Wzrost PKB powyżej 3 proc. w tym i przyszłym roku oraz odczyt inflacji CPI odpowiednio na poziomie 3,7 proc. oraz 2,7 proc. prognozuje NBP w najnowszym raporcie o inflacji. Projekcja została oparta na danych zebranych do 18 lutego. Od tego czasu zdarzyło się jednak tyle, że to scenariusz z ryzykami w dół.
ikona lupy />
Projekcja PKB (graf. Obserwator Finansowy) / Inne

Prezentacja „Raportu o inflacji. Marzec 2020 r.” odbyła się w dniu, w którym większość światowych giełd gwałtownie przekroczyła granicę oddzielającą korektę od bessy, a baryłka ropy WTI taniała momentami o 33 proc. w porównaniu z piątkowym zamknięciem. 9 marca na rynkach splotły się obawy o epidemię koronawirusa z efektami konfliktu Arabii Saudyjskiej z Rosją, który skutkować będzie dużą nadpodażą ropy. Wydarzenia tego kalibru muszą mieć wpływ na perspektywy światowej i polskiej inflacji oraz wzrostu gospodarczego. Przynajmniej krótkoterminowo.

– Od kwietnia wydobycie ropy będzie rosło. Arabia Saudyjska zadeklarowała, że będzie zwiększała swój udział w rynku, a ma ogromną przewagę bo ropę wydobywa najtaniej (…) Efekt jest taki, że jak na to nałożymy spadek zapotrzebowania w Chinach i wzrost wydobycia w Stanach (…) i jeszcze rekordowe zapasy, to presja na spadek cen ropy będzie bardzo niska, co oczywiście przełoży się na inflację. Ceny paliw w koszyku inflacji to 5,4 proc. – komentował na gorąco Jacek Kotłowski, zastępca dyrektora Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP.

Do czynnika koronawirusa odniósł się zaś Piotr Szpunar, dyrektor DAE NBP.

Reklama

– Scenariusz bazowy uwzględnia przejściowe tylko spowolnienie wywołane tym zjawiskiem, natomiast w rozkładzie ryzyk, który jest ewidentnie przechylony w dół dla wzrostu, mamy pozostałe scenariusze. Wydaje się, że nadal to jest ujęcie dość zdroworosądkowe, bo kombinacji różnych wydarzeń może być wiele, a niepewność jest bardzo silna – wyjaśniał.

Eksperci NBP odnieśli się także do powtarzanego od czasu wybuchu epidemii w Chinach pytania – czy czasowe wyłączenie drugiej gospodarki świata to bardziej szok podażowy zwiększający ceny, czy popytowy, zmniejszający je?

– Ten efekt popytowy będzie silniejszy. Popytowy na wiele usług, towarów przemysłowych. Z tym związane będą obniżki, promocje spadki cen. Widzimy jak ropa poszybowała w dół (…) Efekty podażowe też mogą być, prawdopodobnie mogą podrożeć ceny niektórych dóbr np. żywności często nabywanej, dóbr higienicznych i farmaceutycznych, ale udział ich w koszyku jest relatywnie niewielki, również zakłócenia w sieci podaży w sytuacji, kiedy spada popyt mają mniejsze znaczenie – wyjaśniał Jacek Kotłowski.

Pamiętając o powyższych zastrzeżeniach przyjrzyjmy się samej projekcji. Największa różnica dotyczy inflacji w 2020 roku. W listopadzie 2019 roku ekonomiści NBP spodziewali się, że wyniesie ona 2,8 proc. na koniec 2020 roku, w najnowszej projekcji zakładają 3,7 proc.

Między listopadem a marcem zmieniło się jednak wiele. Bardzo mocno wzrosły opłaty za wywóz śmieci, większa od oczekiwań była też podwyżka taryf na sprzedaż i dystrybucję energii elektrycznej, wyższa niż zapisano w budżecie okazała się stawka akcyzy na alkohol i papierosy, a do tego doszła inflacja cen żywności, która źródło również ma w Chinach. Wolniej niż zakładano odbudowuje się bowiem pogłowie świń po epidemii afrykańskiego pomoru świń (ASF).

Nieznacznie pomiędzy rundami zmieniła się za to prognoza PKB. W listopadzie 2019 roku zakładano, że na koniec 2020 roku wzrost gospodarczy wyniesie 3,6 proc., a obecna prognoza to 3,2 proc. Nie trzeba chyba dodawać, że to wynik rewizji prognoz w dół wzrostu w gospodarce światowej, ale też silniejszego niż oczekiwano spadku dynamiki konsumpcji polskich gospodarstw domowych.

Co ważne jednak, hamujące tempo wzrostu PKB ma przyczynić się do powrotu inflacji do 2,5 proc. w czwartym kwartale 2021 roku (po raz pierwszy w projekcji są również prognozy kwartalne).

„W 2021 r. wygaśnie oddziaływanie na inflację CPI zmian o charakterze regulacyjnym wpływających w br. na kształtowanie się cen towarów objętych akcyzą oraz taryfy energii elektrycznej. Jednocześnie w przyszłym roku inflację cen konsumenta obniży założone w projekcji wygasanie zaburzeń podażowych związanych z epidemią ASF w Chinach. Wzrost wszystkich komponentów CPI będzie dodatkowo ograniczać niższa presja popytowa w gospodarce powiązana z osłabieniem tempa wzrostu gospodarczego w latach 2020-2021. W konsekwencji powyższych uwarunkowań inflacja CPI w przyszłym roku obniży się i powróci do ścieżki centralnej poprzedniej rundy prognostycznej” – czytamy w „Raporcie o inflacji”.

Co na to rynek? Tuż przed startem konferencji NBP i po tąpnięciu cen ropy swoją prognozę PKB na ten rok z 2,8 proc. do 1,6 proc. zrewidował zespół mBanku. Podwyższył za to wyraźnie prognozę na 2021 rok, bowiem „efekty bazowe, restart cyklu unijnego i tąpnięcie cen ropy naftowej oznaczają, że w 2021 roku dynamiki PKB mogą wyglądać imponująco”. Sumarycznie prognoza mBanku na lata 2020-2021 nie odbiega istotnie od projekcji banku centralnego w tym samym okresie. Jednak ekonomiści mBanku też przyznają – „poruszamy się po omacku w obliczu szoku i efektów, które są słabo poznane i opisane”.

– Projekcja NBP byłaby kardynalną informacją w normalnych czasach, a przy tak gwałtownych zmianach, przy świadomości, że cut-off date był trzy tygodnie temu przestaje ona być istotnym punktem odniesienia – ocenia Łukasz Tarnawa, główny ekonomista BOŚ.

Podobnie uważa główny ekonomista Banku Millennium Grzegorz Maliszewski. Jego zdaniem ostatnie dni pokazały, że wpływ epidemii na koniunkturę w Europie i Polsce będzie większy i szybszy niż się wydawało. W szczególności odczuwa to sektor usług.

– Mieliśmy także załamanie cen ropy, a to zmienia perspektywy dla inflacji. Przy takim spadku, jeśli się okaże trwały powrót inflacji do celu może być szybszy. Należy się zgodzić, że wpływ czynników, które ujawniły się w ostatnich tygodniach spowoduje, że wzrost gospodarczy będzie niższy, niższa będzie także inflacja – zarówno ze względu na słabnący popyt, jak i spadające ceny surowców – podsumowuje Maliszewski.

Autor: Marek Pielach

Współpraca Maciej Jaszczuk