amerykańskiej giełdzie NASDAQ stało się coś niezwykłego. Spółka Zoom Video, producent aplikacji do telekonferencji, wyprzedziła koncern ExxonMobile pod względem kapitalizacji. Wyceniono ją na 140 mld dol., o 3 mld dol. więcej niż paliwowego giganta. Obie firmy są produktami różnych epok: Zoom liczy sobie dziewięć lat, a początki ExxonMobile sięgają 1870 r. – czasów Rockefellera i jego Standard Oil Company. Signum temporis?
Możliwe. W końcu Zoom nie jest jedyną spółką internetową, której notowania w ostatnich miesiącach rosną. A ExxonMobile nie jest jedyną spółką paliwową, której notowania spadają. Można odnieść wrażenie, że w czasie pandemii giełda nagradza elastyczne branże nowoczesnej gospodarki i karze skostniałe, niesterowne sektory starej. Zyskują nowe technologie, firmy IT, biomed, tracą z kolei paliwa, transport, banki, linie lotnicze. Pandemiczne wyceny akcji potwierdzają to, co od lat mówią eksperci: że oparta na węglu i ropie analogowa gospodarka musi odejść w niepamięć, nadszedł czas, by zastąpiły je rozwiązania cyfrowe. Inwestorzy zachowują się tak, jakby zaczęli słuchać zdroworozsądkowych analiz i wreszcie – po dekadach prób i błędów – stali się racjonalni, wyzbywając się zwierzęcych instynktów. Pandemia przyspiesza zmiany w realnej gospodarce, a inwestorskie decyzje stały się tego lustrzanym obiciem. Czy na pewno?
Spójrzmy na najważniejsze indeksy giełdowe. NASDAQ po chwilowym wiosennym załamaniu urósł do poziomów wcześniej nienotowanych w historii. Zwyżki pojawiły się także na europejskich parkietach, w tym GPW. Jednak światowe gospodarki były i są pogrążone w recesji, której końca – ze względu na drugą falę zachorowań – nie widać. Czy to nie jest raczej potwierdzeniem starej tezy, że giełdy oderwały się od realnej gospodarki i przypominają kasyno, nie zaś zgromadzenie mędrców?

Stara szkoła nie rdzewieje

Reklama
John Maynard Keynes mawiał, że ludzie – zwłaszcza ci, którzy zwą się pragmatykami – często są niewolnikami idei jakiegoś dawno zmarłego ekonomisty. Jednak idea, która mogłaby skłonić nas dzisiaj do wiary w racjonalność inwestorów, pochodzi akurat od ekonomisty wciąż żyjącego. Mowa o prof. Eugenie Famie, autorze hipotezy rynku efektywnego (EMH – Efficient Market Hypothesis). Dominowała ona w myśleniu o finansach od lat 80. XX w. do kryzysu finansowego lat 2007–2009, gdy uznano ją za absurdalną. Ale obecnie znów pojawiają się eksperci produkujący utrzymane w jej duchu racjonalizacje ruchów cen akcji.

Treść całego artykułu można przeczytać wMagazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.