"Sąd uznał, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż podejrzany jest sprawcą zarzucanych mu czynów. Nadto ustalił, że w sprawie zachodzi przesłanka szczególna zastosowania środka zapobiegawczego o charakterze izolacyjnym w postaci obawy tzw. matactwa procesowego" - poinformowała rzecznik białostockiego sądu rejonowego sędzia Beata Wołosik.

Dodała, że - w ocenie sądu - istnieje uzasadniona obawa "podejmowania przez podejrzanego działań zmierzających do uniknięcia odpowiedzialności karnej i podejmowania działań utrudniających postępowanie". Postanowienie o zastosowaniu aresztu nie jest prawomocne, można je zaskarżyć do sądu okręgowego.

Sprawa dotyczy Daniela M., mieszkańca podbiałostockiej miejscowości. Według informacji medialnych, to syn znanego w kraju wykonawcy disco polo.

Prokuratura Rejonowa w Białymstoku postawiła 31-latkowi zarzuty dotyczące trzech przestępstw związanych ze złamaniem sądowego zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych. Grozi za to nawet do 5 lat więzienia. Śledczy wystąpili do sądu o 3-miesięczny areszt tymczasowy; sąd uznał, że są podstawy do zastosowania tego środka zapobiegawczego na miesiąc, czyli z obowiązywaniem do 8 maja.

Reklama

Zespół prasowy podlaskiej policji poinformował w piątkowym komunikacie, że za naruszenie zasad kwarantanny mężczyzna został też ukarany przez inspekcję sanitarną karą w wysokości 10 tys. zł.

Jak wynika z informacji policji, Daniel M. był w wykazie osób poddanych kwarantannie, której przestrzegania funkcjonariusze pilnują poprzez kontrole w miejscach zamieszkania (czy przebywania) tych osób. Kilka dni temu policjanci nie zastali go jednak; co prawda w rozmowie telefonicznej 31-latek twierdził, że jest na miejscu ale potrzebuje kilkunastu minut, by pokazać się w oknie bo bierze prysznic, w rzeczywistości był poza domem; jeden z policjantów zobaczył, że wbiega po schodach. Jak podała policja, twierdził, że "był w odwiedzinach u rodziców i nie ma najmniejszej ochoty stosować się do zasad kwarantanny".

Zatrzymany został po tym, jak dyżurny policji dostał informację, że w nocy ten sam mężczyzna przyjechał samochodem na jedną ze stacji benzynowych w Białymstoku. Pracownik stacji rozpoznał go, "ponieważ pisały o nim gazety".

Prokuratura wydała wtedy nakaz zatrzymania, a zebrane przez policję dowody pozwoliły postawić mu zarzuty związane z trzykrotnym złamaniem sądowego zakazu kierowania pojazdami, z których pierwszy raz miał miejsce w lipcu 2019 roku, kolejne dwa - w ostatnich dniach. "Trwają ustalenia, ile jeszcze ewentualnie razy podejrzany złamał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów" - powiedział PAP szef Prokuratury Rejonowej w Białymstoku Karol Radziwonowicz.

Policjanci ustalili też, że mężczyzna w sumie kilkukrotnie złamał zasady kwarantanny i związane z nią obostrzenia, za co został ukarany ośmioma mandatami karnymi. Inspektor sanitarny - w drodze decyzji administracyjnej - nałożył na 31-latka również karę w wysokości 10 tysięcy złotych.

Test na obecność koronawirusa dał u niego wynik negatywny, dlatego prokuratura nie postawiła mu zarzutów dotyczących potencjalnego zagrożenia zdrowia, a nawet życia innych osób, z którymi miał kontakt łamiąc kwarantannę.(PAP)

autor: Robert Fiłończuk