Rynki nie uporały się z jednym kryzysem, a już na horyzoncie pojawił się następny. Amerykańska Rada Standardów Rachunkowości Finansowej FASB pozwoliła pod koniec zeszłego tygodnia, by banki same wyceniały swoje aktywa. Instytucjom finansowym w to graj, ale analitycy ostrzegają: USA pompują kolejną bańkę spekulacyjną.

Eksperci zarzucają FASB, że wywołała burzę. A to znaczy, że sezon prezentacji wyników amerykańskich spółek za pierwszy kwartał, który rozpoczął się wczoraj, może być pełen niespodzianek. Regulator broni się, że dzięki zmianom zasad rachunkowości banki wyjdą na prostą. "To są niezwykłe czasy. FASB szybko odpowiedział na potrzeby rynków kapitałowych" - uzasadniał decyzję regulatora Neil McGarity, rzecznik rady.

Co zrobiła FASB? Zezwolił na odstąpienie od zasady rynkowej wyceny aktywów – zamiast giełd, na których notowane są akcje, będą to robić same banki. Dzięki tej sztuczce będą mogły zaprezentować znacznie lepsze wyniki. "Prawdopodobnie intencją tych zmian jest to, aby np. bank posiadający portfel instrumentów dłużnych, a z tym jest przecież ostatnio największy problem, nie był zmuszony do dokonywania nadmiernych odpisów z tytułu utraty wartości" - twierdzi Piotr Bednarski, starszy doradca ds. regulacyjnych w PricewaterhouseCoopers.

Gra jest ryzykowna. "Usankcjonowano kreatywną księgowość, dzięki której zyski banków w pierwszym kwartale wzrosną o więcej niż 20 proc" - twierdzi Piotr Kuczyński, główny analityk firmy doradczej Xelion. "Jeśli rynki odżyją, te niepewne aktywa banków zaczną nabierać wartości i może się okazać, że wyceny przyjęte przez banki nie odbiegają od wycen rynkowych. Wtedy nie ma się czym przejmować. Ale jeśli tak się nie stanie, to za pół roku, rok, czeka nas powtórka z nerwowej sytuacji z początku obecnego kryzysu" - przestrzega Kuczyński.

Reklama

Na razie FASB ucieszyła najbardziej zainteresowanych, czyli banki. "To dobra decyzja" - mówił szef rady dyrektorów Citigroup Richard Parsons. Trudno się dziwić, bo dla Citi, który w ubiegłym roku miał 18 mld dol. strat, decyzja FASB to szansa na odwrócenie złej karty. W nieco ponad rok giełdowa wycena Citigroup spadła z ponad 130 mld dol. do ok. 10 mld dol.

Analitycy przyznają: w takich czasach jak obecne wycena rynkowa nie jest doskonała. Teraz, gdy rynkiem rządzą emocje, określenie wartości portfela kredytowego (nawet jeśli są to spłacane pożyczki) może być zaniżona. A to rzutuje na wyniki banków. Rynkowa wycena jest też niemożliwa, gdy rynek międzybankowy zamarł tak jak teraz.

Amerykański regulator nie zezwolił jednak na pełną samowolę. "Proponowane przez FASB zmiany zawierają wiele zabezpieczeń" - podkreśla Bednarski. Banki będą musiały przede wszystkim ujawnić model, według jakiego wyceniły aktywa według złagodzonych standardów, powinny również przedstawić argumenty, według których określenie rynkowej wartości jest niemożliwe.

Analitycy są jednak nieufni. "To oczywiste, że ta decyzja została podjęta pod naciskiem polityków. Ale zapadła i trzeba liczyć się z konsekwencjami" - mówi Kuczyński. Skutki mogą dotyczyć nie tylko USA. W ostatni weekend obradujący w Pradze ministrowie finansów krajów UE ustalili, że będą się domagać od Międzynarodowej Rady Standardów Rachunkowości (IASB) w Londynie podobnych rozwiązań. Boją się, że amerykańskie banki będą miały o wiele lepsze wyniki niż europejskie. Jeżeli Europa pójdzie w ślady USA, spirala niepewności będzie coraz szybciej się nakręcać.

Więcej w dzienniku.pl