Pan Fritz Zurbruegg, członek zarządu banku centralnego Szwajcarii, oświadczył jakiś czas temu, że bank jest gotowy doprowadzić do ujemnych stóp procentowych w celu osłabienia franka szwajcarskiego.

Właściwie oprocentowanie depozytów w bankach szwajcarskich oznacza już ujemną realną stopę zwrotu. Potem prezes Europejskiego Banku Centralnego przypomniał, że oczekuje dłuższego okresu utrzymywania się ujemnych realnych stóp procentowych (obecnie stopa podstawowa wynosi 0,25 proc., przy średniej dla Eurolandu inflacji 0,7 proc.). W przypadku oszczędzania w złotych sytuacja ma się nieco lepiej, ponieważ na razie oprocentowanie depozytów w złotych jest wyższe niż poziom oficjalnej inflacji. Jednak kapitał trzymany „bezpiecznie” na lokatach traci na swojej wartości w ujęciu realnym w przypadku wszystkich głównych walut na świecie.
W efekcie zamożni klienci i nie tylko podlegają podwójnej presji. Pierwsza to wewnętrzna niechęć do trzymania środków na nisko oprocentowanych depozytach. Badania zachowania inwestorów wykazują, że dużo ważniejsza dla nich od „realnej” jest „nominalna” stopa procentowa. To znaczy klienci łatwiej zaakceptują 6 proc. w banku przy 5-proc. inflacji niż 2,5 proc. w banku przy braku inflacji (paradoks, ale tak jest). To oznacza, że nawet depozyty w złotych dające 2,5–3,5 proc. w skali roku są trudne do zaakceptowania dla polskich inwestorów. W większości przypadków ludzie mają po prostu poczucie, że ich środki się marnują.
A dochodzi jeszcze rzecz najważniejsza – presja zewnętrzna. Większość instytucji w obecnym systemie finansowym zarabia na innych produktach, a nie na wykorzystywaniu środków złożonych przez klientów w postaci depozytów. Depozyt, z punktu widzenia doradcy bankowego, jest niebezpieczny. Dlaczego? Ponieważ klient posiadający depozyt (którego parametry dla każdego są łatwe do analizy i zrozumiałe) dziś z nami jest, ale jutro, w mgnieniu oka, może go nie być – tylko dlatego że bank obok będzie miał promocję oprocentowania o 0,3 pkt proc. wyższą. To jest szczególnie bolesne, gdy mówimy o depozytach wielomilionowych. Depozyt ma dla instytucji sens głównie dlatego, że oznacza kapitał, który może być wykorzystany do sprzedaży jakiegoś produktu inwestycyjnego i przytrzymania klienta na dłużej.
Reklama
Dla klientów to jest mieszanka wybuchowa z opóźnionym zapłonem. Połączenie bowiem naturalnej tendencji ze strony instytucji finansowych do zachęcania klientów, by lokowali środki w cokolwiek, byle nie lokaty, ze zmęczeniem wszystkich niskimi stopami procentowymi tworzy bardzo podatny grunt do zwiększania ryzyka w portfelach klientów. To rodzi dwa podstawowe zagrożenia. Po pierwsze, często wchodzę w inwestycje, których do końca nie rozumiem, nie przeanalizowałem i ze zbyt dużą częścią swojego kapitału. Po drugie, jakość proponowanych rozwiązań ma w takich sytuacjach tendencję zniżkową.
Warto sobie zatem dzisiaj zadać pytanie. Czy mając oszczędności, decyduję się na proponowane mi rozwiązanie inwestycyjne dlatego, że je rozumiem i uważam, że ma dla mnie sens (w kontekście obecnej i przewidywanej sytuacji gospodarczej), czy tylko dlatego, że nie mogę wytrzymać niskiego oprocentowania depozytów i szukam na siłę ryzyka, obniżając coraz bardziej jakość wybieranych rozwiązań?
Można to porównać do wyprawy na norweskie fiordy. Czy wybieram się tam, wiedząc, że czasem pogoda jest nieprzyjemna, ale piękne widoki mają mi zrekompensować te niedogodności? Czy wyruszam tam, nie zdając sobie sprawy z panujących warunków i wracam zziębnięty i niezadowolony.