Setki tysięcy ton antracytu trafiają do Polski koleją przez Rosję i Białoruś. Kupowały go liczne polskie firmy. Istnieją narzędzia, aby walczyć z przemytem.
ikona lupy />
Pawło Żebriwski szef administracji wojskowo-cywilnej obwodu donieckiego / Dziennik Gazeta Prawna
DGP opisywał, jak separatyści z Zagłębia Donieckiego sprzedają do Polski antracyt nielegalnie wywożony z kontrolowanej przez Rosję części Ukrainy. Zareagowali Amerykanie, którzy dodali do list sankcyjnych bohaterów naszych tekstów i część ich firm. UE i Polska nie zrobiły nic.
W październiku 2017 r. ujawniliśmy, że handlem po stronie samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL) zajmował się Ołeksandr Melnyczuk, były wiceminister energetyki tego parapaństwa, a zyski trafiały do kieszeni ługańskich watażków. W mechanizm był zaangażowany szereg firm pośredniczących kontrolowanych przez Melnyczuka, a zarejestrowanych na Cyprze, w Hongkongu, Polsce, Rosji, Saint Kitts i Nevis, Wielkiej Brytanii oraz na Ukrainie.
Setki tysięcy ton antracytu trafiają do Polski koleją przez Rosję i Białoruś. Kupowały go liczne polskie firmy, które opisaliśmy. W niektórych z nich udziały mieli donbascy separatyści. Przez Polskę surowiec trafiał do innych państw UE. Z punktu widzenia Ukrainy to nielegalny eksport. Unia zaś nie nałożyła embarga na handel z separatystami, ale przewidziała zamrożenie kont „osób fizycznych lub prawnych, które przeprowadzają transakcje z grupami separatystycznymi”. O objęcie takich osób sankcjami mogą wnioskować państwa UE i szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini.
Reklama
W styczniu Amerykanie wpisali na czarną listę Melnyczuka i jego firmy, w tym Doncoaltrade. Ta katowicka spółka to pierwszy polski podmiot objęty amerykańskimi restrykcjami. Waszyngton zamroził Melnyczukowi konta, zakazał mu wjazdu do USA i handlu z jego firmami. Teraz każde przedsiębiorstwo, które by robiło z nimi interesy, także naraża się na sankcje. Polski rząd mógł zrobić to wcześniej, zablokować proceder i osiągnąć sukces polityczny na arenie międzynarodowej.
Nie zrobił nic, także po tym, jak USA wpisały Melnyczuka na czarną listę. Polskie MSZ zapewnia nas, że temat spółki Doncoaltrade nie pojawił się w rozmowach z Waszyngtonem. – Trudno sobie wyobrazić, by przed objęciem sankcjami polskiej firmy Amerykanie nie próbowali sprawy załatwić w dyplomatycznych rozmowach z Warszawą – komentuje informator znający tajniki polityki sankcyjnej Białego Domu.
Resort energii zignorował pytania DGP o to, co w tej sprawie zrobiono. Marta Arendt z biura prasowego Ministerstwa Przedsiębiorczości odpowiedziała, że „sprawą importu antracytu zajmuje się MSZ”. Resort dyplomacji polecił nam „kontakt z Ministerstwem Energii jako instytucją właściwą w przedmiocie zapytania”. W odpowiedzi na uszczegółowione pytania przeczytaliśmy zaś, że „na forum UE w IV kwartale 2017 r. nie były prowadzone prace na temat modyfikacji zakresu sankcji”.
Z decyzji Rady nr 2014/145/WPZiB wynika jednak, że nie trzeba poszerzać restrykcji obejmujących Rosję i separatystów, by dopisać Melnyczuka i jego firmy do unijnej listy sankcyjnej, stanowiącej załącznik do opisywanego dokumentu. Polska może wnioskować o uzupełnienie załącznika, a członkowie UE taką decyzję podejmują jednomyślnie. Zapytaliśmy, czy resort skorzystał z tego prawa, jakie były losy wniosku, a jeśli nie został złożony, to dlaczego. „MSZ nie posiada informacji nt. objęcia p. Melnyczuka sankcjami” – stoi w odpowiedzi. Nasze źródła mówią, że z kompetencji pozwalających na wnioskowanie o objęcie Melnyczuka sankcjami nie skorzystała też szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini.
Jarosław Wałęsa, stały sprawozdawca ds. Ukrainy w komisji handlu zagranicznego PE, planuje zapytać Komisję Europejską, co zrobiła w tej sprawie. My też zapytaliśmy Brukselę o powód jej indolencji. „Tzw. ŁRL jest objęta sankcjami finansowymi. To znaczy, że żadne środki pośrednio ani bezpośrednio nie mogą służyć separatystom w osiąganiu korzyści majątkowych. Wdrażanie środków ograniczających jest kompetencją władz narodowych. Komisja Europejska monitoruje implementację prawa unijnego. W omawianym przypadku Komisja pozostaje w kontakcie z polskimi władzami” – odpisało biuro prasowe KE. Według źródła w Brukseli zwróciła się ona do Polski o informacje.
Jest jeszcze jeden, bardziej techniczny sposób na rozwiązanie problemu. Ponieważ antracyt jest obłożony zerowym cłem, na granicy unijnej nie wymaga się przedstawiania certyfikatów pochodzenia. Ten wymóg można by wprowadzić. A dodanie do niego obowiązkowych badań składu surowca na granicy pomogłoby ustalić, że pochodzi on z Donbasu, a zatem rosyjskie certyfikaty, którymi dysponują traderzy, są fałszywe. Takiej decyzji także nie podjęto. „Przywóz antracytu pochodzenia ukraińskiego nie jest objęty zakazem, na towar ten nie nałożono żadnych ograniczeń ani embarga. Nie ma podstawy prawnej, aby zablokować możliwość przywozu takiego węgla” – odpowiedziała nam Krajowa Administracja Skarbowa.

Media do walki z chciwością

Rozmowa z Pawło Żebriwskim, szefem administracji wojskowo-cywilnej obwodu donieckiego

Jak Ukraina blokuje wwóz antracytu z terenów okupowanych?
W lutym 2017 r. wprowadzono blokadę handlu z tymi obszarami. Od tego czasu antracyt jest wywożony do Rosji, a stamtąd z pomocą pośredników trafia do Europy, w tym do Polski. Są ukraińskie firmy, które kupują antracyt w Rosji. Jest różnica między węglem donbaskim i rosyjskim. Łatwo ją wykryć. Urzędy celne na granicy przeprowadzają ekspresowe analizy próbek towaru wwożonego na Ukrainę. Jeśli się okazuje, że pochodzi z terenów niekontrolowanych, nie jest wpuszczany.
Kontrolujecie wszystkie pociągi z antracytem?
Tak. Przeprowadzenie ekspresowej analizy próbek jest obowiązkowe na podstawie decyzji rządu. Ukraina importuje antracyt z Rosji, RPA i USA. Sprawdzany jest każdy wagon rosyjskiego antracytu. Wpuszczenie ładunku bez takiej analizy podlegałoby karze.
Były takie przypadki?
Nie słyszałem. Firma Donbasenerho, która sprowadza rosyjski antracyt do elektrowni w Słowiańsku w obwodzie donieckim, nigdy nie sprawia takich problemów.
Wywóz antracytu z Ługańska kontrolował były wiceminister energetyki Ługańskiej Republiki Ludowej Ołeksandr Melnyczuk. Potem biznes zaczął przejmować Serhij Kurczenko. Kto wywozi antracyt z Doniecka?
Nie wiem.
Zna pan Andrija Bohdanowa? DGP dowiódł, że jego firmy dawniej wywoziły antracyt do Polski, ale mało kto o nim słyszał.
Na rynku kontrolowanej części obwodu donieckiego go nie ma. Nie znam go. Nie jestem z Doniecka, pracuję tu raptem trzy lata. W Ługańsku zajmuje się tym Kurczenko. W Doniecku częściowo także on, choć widziałbym też rolę „Taszkenta”. To Ołeksandr Tymofiejew, tzw. minister dochodów DRL. Bez jego udziału węgiel nie może być wywożony.
„Taszkent” jest znany z tego, że kontroluje gospodarkę DRL.
Częściowo kontrolują ją Rosjanie, ale część oddali jemu.
Po stronie Rosji nadzorcą wciąż jest wiceminister rozwoju Siergiej Nazarow?
Nazarow to wykonawca. Kuratorem pionu gospodarczego jest wicepremier Dmitrij Kozak. Pion polityczny pozostaje domeną Władisława Surkowa.
USA objęły sankcjami część opisanych przez DGP ludzi i firm. Kraje UE nie zrobiły nic.
Tylko praca mediów i naciski społeczne mogą wpłynąć na rządy. Gdy rozmawiam z delegacjami parlamentów Francji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii, słyszę skargi, że zachodni biznes traci na sankcjach. Trudno ich przekonać, że w 1939 r. też wszyscy myśleli, że handel z Niemcami jest w porządku i można na nim zarobić. Tylko media mogą pomóc okiełznać tę chciwość, która może doprowadzić do nieodwracalnych szkód.

>>> Czytaj też: Polska spółka widmo kupuje węgiel z okupowanego Donbasu