Najwięcej zarobią na tym Grecy, Rumuni i Portugalczycy. Komisja Europejska przewiduje, że dzięki obniżeniu progu wymaganego wkładu własnego o 10 pkt proc. mogą liczyć na odpowiednio 879 mln, 714 mln i 629 mln euro więcej, które zamiast lokalnych rządów zapłaci Unia.

>>> Czytaj też: Świat tonie w długach - zobacz, jak będzie wyglądać gospodarka w 2020 roku

Mniejsze korzyści czekają na pozostałe objęte ułatwieniami stolice – Budapeszt (308 mln), Rygę (255 mln) i Dublin (98 mln).

>>> Polecamy: Polska wyrasta na drugi Kuwejt: mamy gigantyczne złoża gazu

Reklama
To jednak nic w porównaniu z bilionami euro, które zostaną uwolnione z kas poszczególnych unijnych funduszy. Obniżka wkładu nie nastąpi automatycznie. Państwa będą musiały każdorazowo uzyskać zgodę na niższy wkład własny. Premiowane będą pomysły innowacyjne, nastawione na wzmocnienie konkurencyjności i infrastruktury transportowej. A przede wszystkim takie, które pobudzają wzrost PKB i tworzą nowe miejsca pracy. W każdym z uprzywilejowanych państw poza Rumunią poziom bezrobocia przekracza i tak wysoką, 9,4-proc. średnią unijną.
Chodzi o środki pięciu funduszy: Europejskiego Funduszu Rolnego Rozwoju Obszarów Wiejskich, Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, Europejskiego Funduszu Rybackiego, Europejskiego Funduszu Społecznego i Funduszu Spójności. – Chcemy dać im pieniądze tak szybko, jak to możliwe, próbując stymulować ich gospodarki – mówił „Financial Timesowi” przedstawiciel KE.
Dlaczego na zmianach ma skorzystać wyłącznie sześć państw? Wszystkie one musiały wspomagać się unijną pomocą. Grecja, Irlandia i Portugalia otrzymały wielomiliardowe bailouty. Łotwa, Rumunia i Węgry z kolei skorzystały z niższej pomocy za pośrednictwem programu równowagi finansowej dla państw spoza strefy euro.
Otrzymanie pieniędzy w każdym przypadku wiązało się z zaciągnięciem zobowiązań, polegających m.in. na cięciach budżetowych. – Nie możemy żądać od nich oszczędności budżetowych i jednocześnie wymagać wciąż tego samego wkładu do dofinansowania projektów – tłumaczył wczoraj komisarz rozwoju regionalnego Johannes Hahn.
Część państw i bez kryzysu ma poważne problemy z absorpcją środków. Rumuni, którzy do tej pory wykorzystali zaledwie 1/35 z przysługujących im 30 mld euro (chodzi jedynie o środki z funduszy rolnych i rozwojowych), przez kilka miesięcy w ogóle nie mogli korzystać z unijnej kasy ze względu na korupcję. Z kolei Grecy – według najnowszej analizy brukselskiego Instytutu Bruegla – nie wykorzystali do tej pory 12 mld euro.
Ułatwienia nie będą dane na zawsze. – To wyjątkowa odpowiedź na wyjątkowe okoliczności – przekonywał przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso.
Co wczorajsze propozycje oznaczają dla Polski? – Ich przyjęcie nie niesie ze sobą żadnych konsekwencji finansowych dla pozostałych krajów członkowskich. Chodzi bowiem wyłącznie o łatwiejsze wydanie już przyznanych środków – tłumaczy „DGP” Ton van Lierop, rzecznik komisarza ds. polityki regionalnej Johannesa Hahna, który odpowiadał za opracowanie propozycji. Pewne obiekcje mogą mieć najwyżej płatnicy netto, którzy otrzymaliby z powrotem niewykorzystane środki. Na pewno jednak nie poniosą oni dodatkowych kosztów, ponieważ środki przysługujące omawianej szóstce pozostaną takie same.