To efekt zwiększającej się produktywność, ilości kapitału na pracownika, większej konkurencji, a mniejszej siły negocjacyjnej pracowników.

Spadek udziału pracy w tworzeniu wartości dodanej szedł w parze z większymi nierównościami w dystrybucji dochodu z rynku, co może w długiej perspektywie zagrozić spójności społecznej i spowolnić słabe obecnie ożywianie się gospodarek. W długiej perspektywie, gdy mówimy o potencjalnych ryzykach związanych z faktycznym wchodzeniem technologii w sfery rynku pracy i zastępowaniu na części stanowisk ludzi przez maszyny, obserwowane procesy są jeszcze bardziej niepokojące.

Średni udział pracy w wartości dodanej spadł do 61,7 proc. pod koniec lat 2000., a jeszcze na początku lat 90. wynosił 66,1 proc. W niektórych krajach spadek rozpoczął się już 30 lat temu, ale istotny jest etap rozwoju każdego z krajów.

Wbrew pozorom, zmniejszający się udział pracy w wartości dodanej nie oznacza, że poziom życia się obniża. Nawet, jeżeli wartość dodana wypracowywana przez pracę jest mniejsza niż przez kapitał, to, dopóki wzrost gospodarczy jest wysoki, pracownicy nadal mają się bardzo dobrze. A tak było przez ostatnich 20 lat.

Reklama

Warto zwrócić uwagę, że różnice między krajami także są duże. Udział pracy spadł o ok. 10 proc. w Finlandii, Irlandii, czy Norwegii, a znacząco wzrósł w Czechach i Islandii. Wyniki te byłyby także inne, gdyby uwzględniały reperkusje kryzysu gospodarczego, który szczególnie odbił się na sektorze finansowym – byłoby widać większy udział pracy na niekorzyść kapitału.

Warto przypomnieć, że w ostatnich latach szczególnie istotne, jako główne źródło generowania dochodu stały się spekulacje. W ciągu20 lat powstało wiele funduszy hedgingowych, które operowały powierzonym im kapitałem krótkoterminowo, premiując szybki zysk, a nie długotrwały proces inwestycyjny. Popularyzowały instrumenty pochodne, które sprawiły, że inwestycje stały się bardziej ryzykowne. Na rynku wymiany walutowej forex, w przeciągu 3 lat (2004-2007) średni dzienny obrót wzrósł o 69 proc. do poziomu 3,2 bln dolarów.

Coraz bardziej skomplikowane inwestycje finansowe pozwalały dodatkowo zwiększać rolę kapitału i sektora finansowego w wartości dodanej gospodarek. Skrajnym tego przykładem przed kryzysem była Islandia (sektor bankowy kraju – łączne aktywa banków islandzkich -osiągnął wartość 1038 proc. PKB w 2007 roku).

Ponadto spadek udziału pracy w wartości dodanej istotnie różni się wśród różnych grup dochodowych. W krajach rozwiniętych dochód górnego 1 proc. najlepiej zarabiających wzrósł ciągu 20 lat o 20 proc. Fakt ten długo zasilał dyskusję o nierównościach społecznych.

Dodatkowo w tym czasie, mimo zwiększenia zatrudnienia ogółem, także wśród osób z niskimi kwalifikacjami, wynagrodzenia tych ostatnich znacząco spadły. Sugeruje to, że pozycja niektórych pracowników w dystrybucji dochodów, szczególnie tych gorzej wykształconych, pogorszyła się.

Biedniejsi mają większą skłonność do konsumpcji. Zmniejszenie ich dochodu może, więc mieć istotny wpływ na zagregowany popyt i przez to na tempo regeneracji gospodarek państw rozwiniętych po kryzysie. Generalnie nierównomierna dystrybucja dochodu – zarówno z pracy, jak i z kapitału – może przyczyniać się do zwiększania nierówności dochodowych.

Spadek tworzenia wartości dodanej przez grupę kwalifikowaną pod względem osiąganych dochodów, jako dolne 99 proc. jest znaczący w porównaniu z ogółem społeczeństwa. Oznacza to, że grupa górnego 1 proc. istotnie zyskiwała w ostatnich latach, co szczególnie widać w przypadku Stanów Zjednoczonych i Kanady.

W innych krajach te różnice są mniejsze. Średnio udział pracy spadał tylko o 0,9 proc., licząc łącznie z dochodami najbogatszych. Jedyny przypadek (z krajów dla których dane dla obserwacji tego zjawiska są dostępne), w którym bogatsi ubożeli, to Hiszpania.

>>> Cały artykuł czytaj na obserwatorfinansowy.pl