Takie zróżnicowane reakcje inwestorów świadczą o tym, że ulegają oni bardziej nastrojom, niż kierują się racjonalnymi przesłankami. Taka jest zresztą od zawsze natura rynków. Po trwającym kilka tygodni okresie wyczekiwania na impuls, przyszło zniecierpliwienie. Opublikowanie prognozy Banku Światowego było więc tylko
katalizatorem. Ale jedynie na krótko. Kiedy można się było spodziewać, że po silnych poniedziałkowych spadkach czeka nas głębsza korekta, giełdy znów powróciły do ruchu horyzontalnego.

Dzisiejsza prognoza OECD powinna była spowodować przynajmniej pogorszenie się nastrojów, jeśli nie spadek o podobnej skali. Tak się jednak nie stało. Trochę to dziwne, bo nawet jeśli porównać szacunki dotyczące spadku PKB na ten rok, to OECD jest bardziej pesymistyczne, przynajmniej jeśli chodzi o Europę. Jest natomiast zdecydowanie bardziej pesymistyczne niż Bank Światowy w odniesieniu do prognoz na przyszły rok. To jednak inwestorów nie wzruszyło. Widocznie stwierdzili, że będzie jeszcze czas, by te słabe prognozy „zdyskontować". To może wskazywać, że z odtrąbieniem hossy trzeba będzie jeszcze trochę się wstrzymać. Na rynkach nie ma nic gorszego, jak zawiedzione nadzieje. To one, a nie prognozy, kierują na nich ruchem.