Niedawna decyzja berlińskiego rządu o stopniowym wycofaniu się Niemiec z energii atomowej mocno uderzyła w interesy tamtejszych koncernów energetycznych. Aby przetrwać, giganci będą musieli mocno się zmienić.

Przegrana walka

Koncern z Essen, który jest drugim w Niemczech dostawcą energii, przez lata walczył o to, by rząd Angeli Merkel unieważnił przeforsowane jeszcze przez lewicowy gabinet Gerharda Schroedera moratorium na produkcję energii atomowej za Odrą.
Trudno się dziwić: firma jest wszak współwłaścicielem pięciu niemieckich elektrowni jądrowych i ich stopniowe wygaszanie wiąże się z bardzo realnymi stratami finansowymi. Po wyborach 2009 r., gdy chadecy pozbyli się z rządu niewygodnego, socjaldemokratycznego partnera, wszystko wskazywało na to, że nuklearne lobby osiągnie swój upragniony cel. Tak było aż do kwietniowej katastrofy w japońskiej Fukushimie, po której nawet proatomowa część rządzącej chadecji uznała, że należy utrzymać w mocy moratorium nakazujące zamknięcie wszystkich istniejących dziś reaktorów do roku 2021. Stało się wówczas jasne, że dni dotychczasowego szefa firmy Juergena Grossmanna, który mocno zaangażował się w walkę o atom, są policzone.
Reklama

Cichy, ale skuteczny

Jego następca – 48-letni Holender Peter Terium – to postać ulepiona już z zupełnie innej gliny. O ile starszy o dekadę Grossmann był specjalistą od efektownych przejęć i ekspansji w ciężkich branżach atomowej, stalowej i węglowej, o tyle jego następca doświadczenie w działce energetycznej zdobywał w RWE. Zanim tu trafił w 2003 r., pracował najpierw jako ekspert od podatków w holenderskim ministerstwie finansów, konsultingowej firmie KPMG, a potem w przedsiębiorstwie Schmalbach-Lubeca specjalizującym się w produkcji opakowań.
Co sprawiło więc, że od przyszłego roku skromny okularnik pokieruje działającym w kilku krajach regionu (w tym Polsce) gigantem energetycznym? Obserwatorzy nie mają wątpliwości, że zadecydowało jego doświadczenie w cichej, powolnej, ale skutecznej... restrukturyzacji.
Wyróżnił się na tym polu już na krótko po przejściu do RWE, gdy ówczesny szef firmy Harry Roels postawił mu zadanie zwinięcia nieudanej inwestycji esseńczyków w branżę wywozu nieczystości. Terium pozamiatał zgodnie z regułami sztuki: sprawnie i bez zbędnego rozgłosu. Podobnie było, gdy kilka lat później RWE kupiło holenderską spółkę komunalną Essent. Terium od razu wydał dyspozycję zamknięcia 8 z 13 biur firmy. Wszystko odbyło się znów po holendersku: z uwzględnieniem postulatów socjalnych, ale skutecznie.
Teraz przed Teriumem stanie podobne zadanie – tyle że w skali makro. RWE zapowiedziało likwidację 11 tys. z 70 tys. etatów w mocno uzwiązkowionej firmie. Zaoszczędzone pieniądze Terium chce przeznaczyć na inwestycje w inne niż atom i węgiel źródła energii. Już dziś firma mocno tkwi w biznesie gazowym. Rozbudowywane będzie też zapewne skrzydło zielonych technologii. Zadań jest wiele i Terium już zapowiedział, że z powodu awansu nie zrealizuje pewnie swojego prywatnego marzenia. Nie nauczy się grać na saksofonie. Chyba że na emeryturze.