Ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy przed kilkoma tygodniami, przewidywali, że rząd nie będzie miał wyjścia i zwiększy deficyt do 27–28 mld zł. Wczorajsze informacje ministra finansów Jacka Rostowskiego potwierdzają te przewidywania. Analitycy pomylili się tylko w jednym: resort na razie nie zamierza zwiększać obciążeń podatkowych i szuka dochodów w dywidendach ze spółek Skarbu Państwa.
– Moje obawy budzi plan wzięcia dywidendy z PKO BP. To może być niezgodne z interesem banku. Plan, by połączyć wypłatę dywidendy ze wzmocnieniem kapitałowym poprzez emisję akcji wygląda trochę jak zabieg księgowy. Pytanie, czy już nie lepiej było zwiększyć deficyt o dodatkowy 1 mld zł – mówi Urszula Kryńska z Banku Millennium. Według niej ogólny przekaz rządowego planu ma jednak pozytywny wydźwięk: rząd pogodził się z rzeczywistością, porzucił optymistyczny ton i zdecydował się na głęboką korektę budżetu.
– Deficyt na poziomie 27–28 mld zł umożliwia – przy uwzględnieniu planu oszczędności ze stycznia – taką rekonstrukcję budżetu, która pozwoli dokończyć rok bez większych napięć – mówi Remigiusz Grudzień z PKO BP. Jego zdaniem po ogłoszeniu rządowych planów można spodziewać się wzrostu rentowności polskich obligacji. – Zwiększenie deficytu o około 10 mld zł generuje wzrost potrzeb pożyczkowych, a to nie jest obojętne dla rynku. Niemniej jednak w drugiej połowie roku rentowności obligacji powinny spadać, bo niepewność, co się będzie działo z finansami publicznymi, stopniowo obędzie wygasać – ocenia ekonomista PKO BP.
– Dla rynku wydźwięk tej nowelizacji będzie raczej neutralny. Gdyby deficyt był za niski, to wszyscy by się spodziewali kolejnej nowelizacji. Poziom 27 mld zł jest na razie optymalny, ale pytanie, czy na tym się skończy. Mamy zapowiedź ograniczenia wydatków. A z tym zawsze jest dużo niepewności – ocenia natomiast Ernest Pytlarczyk z BRE Banku. Minister finansów Jacek Rostowski, prezentując założenia do nowelizacji, unikał jednoznacznej odpowiedzi, gdzie rząd chce znaleźć dodatkowe 3 mld zł oszczędności. Dziś premier i szef resortu finansów mają się spotykać z poszczególnymi ministrami, by ich szukać.
Reklama
– W tej sprawie zupełnie nic nie wiadomo. Niewykluczone, że będziemy mieli kolejną próbę zamiatania problemów pod dywan – mówi Ernest Pytlarczyk. Rząd już raz podzielił się wydatkami budżetu z innymi instytucjami sektora finansów. W styczniu podjął decyzję, że przeniesie około 10 mld zł wydatków z kasy centralnej do Krajowego Funduszu Drogowego. KFD sam ma znaleźć pieniądze, by je sfinansować.
– Takie działanie jest neutralne z punktu widzenia sektora finansów publicznych. Zmniejsza ono może deficyt budżetu centralnego, ale nie całego sektora – mówi Remigiusz Grudzień. Według wcześniejszych rządowych prognoz deficyt całego sektora ma wynieść w tym roku 4,6 proc. PKB. Ekonomiści sądzą, że raczej będzie to około 6 proc.
OPINIA
MIROSŁAW GRONICKI
ekonomista, były minister finansów
To dobrze, że rząd przyznał, jaka jest rzeczywista sytuacja budżetu, i zdecydował się na zwiększenie deficytu. Jest tu jednak ciągle kilka znaków zapytania. Ministerstwo Finansów zakłada chyba utrzymanie obecnego trendu w dochodach – czyli nie uważa, że sytuacja może się pogorszyć w II połowie roku, a jest takie ryzyko w przypadku wpływów z podatków. Nie wiemy też, gdzie rząd chce szukać dodatkowych 3 mld zł oszczędności. A nawet w planie ze stycznia, który zakłada oszczędności rzędu 10 mld zł, co najmniej 1 mld zł jest problematyczny. Bo o tyle miały się zmniejszyć wydatki na opiekę społeczną w samorządach wojewódzkich. Wiemy, że sytuacja się pogorszyła i prawdopodobnie trzeba będzie dołożyć samorządom na te wydatki. Sama prognoza wzrostu PKB na poziomie 0,2 proc. ma w tej chwili drugorzędne znaczenie. Co z tego, że mamy wzrost, skoro spadają nam dochody podatkowe. To nie wynika z dynamiki PKB, tylko z jego struktury, co należałoby w końcu też wytłumaczyć.
ikona lupy />
Deficyt budżetowy w ostatnich latach / DGP