Niemcy, Francja i Japonia odnotowały wprawdzie wzrost PKB w drugim kwartale br., co wywindowało indeksy giełd, ale na wzrost produkcji należy spojrzeć w kontekście wcześniejszych spadków, które były wyolbrzymione, ponieważ nastąpiły w atmosferze paniki na globalnych rynkach finansowych jesienią ubiegłego roku. "Ostatnie wzrosty produkcji nie tyle sugerują wzrost popytu, co świadczą o tym, że produkcja przemysłowa poszukuje najniższego poziomu odbicia" - napisano w komentarzu redakcyjnym "FT".

W ocenie gazety nie zanosi się na to, by bodziec w postaci luźnej polityki pieniężnej, stosowany przez największe banki centralne świata, miał być rychło wycofany, bardziej prawdopodobne jest jego przedłużenie. Hamulcem popytu jest bezrobocie rosnące w skali całego globu, niedokapitalizowany system bankowy w niektórych krajach, trudno dostępny kredyt dla konsumentów i firm. Recesja nie zaowocowała jak dotąd wyłonieniem nowego systemu makroekonomicznej równowagi. Państwa, których konsumpcja napędzała ostatni boom: USA i W. Brytania mają złe wskaźniki finansowe (wysoki dług narodowy i deficyt budżetu - PAP), a ich nadmiernie zadłużeni konsumenci oszczędzają.

"Ożywienie, by można było je uznać za trwałe, musi mieć wsparcie ze strony popytu w państwach, które w ostatnich latach nie szastały groszem, w szczególności oszczędnych Niemiec i Japonii. Jak dotąd nie ma oznak, by taka zmiana się dokonywała" - konkluduje "FT".

Najciekawsze artykuły z Financial Times w serwisie Forsal.pl

Reklama