Od początku tego roku można było zarobić ponad 50 proc. na wzroście cen kawy. Niemal 30 proc. przyniosła inwestycja w kukurydzę. Nawet na złocie, którego notowania wzrosły o 6 proc., można było zyskać 25 proc. A wszystko to na warszawskiej giełdzie, nie sięgając po wyrafinowane instrumenty finansowe, wymagające wielkiej wiedzy, sporych pieniędzy czy związanych z dużym ryzykiem. Nie sięgając na giełdy zagraniczne, można było korzystać z hossy na największych akcjach europejskich i amerykańskim rynku technologicznym Nasdaq, zyskując niemal 19 proc. w ciągu ośmiu miesięcy. Są też dostępne instrumenty związane z cenami ropy naftowej, towarów rolnych, nieruchomości i wielu innych. W sumie różnego rodzaju certyfikatów notowanych na naszym parkiecie mamy ponad 150.

Tę szeroką ofertę zapewniają certyfikaty inwestycyjne, emitowane przez kilkanaście polskich i zagranicznych instytucji finansowych i notowane na warszawskiej giełdzie. Kupować i sprzedawać można je tak samo jak akcje, płacąc zwykłe prowizje giełdowe. Bez żadnych komplikacji, dodatkowych opłat, specjalnych warunków. Wartość większości z notowanych certyfikatów waha się od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. By śledzić ich notowania wystarczy dostęp do większości popularnych portali internetowych, niekoniecznie specjalistycznych.

>>> Polecamy: Oto branże, które najmocniej cierpią na spowolnieniu gospodarczym

Można i zarobić i stracić

Reklama

Oczywiście notowania certyfikatów podążają w różnych kierunkach, zgodnie ze zmianami cen instrumentów, na które opiewają. Można więc na nich i zarobić i stracić, tak jak na akcjach, ryzyko więc jest porównywalne do większości giełdowych inwestycji. Można jednak przy ich użyciu konstruować zróżnicowane portfele, dzięki czemu ryzyko można ograniczyć.

Podejrzliwy inwestor będzie się z pewnością doszukiwał jakiegoś „haczyka”, skoro bowiem wszystko tak pięknie wygląda, to pewnie gdzieś musi on tkwić. Rzeczywiście, haczyk tkwi w małej popularności tych instrumentów, czego konsekwencją są bardzo niskie obroty nimi. To jeden z najpoważniejszych czynników ryzyka. Mało płynny instrument najczęściej łatwiej kupić niż sprzedać, szczególnie jeśli sprzedając chcemy osiągnąć cenę wyższą niż przy zakupie.

W przypadku certyfikatów, podobnie jak i sporej części innych instrumentów, oferowanych poprzez warszawską giełdę, mamy do czynienia z paradoksem polegającym na tym, że niewielka płynność staje się przeszkodą w zdobyciu popularności przez dany instrument, a brak popularności powoduje, że płynność jest niewielka.

>>> Czytaj też: Luksusowe mieszkania schodzą jak na pniu. 20 tys. zł za metr? Nie ma problemu