W uproszczeniu chodzi o system, który zajmowałby się głównie przechwytywaniem nieprzyjacielskich pocisków. Te deklaracje wydały się dobrym żartem, o którym szybko zapomniałem. Ale w poniedziałek minister w podobnym tonie wypowiedział się w radiowej Jedynce. – Narew będzie gotowa w 24 miesiące, jak mówią przedstawiciele przemysłu, od podpisania umowy – stwierdził polityk i wskazał, że to podobny termin jak z dostawą amerykańskich rakiet Patriot. Widać więc, że minister się w czwartek nie przejęzyczył, więc nad jego słowami warto się pochylić.
Mogło się wydawać, że tak zręczny polityk, który doskonale rozgrywa konflikt z prezydentem, będzie wyciągał wnioski ze swoich wypowiedzi. W wojsku mówi się o „dorastaniu do stanowiska”. Niestety – mimo dwóch lat pełnienia funkcji ministra obrony narodowej – to nie jest ten przypadek.
Przypomnę z kronikarskiego obowiązku, że w październiku ubiegłego roku minister zadeklarował w Mielcu, że dwa pierwsze śmigłowce Black Hawk trafią do Wojska Polskiego do końca 2016 r. W tym, kończącym się już 2017 r. miało przybyć kolejne osiem sztuk. Tak się oczywiście nie stało. Przy bardzo sprzyjających okolicznościach pierwsze maszyny mogą przylecieć w drugiej połowie 2019 r. Dwa i pół roku po pierwotnie deklarowanym przez Macierewicza terminie. I wcale nie jest pewne, że będą to Black Hawki.
Ostatnie wypowiedzi ministra o systemie Narew są podobne jak te o śmigłowcach. Obecnie rozmowy w tej kwestii wcale nie są zaawansowane. Mówienie, że „w ciągu dwóch lat ten system będzie wstępnie operacyjny”, jest naiwnością co najmniej do kwadratu. Minister powinien brać z dużym dystansem deklaracje przemysłu. Mógł się o tym przekonać w przypadku systemu kierowania polem walki BMS. Rok temu zapowiadał jego testy podczas salonu przemysłu obronnego w Kielcach, a kilka tygodni temu oświadczył, że jest problem w tej materii oraz że „został wprowadzony w błąd”. Wojsko Polskie nie ma tego kluczowego systemu i – to jedyne, co wiadomo – zbyt szybko mieć nie będzie. Deklaracje ministra Macierewicza co do terminów dostaw systemu Narew również można włożyć między bajki. Chyba żeby zrezygnować z zakupu od Amerykanów rakiet Patriot i postawić na budowę Narwi. Ale o tym minister nie wspominał.
Reklama
Minister po raz kolejny popełnia też inny błąd i przed podpisaniem umowy wskazuje swojego faworyta – w przypadku systemu obrony powietrznej krótkiego zasięgu mówi o brytyjskiej firmie. Podobnie było z innymi systemami, które są właśnie kupowane, np. z programem artylerii dalekiego zasięgu Homar. Zapewne częściowo właśnie takie deklaracje ministra są powodem ostatnich problemów w negocjacjach w kwestii Homara. Według polskich negocjatorów z Polskiej Grupy Zbrojeniowej amerykański potentat Lockheed Martin nie chce przelać na papier swoich wcześniejszych słownych deklaracji. Przedstawiciele PiS krytykowali poprzedni rząd m.in. za zbyt szybką rezygnację z konkurencyjności w postępowaniach – słusznie.
Jednak w wypowiedzi ministra w radiowej Jedynce można dosłuchać się odrobiny racjonalności. Macierewicz powiedział, że w pewnej konfiguracji „system Patriot może zacząć funkcjonować w Polsce od 2019 roku”. I choć ta data jest bardzo mało prawdopodobna (nieco ponad rok temu minister na sejmowej komisji obrony twierdził, że Patrioty trafią do Polski do połowy 2018 r.), to kluczowe jest, że Antoni Macierewicz użył słów „w pewnej konfiguracji”. Oznaczać to może, że resort obrony po wstępnych deklaracjach Amerykanów o pułapie cen za pierwszy etap dostaw patriotów, zaczął brać pod uwagę wariant umowy bez offsetu i systemu dowodzenia IBCS. Choć oczywiście warto by mieć i jedno, i drugie, prawda może okazać się prozaiczna: zwyczajnie nas na to nie stać. I w tych oparach absurdu, które roztacza minister Antoni Macierewicz, taki sygnał musi cieszyć. ⒸⓅ

>>> Polecamy: Zamieszanie wokół śmigłowców dla wojska. Przetarg na 8 maszyn, a offset prawie jak za 50