O jedną piątą spadła w tym roku rentowność polskich 10-letnich obligacji. I może dalej spadać, jeśli EBC ogłosi jutro interwencyjny wykup długu strefy euro.

Dziś resort finansów zaoferuje obligacje pięcioletnie za maksymalną kwotę 4 mld zł. Będzie to jedyna emisja w sierpniu. Dlatego eksperci nie mają wątpliwości, że nie będzie miał problemów ani z popytem, ani z ceną. Nasze papiery skarbowe od miesięcy cieszą się dużą popularnością wśród inwestorów. Ich rentowność spada. Do historycznych rekordów rentowności zostało niewiele. Dla papierów dziesięcioletnich to jeszcze jakieś 40 pkt, dla pięciolatek już tylko 10 pkt, dla obligacji dwuletnich – 15 pkt.

Po ubiegłotygodniowym krótkim odreagowaniu i wzroście rentowności nie ma śladu. Ale to nie jest efekt spekulacyjnej gry. Tak przynajmniej sądzą nasi rozmówcy. Spadek rentowności polskich obligacji da się bowiem racjonalnie wytłumaczyć. Papiery dwuletnie zyskują, bo rynek mocno wierzy, że Rada Polityki Pieniężnej niebawem zacznie obniżać stopy. Inwestorzy spodziewają się trzech lub czterech takich decyzji, w kwietniu przyszłego roku główna stopa NBP miałaby wynosić 4,00 – 3,75 proc. Dziś wynosi 4,75 proc.

A popyt na obligacje pięcio- i dziesięcioletnie jest skutkiem odpływu kapitału ze strefy euro. Kupowanie obligacji z wysoką rentownością – np. hiszpańskich – obarczone jest dużym ryzykiem. Z kolei papiery bezpieczne – np. niemieckie – dają niewielki zysk.

– Globalna płynność trafia na takie rynki jak polski, czeski, meksykański czy turecki, czyli do krajów z grupy rynków wschodzących o wysokich stopach procentowych i niskim ryzyku fiskalnym – mówi Jakub Borowski, ekonomista Kredyt Banku.

Reklama

Arkadiusz Urbański, ekonomista Pekao, dodaje, że inwestorom łatwiej przychodzi podjąć decyzję o przeniesieniu kapitału, odkąd EBC obniżył stopę depozytową do zera. Bankom komercyjnym nie opłaca się już lokować pieniędzy w banku centralnym. Szukają innych inwestycji. – Nam wystarczy, że dostaniemy kawałek z tego tortu wartego kilkaset miliardów euro – mówi Arkadiusz Urbański.

Od EBC może jeszcze dużo zależeć. Jeśli jutro nie zrobi nic, to rozczaruje rynek, który po wypowiedziach prezesa banku Mario Draghiego z poprzedniego tygodnia spodziewa się nadzwyczajnych działań w obronie euro. Zawód oznaczać będzie pogorszenie nastrojów i wyprzedaż – np. złotego.

– Waluta i akcje powinny tracić najmocniej. Na obligacjach też może dojść do korekty, która zresztą by się przydała. Rentowności mogą pójść w górę o około 10 pkt bazowych. Ale na tym koniec – mówi Arkadiusz Urbański. Gdyby jednak EBC zdecydował się na jakiś ruch, czyli np. interwencyjny skup obligacji krajów strefy euro, sytuacja na polskim rynku mogłaby się skomplikować. Kupowanie obligacji hiszpańskich czy włoskich nie byłoby już tak ryzykowne i część inwestorów mogłaby wrócić na tamte rynki. Ale nasi rozmówcy są dobrej myśli – taka operacja nie powinna naszym papierom zaszkodzić. W dłuższym czasie może nawet pomóc, bo banki, które mają dziś w portfelach obligacje krajów strefy euro, po interwencji EBC zamienią je na gotówkę. I będą ją musiały gdzieś ulokować.

– Taki wzrost płynności to w dłuższym terminie dobra informacja. Nie mam poczucia, że jest duże ryzyko przeceny polskich obligacji – tłumaczy Jakub Borowski. Nasi rozmówcy są zgodni: dziś największym zagrożeniem dla polskich obligacji jest spowolnienie gospodarcze w kraju. Polska na razie odcina kupony od wypracowanej wcześniej dobrej opinii kraju o najwyższym wzroście w UE. Ale gdyby wzrost PKB wyhamował do 2 proc., część inwestorów mogłaby zwątpić w rządowy plan zmniejszania deficytu.