W zasadzie potrzebował tylko impulsu do pokonania tych poziomów, co otwierało by drogę do maksimum z początku roku, czyli 942,8 pkt., zresztą nie tylko na tym rynku, a na większości ważniejszych indeksów. Na decyzję indeks zareagował początkowo tylko nieco większą zmiennością, zaś próba pokonania oporu przyszła kwadrans później. Udało się odnotować wzrost do 881,3 pkt., ale indeks bardzo szybko cofnął się i przed zamknięciem był już nawet poniżej 870 pkt.

Nie oznacza to jednak, iż scenariusz wzrostowy mamy kategorycznie z głowy. W trakcie notowań w Azji kontrakty na S&P500 znów delikatnie wzrastały, a było to zasługą lepszych danych z Japonii. Inwestorów pozytywnie zaskoczyła produkcja przemysłowa za marzec, która wzrosła o 1,6% w skali miesiąca (wobec oczekiwanego spadku o 1% m/m), ale także, a być może przede wszystkim kwietniowy PMI dla przemysłu, który poszybował z 33,8 pkt. do 41,4 pkt. Gdyby skokowy wzrost tego indeksu rzeczywiście potwierdził się we wzroście aktywności w Japońskiej gospodarce, okazałoby się, że załamanie, które obserwowaliśmy w okresie ostatnich sześciu miesięcy było zjawiskiem przejściowym i recesja nie będzie tak głęboka. A to już byłby zdecydowanie wystarczający powód do kontynuacji wzrostów na rynkach akcji i dobrego sentymentu na rynkach ogółem. Potwierdzeniem takiego scenariusza byłby także wzrost amerykańskiego indeksu ISM (odpowiednika PMI), który będzie publikowany w piątek.

Dziś inwestorów czekają dane o dochodach i wydatkach amerykańskich gospodarstw domowych za marzec (godzina 14.30, oczekiwania odpowiednio –0,2% m/m i 0,0% m/m), indeks Chicago PMI (godzina 15.45, oczekiwana wartość 34 pkt.) oraz standardowo tygodniowe dane o nowych bezrobotnych (godz. 14.30, oczekiwane 640 tys.).

Reklama