„To takie uczucie jakbym spodziewał się, że zaraz zadzwoni do mnie Bóg i zapyta: „Czy będzie w porządku, jeżeli pozwolę, by jutro rano słońce wstało?”. Po minucie myślenia prawdopodobnie bym powiedział: Pewnie, czemu nie”. W ten sposób Jim Paul w opisuje w książce to jak się czuł, gdy jednego dnia w 1983 r. zarobił 248 tys. dol. (dziś byłoby to warte 610 tys. dol.).

Jak doszło do tego, że Paul tak szybko zarobił tak ogromne pieniądze? Na początku lat 80. pracował jako trader handlując kontraktami terminowymi (instrumenty finansowe pozwalające sprzedawać m.in. surowce w przyszłości po cenach ustalanych obecnie). Szukał sposobu na zarobienie dodatkowych pieniędzy, kiedy do jego firmy dołączył stary przyjaciel, Kirby Smith.

Paul bardzo cenił Smitha, ponieważ imponował mu wiedzą. Jak to ujął „każdy, kto wie więcej, niż ja musi być bystrzakiem, ponieważ wiem, że ja jestem bystrzakiem”. Latem 1982 r. Smith interesował się rynkiem kontraktów terminowych na ziarna soi. Ich cena spadała od 1982 r. Smith był przekonany, że niedługo podaż tego surowca zmniejszy się i cena poszybuje w górę.

Od początku 1983 r. Paul ze Smithem zaczęli kupować kontrakty na soję. Paul opisuje jak dzwonił po wszystkich znajomych, rodzinie i opisywał, że razem z kolegą trafił na „żyłę złota”, zachęcając, by też zainwestowali. Początkowo wszystko szło zgodnie z przewidywaniami. Cena ziaren soi szła w górę. Pod koniec sierpnia, jednego dnia, Paul zarobił 248 tys. dol. a wszyscy jego znajomi, którzy dołączyli do inwestycji powiększyli swój majątek o ok. 450 tys. dol.

Reklama

W tym czasie on sam był na wakacjach nad jeziorem. Siedział sobie z rodziną, patrzył na taflę wody, popijał zimne piwko i obserwował jak dzięki swoim decyzjom inwestycyjnym z każdym dniem stawał się bogatszy. Miał wrażenie, że życie nie może być już dla niego lepsze. Dostawał telefony od wdzięcznych przyjaciół, którzy mówili mu, jaki jest mądry i wspaniały. A on im odpowiadał: „Tak, jestem mądry, ale to dopiero początek, rynek ziaren soi ma przed sobą długą drogę w górę a my wszyscy dzięki temu będziemy bardzo bogaci”.

Paul opisuje, jak co dzień szedł sprawdzać ceny, aby dowiedzieć się, ile pieniędzy zarobił. Tak bardzo był pewien sukcesu, że zysk przyjmował za oczywistość, pytanie było tylko: jak duży. A potem zaczęły się spadki. Początkowo niewielkie. Wszystkie traktował jako korektę. Jednego dnia zyskiwał 10 tys. dol., by następnego stracić 25 tys. I tak dzień po dniu. Nie wycofał się jednak z inwestycji. Wspólnie z kolegą upewniali się nawzajem, że robią dobrze, bo inwestują długoterminowo.

Do października Paul stracił większość pieniędzy. Ale nie przestawał wierzyć, że miał rację i musi tylko poczekać, by rynek to potwierdził. Do pierwszego tygodnia listopada stracił 800 tys. dol. Ostatecznie był tak spłukany, że biuro maklerskie zamknęło jego konto, a w jego domu i biurze pojawili się komornicy zabierając wszystko, co miało jakąkolwiek wartość.

Facet przegrał, stracił firmę, nie dowiódł swoich racji. Czy zatem warto w ogóle czytać tę książkę? Jej wartość wynika z tego, że nieczęsto zdarza, by ktoś opisywał jak stracił pieniądze. Nie często zdarza się także, by książka o inwestowaniu była wznawiana po 20 latach. Bo książka Jima Paula i Brendana Moynihana po raz pierwszy ukazała się w 1994 r. W 2013 r. w USA wyszło kolejne wydanie, a teraz jej polska edycja (Wydawnictwo Linia).

Tak naprawdę są to dwie książki w jednej. Pierwszą część napisał Jim Paul, jest to jego autobiografia zaczynająca się jeszcze w latach szkolnych. Szczegółowy opis, jak w 75 dni stracił 1,6 mln dol. robi wrażenie. Autor wplata też w niewesołą przecież opowieść wiele świetnych anegdot, na przykład, jak próbował zbić fortunę na inwestowaniu w konie.

I ta część książki jest sprawnie napisana i dobrze się ją czyta.

Część drugą napisał drugi autor, Brendan Moynihan. Widać, że miał kilka teorii dlaczego ludzie popełniają błędy w inwestowaniu, jednak były zbyt mało atrakcyjne, by można je było sprzedać w osobnej książce. Stąd zapewne pomysł, by połączyć w jedną książkę praktykę i teorię inwestowania.

Niestety, nie był to dobry pomysł. Książka zyskałaby, gdyby zostawić w niej tylko opowieść Jima Paula. Podsumowując: książka Paula i Moynihana to pozycja warta uwagi, choć z zastrzeżeniami.

Autor: Aleksander Piński