W tym tygodniu na spotkaniu Eurogrupy stwierdzono, że to, co zostało ustalone, naprawdę obowiązuje.
To dobra wiadomość – Europa nie wycofała się z pierwszego znaczącego postępu w pracy nad opanowaniem kryzysu. Liderzy strefy euro obrali kurs na unię bankową. Postanowili rozerwać groźny związek między państwami a ich systemami bankowymi, którego słabości obnażył kryzys dłużny.
Trzydzieści miliardów euro przeznaczono na dokapitalizowanie hiszpańskich banków. To jedynie zaliczka – łącznie na ten cel ma pójść 100 mld euro. Co jednak ważniejsze, strefa euro potwierdziła, że kiedy powstanie wspólny urząd nadzoru bankowego, hiszpański rząd nie będzie odpowiadał za przyznaną pomoc. To utemperuje apetyty urzędników, którzy twierdzili, że bezpośrednie wpompowanie wspólnych funduszy ratunkowych w hiszpańskie banki wymaga suwerennych gwarancji Madrytu.
To nie rozwiąże problemów Hiszpanii ani całego kryzysu dłużnego. Dopóki nie ruszy nowy urząd nadzoru, Madryt będzie musiał uwzględniać koszty programów ratunkowych w swoim bilansie. To może oznaczać, że jeszcze przez jakiś czas będzie zmuszony pożyczać na ponad 7 proc. Pojawił się jednak przynajmniej zarys rozwiązania. Zakładając, że członkowie strefy euro zaakceptują oddanie wspólnemu organowi nadzoru władzy nad swoimi bankami za cenę kolektywnej pomocy, do końca roku banki przestaną być kamieniami wiszącymi u szyi państw. Hiszpania w oczekiwaniu na ten moment może sobie pozwolić na płacenie wyższych rentowności.
Reklama
Wiele innych rzeczy wciąż może pójść źle. Rynki mogą się całkowicie zamknąć na Hiszpanię, Włochy lub inne kraje. Brak zdecydowanej woli, by wykorzystać Europejski Mechanizm Stabilizacyjny do kupowania ich obligacji, jest niepokojący, podobnie jak brak wszelkiej determinacji, by zwiększyć skuteczność działania EMS poprzez przyznanie mu licencji bankowej. Kryzys może się również pogłębić, ale rośnie przynajmniej świadomość, że fiskalne zaciskanie pasa może pójść za daleko w unii gospodarczej, która nie ma znaczącego deficytu zewnętrznego.
Pomimo tych przeciwności strefa euro może w końcu wyrwać się z finansowego wiru, w który wpadła dwa lata temu. Pytanie brzmi, czy państwa narodowe pozostaną na pokładzie, czy opuszczą statek, gdy przyjdzie do oddawania władzy nad bankami, które uznają za swoje.