I trudno wymagać od firmy, nawet takiej jak Apple, by co roku stawiała rynek na głowie jakimś niespotykanym dotąd produktem.

Jednak na miesiąc przed premierą akcje Apple traciły na wartości ok. 6 proc. Po premierze również straciły, niewiele bo ok. 1 proc., a cena wynosiła wówczas ok. 111 dol. Od tego czasu pojedyncza akcja nieco zyskała na wartości, bo dziś za papier Apple płaci się ok. 116 dol.

Jednak to niezwykłe zachowanie kursu Apple. Każdą premierę nowych urządzeń inwestorzy traktowali jak pewnik wzrostu kursu akcji i za każdym razem cena na miesiąc przed premierą szła w górę. Jak wyliczyła firma analityczna BTIG Research, mniej ( 1,2 proc.) przy premierze iPhone 3G w 2008 r. lub więcej (6,3 proc.) przy premierze iPhone’a 5. Ale nigdy nie spadła, jak przy nowych „szóstkach”. Poza jednym wyjątkiem. W 2007 r. na miesiąc przed premierą pierwszego iPhone’a akcje straciły ok. 3,2 proc. Ale wówczas sprawy miały się całkiem inaczej. Steve Jobs prezentował światu całkiem nowe, nieznane szerzej dotąd urządzenie, nie do końca było wiadomo, czego się po nim spodziewać. Jobs zmienił zasady gry całego rynku telefonów, choć na widoczne efekty przyszło trochę poczekać.

Chińska zagadka

Reklama

- Spadki kursu rozpoczęły się pod koniec lipca, po publikacji wyników za drugi kwartał roku (trzeci kwartał fiskalny Apple). Przed wynikami kurs zanotował swój historyczny rekord 133,38 dol., dzień po wynikach nastąpił silny spadek do 125,2 dol. mimo, że publikowane wyniki były doskonałe i lepsze od oczekiwań – mówi Paweł Jackowski, dyrektor departamentu zarządzania aktywami w DM TMS Brokers.

- Moim zdaniem powodem tych spadków jest przede wszystkim ogólna sytuacja rynkowa, a w szczególności obawy analityków o spadek dynamiki wzrostu sprzedaży na rynku chińskim, w związku z pogorszeniem się sytuacji makroekonomicznej – mówi Paweł Jackowski. – Oczekiwania co do dalszego wzrostu w Chinach były rzeczywiście wysokie biorąc pod uwagę fakt, że w kwartale zakończonym w czerwcu sprzedaż wzrosła tam ponad dwukrotnie do 13 mld dol. – dodaje.

Inwestorzy na iPhone’a są bardzo wyczuleni. Dziś za dwie trzecie przychodów Apple odpowiadają właśnie smartfony. Sprzedaż iPadów generowała ok. 9 proc. przychodów w minionym kwartale, komputery 12 proc., reszta jak zegarki, iPody, aplikacje czy usługi w zestawieniu z całym finansowym tortem Apple to drobnica.

Na razie iPhone’y sprzedają się świetnie. W minionym kwartale Apple sprzedał ok. 47,5 mln urządzeń. W rekordowym, bo ostatnim kwartale 2014 r. rozeszło się niemal 75,5 mln iPhone’ów, choć tu Apple był na dopingu – raz, że „szóstki”, nowość na rynku, wyraźnie odbiegały kształtem i możliwościami od poprzednich iPhone’ów, dwa, że okres przedświąteczny wspomagany gorączką zakupową to najlepszy czas sprzedażowy dla branży. Pytanie, kiedy te wzrosty zderzą się ze ścianą?

Rynek się nasyca

- Wątpliwości co do zdolności utrzymania przez Apple silnego tempa wzrostu nie jest niczym nowym. Ale nie można mówić o przewartościowaniu tej spółki – mówi Paweł Jackowski. Tłumaczy, że Apple to jak dotąd największa firma na świecie pod względem kapitalizacji rynkowej (ok. 650 mld dol.), potem długo nic i „dopiero” Google z kapitalizacją 400 mld dol. – Przy tej wielkości spółka dostarcza świetne wyniki finansowe, zysk na akcję w ostatnich miesiącach wzrósł o 40 proc., jednocześnie regularnie wypłaca dywidendę i skupuje własne akcje – mówi Paweł Jackowski. Dodaje, że sprzedaż na rynkach azjatyckich może być niepewna, ale Apple sukcesywnie podbiera Samsungowi udziały na rynkach rozwiniętych w kategorii smartfonów z najwyższej półki cenowej.

Jednak nie tylko o rynek azjatycki tu chodzi. Firma analityczna IDC prognozuje, że dynamika wzrostu rynku smartfonów w ujęciu ilościowym w tym roku wyniesie ok. 10 proc. Rynek globalny powoli się nasyca, bo w zeszłym roku mowa była o wzrostach ilościowych rzędu 27,5 proc.

Apple zdaje sobie z tego sprawę i w pewnym sensie już teraz zabezpiecza popyt w przyszłych latach. Wraz z premierą nowego iPhone’a firma wprowadziła iPhone Upgrade Program. – To coś w rodzaju połączenia sprzedaży ratalnej i 2-letniego abonamentu na używanie iPhone’a. To bardzo dobra odpowiedź na nasycenie amerykańskiego rynku sprzętem Apple, gdzie iPhone ma już ponad 40 proc. udziału – mówi Marek Kujda, starszy analityk rynku smartfonów w IDC. Klient będzie płacił od 32 do 45 dol., w zależności od wersji smartfona, a ceną za otrzymanie po roku nowego iPhone’a prosto z taśmy produkcyjnej będzie przedłużenie umowy na kolejne dwa lata i zwrot starego sprzętu. – Można założyć, że większość klientów skusi się na nowy model iPhone’a, dzięki czemu Apple zagwarantuje sobie rok naprzód pewną wielkość sprzedaży smartfonów i jeszcze bardziej przywiąże klienta do swojego ekosystemu produktów i usług – tłumaczy Marek Kujda. Tym bardziej, że stała, lecz stosunkowo niska opłata miesięczna wielu mniej boli, niż jednorazowy wydatek na drogie urządzenie.

>>> Czytaj też: Apple stał się zbyt chiński. Uzależnienie od Państwa Środka uderzy w giganta z Cupertino