Samorząd lekarski zbiera dane o skali zjawiska, NFZ zapowiada analizę, a medycy ujawniają swoje umowy, potwierdzając, że pomniejszanie wynagrodzeń o koszty badań jest powszechnym procederem.
Jedni twierdzą, że podobne praktyki trwają do wielu lat, inni nie są w stanie uwierzyć, że ktoś takie umowy podpisuje. O tym, że lekarzom proponuje się tego rodzaju kontrakty, DGP napisał w zeszłym tygodniu. Bartosz Fiałek z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, który nagłośnił to zjawisko po tym, jak sam zetknął się z podobną propozycją, wczoraj opublikował fragmenty umów przesłanych mu przez kolegów. I podkreśla, że niezależnie od tego, od jak dawna ten proceder trwa, nie jest za późno, by się mu przeciwstawić. Zagraża to bowiem bezpieczeństwu i pacjentów, i lekarzy.

Chcesz zarabiać? Nie lecz

Jak wynika z klauzul zawartych w umowach, proponowane wynagrodzenia zwykle są pomniejszane o 50 proc. lub całość kosztów badań. Przykłady? „Zleceniobiorca będzie pokrywał połowę kosztów badań diagnostycznych ponoszonych przez zleceniodawcę, na które skieruje pacjentów”, „Strony ustalają, że należność z tytułu udzielania określonych umową świadczeń w poradni kardiologicznej wynosi 50 proc. kwoty ustalonej w kontrakcie z NFZ za 1 pkt udzielonej porady, pomniejszonej o połowę kosztów badań diagnostycznych zleconych przez przyjmującego zamówienie do wykonania w jednostkach diagnostycznych udzielającego zamówienia. W przypadku zlecenia badań do innych jednostek diagnostycznych (…) koszt tych badań w całości ponosi przyjmujący zamówienie”.
Reklama
Bartosz Fiałek tłumaczy, że postanowił opublikować przesłane przez kolegów umowy, ponieważ spotykał się z niedowierzaniem. – To dzieje się na naszych oczach i jest powszechne. Umowy zebrałem z całej Polski, pracują tak lekarze specjalizacji zabiegowych i niezabiegowych. Kolejne osoby wciąż się odzywają – podkreśla.
Eksperci, z którymi rozmawiał DGP, w większości byli zaskoczeni takimi praktykami. Wskazywali, że dotychczas funkcjonowały one raczej w stosunku do grup lekarzy. Z drugiej strony pojawiały się głosy, że przy dobrych cenach każde badanie jest dla placówki opłacalne, a część z nich nie jest kosztem, bo są oddzielnie kontraktowane. Lekarze jednak przyznają, że bywają naciskani, by nie nadużywać procedur diagnostycznych.
Drugą stroną medalu jest podstawowa opieka zdrowotna (POZ), gdzie od lat funkcjonuje podobny mechanizm – w ramach stawki kapitacyjnej, którą lekarze POZ otrzymują za pacjenta, muszą być sfinansowane również badania. Część placówek niechętnie je w związku z tym wykonuje, przerzucając ten obowiązek na przychodnie specjalistyczne. A niektóre z nich radzą sobie z tym w ten sposób, że wywierają finansową presję na zlecających je lekarzy.

Trwają analizy

Procederowi postanowiła przyjrzeć się Naczelna Rada Lekarska. Jej prezes Andrzej Matyja zaapelował do kolegów, by zgłaszali przypadki zawierania przez podmioty lecznicze kontraktów skonstruowanych w taki sposób, że kwota wynagrodzenia należnego lekarzowi jest obniżana o koszty zleconych przez niego badań. – Wiedza o skali tego zjawiska pozwoli na podjęcie odpowiednich kroków w tej kwestii – podkreślił.
Również rzecznik praw pacjenta Bartłomiej Chmielowiec podjął działania wyjaśniające. Ustala listę podmiotów stosujących takie umowy oraz bada opisywane przypadki w kontekście naruszenia zbiorowych praw pacjentów do świadczeń zdrowotnych.
Analizy zapowiedział też Narodowy Fundusz Zdrowia, o czym informowaliśmy w zeszłym tygodniu.

>>> Czytaj też: Tak rosną nierówności. 1 proc. najbogatszych Amerykanów ma już prawie tyle majątku, co cała klasa średnia