Pieniądz elektroniczny łączy zalety gotówki i pieniądza bankowego, a ryzyko dla jego posiadacza jest takie samo, jak w przypadku ulokowania pieniędzy w banku albo w obligacjach skarbowych - mówi w rozmowie z PAP Emil Radziszewski z Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego.

Według niego rynki pieniądza elektronicznego w UE są na różnym etapie rozwoju technologicznego i innowacyjności, a polski plasuje się pod tym względem bardzo wysoko. Radziszewski uważa, że wydana niedawno pierwsza w Polsce zgoda na emisję pieniądza elektronicznego to przełom, ale dywagacje o zmierzchu sektora bankowego nie mają podstaw - duże płatności raczej nadal realizowane będą za pośrednictwem banków.

PAP: Pod koniec kwietnia br. Komisja Nadzoru Finansowego wydała zgodę spółce Billon Solutions na wydawanie pieniądza elektronicznego oraz świadczenie usług płatniczych w charakterze krajowej instytucji pieniądza elektronicznego. Czym jest pieniądz elektroniczny?

Emil Radziszewski, p.o. dyrektora departamentu SKOK i instytucji płatniczych w Urzędzie Komisji Nadzoru Finansowego: Najłatwiej wyjaśnić to porównując go z pieniądzem tradycyjnym i pieniądzem bankowym. Wspólną cechą tych trzech typów pieniądza jest to, że służą płatnościom.

Załóżmy, że mamy 100 zł. W formie pieniądza gotówkowego możemy je bezpośrednio przekazać odbiorcom płatności. Oni mogą zaś przekazywać je dalej innym odbiorcom bez uczestnictwa pośredników. Ten pieniądz jest prawnym środkiem płatniczym wyemitowanym przez Narodowy Bank Polski, ma gwarancję państwa – zabezpieczoną prawnie zdolność do umarzania zobowiązań pieniężnych.

Reklama

Po wpłaceniu tych 100 zł na rachunek bankowy pojawia się jednak inny rodzaj pieniądza – pieniądz bankowy, który z prawnego punktu widzenia jest roszczeniem posiadacza rachunku wobec banku o zwrot tych 100 zł w gotówce. Płatność tym pieniądzem nie polega na przekazaniu fizycznie naszych 100 zł, ale na przekazaniu odbiorcy płatności naszego roszczenia o zwrot 100 zł, połączonym z przekazaniem odpowiadającego temu roszczeniu długu przez nasz bank do banku odbiorcy. Wskutek przelewu nasz odbiorca otrzymuje roszczenie wobec swojego banku o wypłatę 100 zł w gotówce. Do obrotu gotówką w tym przypadku nie dochodzi - to już jest obrót bezgotówkowy. Ostateczne rozliczenia dokonywane są między rachunkami banków w NBP. Aby transakcje w tym obrocie doszły do skutku, musi być zaangażowana Krajowa Izba Rozliczeniowa oraz NBP, który prowadzi rachunki dla banków. Mamy więc cały system podmiotów i technologii, które pośredniczą między płatnikiem i odbiorcą płatności.

Natomiast w przypadku pieniądza elektronicznego nasze 100 zł w gotówce przekazujemy wydawcy pieniądza elektronicznego. Ten w zamian wydaje nam elektroniczny ekwiwalent tych 100 zł, nazwijmy go "e-100 zł", w formie zakodowanego pliku. Te e-100 zł możemy wysłać kanałami elektronicznymi do różnych odbiorców, płacić za usługi i towary. Nie są potrzebne do tego KIR, system bankowy, ani Narodowy Bank Polski, nie potrzebujemy portfela czy portmonetki. Odbiorca e-pieniądza może wystąpić do emitenta o jego wykup. Czyli w zamian za e-100 zł dostanie 100 zł w gotówce, albo przelewem na konto w banku. Pieniądz elektroniczny w pewnym sensie łączy w sobie zalety gotówki i pieniądza bankowego – można nim płacić natychmiastowo i bez systemu pośredników, a jednocześnie na odległość – bez fizycznego kontaktu z odbiorcą płatności.

PAP: Domyślam się, że płatności e-pieniądzem mogą być adresowane tylko do odbiorców tego pieniądza, nie każdy musi go akceptować.

E.R.: Ponieważ e-pieniądz to zaszyfrowana informacja elektroniczna, odbiorca płatności musi mieć nie tylko wolę, ale i techniczną zdolność do jej przyjęcia. Musi np. posiadać odpowiednią aplikację, albo wejść w relację z emitentem takiego pieniądza, który będzie rejestrował stan posiadania e-pieniądza na specjalnym rachunku. Pieniądz elektroniczny może być bowiem co do zasady wydawany w dwojakiej formie: albo danych zapisanych bezpośrednio na urządzeniu, np. smartfonie lub innym nośniku, np. karcie płatniczej, albo zdalnie – w formie zapisów na rachunkach prowadzonych przez wydawcę tego pieniądza. W pierwszym przypadku płatności mogą odbywać się bezpośrednio pomiędzy płatnikiem i odbiorcą, dokładnie tak samo jak w przypadku gotówki, w drugim – niezbędne jest pośrednictwo wydawcy, który przechowuje elektroniczne wartości pieniężne i rozlicza płatności nimi.

PAP: Nasuwa się też pytanie o bezpieczeństwo e-pieniądza. Czy jego emitent daje gwarancje wykupu?

E.R.: Wydanie pieniądza elektronicznego wiąże się z prawnym obowiązkiem jego wykupu na żądanie aktualnego posiadacza. Wydawca pieniądza elektronicznego nie może obciążać ryzykiem przyjętych od nas w zamian za wydany e-pieniądz środków pieniężnych. Nie mogą one być łączone ze środkami posiadanymi z innego tytułu. Muszą być też przechowywane na wyodrębnionym rachunku bankowym albo ulokowane w bezpiecznych, płynnych aktywach o niskim ryzyku (jak np. obligacje Skarbu Państwa), albo też gwarantowane specjalną gwarancją bankową lub ubezpieczeniową. Środki te są wolne od zajęcia w postępowaniu egzekucyjnym i podlegają wyłączeniu z masy upadłości. Emitent musi być gotowy do wykupu e-pieniądza na każde żądanie aktualnego posiadacza. Standardowe ryzyko finansowe dla posiadacza e-pieniądza jest więc takie samo, jak w przypadku ulokowania pieniędzy w banku albo w obligacjach skarbowych.

PAP: Depozyty osób fizycznych są bezpieczne dzięki gwarancjom Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Jak będzie w tym przypadku?

E.R.: Przepisy stanowią wyraźnie, że środki przyjęte od klientów w zamian z a wydany e-pieniądz nie są depozytem i w związku z tym nie są gwarantowane przez BFG. Są one jednak relatywnie bezpieczne, ponieważ są gromadzone na bezpiecznym rachunku bankowym i w przypadku np. upadłości wydawcy pieniądza elektronicznego będą mogły być wykorzystane do odkupienia pieniądza elektronicznego od jego posiadaczy. Pamiętajmy też, że celem pieniądza elektronicznego nie jest zabezpieczanie – lokowanie czy przechowywanie pieniędzy, lecz substytucja gotówki - jej digitalizacja i dematerializacja w celu ułatwienia płatności. Dodatkowe gwarancje nie miałyby tu istotnego znaczenia.

PAP: Jakie są korzyści z użycia e-pieniądza? Widzę podobieństwa do systemu bankowego, tylko zamiast płacić przelewem, płacimy e-pieniądzem.

E.R.: Co do zasady płatności e-pieniądzem powinny być szybsze, w zasadzie natychmiastowe, a koszty tych płatności - niższe. Jak wspomniałem wcześniej, nie potrzebujemy do płatności e-pieniądzem systemów bankowych i rozliczeniowych oraz pośredników w postaci agentów rozliczeniowych czy organizacji kartowych. Podobnie jak gotówkę, pieniądz elektroniczny można jednak zgubić, może też zostać ukradziony. Wykasowanie plików e-pieniądza albo zgubienie ich nośnika to jak spalenie banknotów albo zgubienie portfela. Dostawcy e-pieniędzy starają się jednak takie ryzyka ograniczać i zabezpieczać użytkowników przed utratą środków w ten sposób. Natomiast depozytu w banku nie da się zgubić, nikt też go nie wyciągnie z kieszeni, bo jest on umową i jest powiązany nie z tym, co posiadamy, a z naszą tożsamością. Z tych względów np. zgubienie karty płatniczej do rachunku w banku nie pozbawia nas uprawnienia do środków zgromadzonych na tym rachunku.

PAP: Można ukraść pieniądz elektroniczny?

E.R.: Wystarczy, że nośnik e-pieniądza, czyli np. aplikacja w telefonie komórkowym, jak i sam telefon, nie będą odpowiednio zabezpieczone. Ktoś może taki telefon wziąć i zapłacić zapisanymi tam naszymi e-pieniędzmi. To jest kradzież.

PAP: Czym różni się pieniądz elektroniczny od kryptowaluty?

E.R.: Zdecydowanie nie należy utożsamiać e-pieniądza z kryptowalutą. Poza elektroniczną formą oraz wykorzystywaniem kryptowalut do płatności bezpośrednich, trudno też o jakieś istotne podobieństwa. Kryptowalutę pod względem finansowym porównać można do płynnego aktywa o zmiennej wartości, np. do akcji spółki notowanej na giełdzie. Wartość danej kryptowaluty ustalana jest rynkowo i nierzadko podlega dużym wahaniom, co powoduje, że jest ona raczej przedmiotem inwestycji - by nie rzec spekulacji - niż środkiem płatniczym. Należy przy tym zauważyć, że rynek obrotu kryptowalutami nie jest regulowany i nadzorowany, tak jak rynek obrotu papierami wartościowymi. Ze względu na zastosowanie zaawansowanej kryptografii i tzw. rozproszonego rejestru (blockchain), do autentykacji czy przeniesienia posiadania kryptowalut nie jest potrzebny pośrednik (tak jak ma to miejsce np. przy akcjach). Poza tym kryptowaluty nie mają emitenta, są "wydobywane" poprzez wymagające ogromnych mocy obliczeniowych generowanie kodu kryptograficznego. Reasumując, w przeciwieństwie do e-pieniądza kryptowaluta nie ma stałej wartości wyrażonej w pieniądzu, a wartość ta nie jest gwarantowana przez jakikolwiek podmiot zobowiązany przepisami prawa do odkupu kryptowaluty.

PAP: Na czym zarabia emitent e-pieniądza?

E.R.: Co do zasady na prowizjach, które może pobierać przy wydaniu lub odkupie pieniądza elektronicznego, albo rozliczając transakcje nim realizowane. Ponieważ jest on jedynym agentem w tych relacjach, może proponować stawki, które są konkurencyjne w stosunku do innych metod płatności.

PAP: Decyzja KNF wobec spółki Billon jest pierwszą w Polsce. To przełom?

E.R.: W mojej ocenie - tak. Przedstawiano nam wcześniej wiele koncepcji i projektów, które jednak w rzeczywistości okazywały się być "udawanym pieniądzem elektronicznym", bo na końcu wszystko sprowadzało się do płatności pieniądzem bankowym. Koncepcja Billona jest pierwszą licencjonowaną przez KNF, która spełnia w stu procentach definicje pieniądza elektronicznego zapisane w dyrektywie UE i ustawie.

PAP: Jak wygląda polski rynek pieniądza elektronicznego w porównaniu z innymi krajami UE?

E.R.: Rynki UE są na różnym etapie rozwoju technologicznego i innowacyjności, a rynek polski plasuje się pod tym względem bardzo wysoko. Zależnie od poziomu tego rozwoju i lokalnych przyzwyczajeń konsumentów, popularność zyskują różne metody płatności, w tym płatności natychmiastowych służących zwłaszcza do zakupów w internecie. Sukces wszelkich innowacji na tym rynku, w tym Billona, zależy zatem w głównej mierze od dopasowania się do potrzeb i oczekiwań użytkowników.

Znane mi i dość rozpowszechnione rozwiązania dotyczące pieniądza elektronicznego z innych krajów UE polegają, inaczej niż w przypadku Billona, na emisji pieniądza serwerowego, tj. zapisywanego, zarządzanego i rozliczanego przez wydawcę na jego serwerach. Użytkownicy dysponują jedynie instrumentami płatniczymi (kartami, aplikacjami) służącymi do inicjacji płatności.

Nierzadko same płatności nie są dokonywane pieniądzem elektronicznym, lecz pieniądzem bankowym wygenerowanym w wyniku wykupu pieniądza elektronicznego, który to wykup dokonywany jest bez świadomości użytkownika wraz ze zleceniem transakcji, co budzi moje wątpliwości co do zgodności z definicją pieniądza elektronicznego. Niektóre modele przewidują tylko takie płatności i nie są w nich możliwe np. natychmiastowe płatności P2P. Ciekawe rozwiązania mogą rozwijać się także poza UE, w krajach raczej nie kojarzonych z wyrafinowaną technologią. Na przykład w Kenii głównym środkiem płatności detalicznych jest system m-pesa, oparty na środkach wpłacanych w związku z opłatami za korzystanie z usług telefonii komórkowej. Płatności dokonywane są SMS-ami. Istnieje ponadto powszechna sieć agentów doładowujących konta, jak i wymieniających „impulsy” czy też „minuty” na gotówkę, po ustalonej wartości. Jest to w zasadzie klasyczny pieniądz elektroniczny, którego wydawcą jest operator sieci komórkowej.

PAP: Czy na rozpatrzenie przez KNF czekają następne wnioski potencjalnych emitentów e-pieniądza? Jest miejsce dla innych firm, które chciałyby świadczyć tego typu usługi?

E.R.: Nie mamy obecnie innych wniosków. Myślę, że za małe jest jeszcze doświadczenie na polskim rynku z tego typu metodami płatności. Inni potencjalni emitenci prawdopodobnie będą jednak teraz baczniej przyglądać się temu segmentowi rynku i Billonowi w szczególności.

PAP: Czy zmiany zachodzące na tym rynku wróżą zmierzch systemu bankowego?

E.R.: Pojawiają się tego typu dywagacje, ale myślę, że przynajmniej w Polsce nie mają one obecnie racjonalnych podstaw. Pieniądz elektroniczny służy na razie tylko zastąpieniu gotówki – wyeliminowaniu niedogodności z nią związanych, przy zachowaniu jej podstawowej zalety, jaką jest możliwość dokonywania szybkich, niskokosztowych płatności. Są to jednak nadal płatności detaliczne, niskokwotowe. Duże płatności raczej nadal realizowane będą za pośrednictwem banków, gdzie przechowywana jest zdecydowana większość środków finansowych.

Poza tym zasadniczym celem systemu bankowego jest absorbowanie wolnych środków z rynku i ich konwersja na inwestycje, czyli mówiąc wprost - przyjmowanie depozytów i udzielanie kredytów. Tu system bankowy ma monopol i, jak pokazują doświadczenia rynku giełdowego, trudno wyobrazić sobie jakąś istotnie konkurencyjną alternatywę. Zwróćmy uwagę, że środki przyjmowane w zamian za wydany pieniądz elektroniczny ostatecznie też trafiają do banku. Oczywiście banki również są obecne na rynku płatności i uważam, że nie pozwolą się łatwo z tego rynku wyprzeć. Mają one znacząco większy potencjał ekonomiczny, know-how i zaplecze technologiczne niż jakiekolwiek start-upy. Są dzięki temu w stanie przejmować pewne – sprawdzone już i rozwinięte - obszary innowacji, bądź też wypierać je swoimi rozwiązaniami.

PAP: Czyli banki mogą być zainteresowane emisją elektronicznego pieniądza?

E.R.: Są zainteresowane i będą zainteresowane. Jeżeli wymyślą lub znajdą na rynku model biznesowy, który im się będzie kalkulował, to to uczynią. To, że do tej pory tego nie robią świadczy o tym, że nie dostrzegły jeszcze odpowiednich korzyści.

PAP: Wydano jedną zgodę na emisję e-pieniądza; to wynik ograniczeń regulacyjnych na polskim rynku czy braku zainteresowania takimi produktami?

E.R.: W Polsce nie ma ograniczeń regulacyjnych. Wszystko zależy od tego, czy ktoś dostrzega niszę rynkową i potrafi ją zagospodarować. Prawo nie blokuje rozwoju tego biznesu. Każdy, kto ma pomysł na nowe płatności i potrafi wykazać, że będą one zgodne z regulacjami, bezpieczne dla użytkowników oraz efektywne ekonomicznie i rynkowo, będzie w KNF mile widziany. Zachęcamy podmioty, które rozważają takie przedsięwzięcia, by zgłaszały się do nas już na etapie planowania biznesu. Mogą otrzymać naszą pomoc w ramach programu Innovation Hub lub w procesie przedlicencyjnym. W ramach roboczych konsultacji można omówić i przeanalizować przygotowywany wniosek do KNF o wydanie stosownego zezwolenia.

Autor: Marcin Musiał